środa, 31 sierpnia 2016

Rozdział 11

~~~~~Leon~~~~~



-Dziękuję, do widzenia! - i mam nadzieję do nie zobaczenia. Pożegnałem się z mechanikiem mam nadzieję na długo.
Moim naprawionym autkiem śmigałem przez miasto z zadowoloną miną. Już zdążyłem zapomnieć jak wygodnie się siedzi na tym siedzeniu przed kierownicą. Oczywiście standardowo wdałem się po drodze w korek. Ale nawet się uśmiechnąłem kiedy zatrzymałem się za niebieskim samochodem. Melanie zostawiłem u mojej mamy a sam umówiłem się na kawę z Ludmiłą. Dotarłem w końcu do kawiarni w ,której umówiłem się z blondynką. Siedziała przy stoliku i czytała jakąś książkę.
-Cześć - podszedłem do niej a ona uśmiechnęła się i wstała.
-Hej Leon - cmoknąłem ją w policzek i usiadłem naprzeciw.
-Wybacz spóźnienie. Korki. Co studiujesz? - wskazałem na książkę.
-Ach taki tam poradnik dla kobiet - odpowiedziała i schowała ją do torby - Ty pewnie jak za czasów liceum nadal oczytany.
-Szczerze mówiąc ostatnio zaniedbałem to czytanie. Nie mam czasu.
-To co takiego robisz ,że nie masz czasu? - spytała z rozbawieniem.
Nie zdążyłem się nawet zastanowić nad odpowiedzią bo zadzwoniła moja komórka. 
Na wyświetlaczu widniał napis "Francesca". 
-Przepraszam cię na moment - powiedziałem i przyłożyłem telefon do ucha. 
-Cześć Fran... Co? Jak to?... Kiedy?... Wczoraj?... Tak nagle?... Rozumiem... Strasznie mi przykro... Jasne... Do zobaczenia.
-Coś się stało? - Ludmiła spojrzała na mnie niespokojnie - Zbladłeś.
-Mama Violetty nie żyje - odparłem zgodnie z prawdą nadal wpatrując się w ekran komórki.
-Och - westchnęła - Mogę ci jakoś pomóc?
-Trochę to mną wstrząsnęło bo kiedy jeszcze byliśmy z Violettą parą to była dla mnie jak druga matka - powiedziałem.
-Leon, tak mi przykro - dotknęła mojej dłoni ,która leżała na stoliku. Chciała pewnie tym gestem dodać mi otuchy. 
-Pojadę później tam.
-Jedź teraz - powiedziała stanowczo.
-Nie, teraz mieliśmy wypić kawę i porozmawiać.
-Nie szkodzi. Następnym razem - uśmiechnęła się.

Kilka minut później byłem już w drodze do rodzinnego domu Violetty. Gdyby nie fakt ,że uwielbiałem panią Marię to w ogóle bym tam teraz nie jechał. Z tego co powiedziała mi Fran to jest tam razem z Violettą.  W końcu znalazłem się na podjeździe państwa Castillo. Spędziłem w tym domu wiele miłych chwil. Dziwne ,że prawie w ogóle nie poznałem pana Germana. Wiem ,że zmarł a potem mama Violetty wyszła ponownie za mąż za Olivera. W sumie to spoko gość. Zadzwoniłem dzwonkiem i po chwili otworzył mi Oliver. 
-Dzień dobry - przywitałem się.
-Cześć Leon - powiedział smętnie wpuszczając mnie do środka.
-Chciałem powiedzieć ,że - zacząłem ale pokręcił głowa i mi przerwał.
-Wszystkim nam jest przykro - mruknął smutno - Każdy z nas bardzo to przeżywa. Violetta szczególnie.Wejdź, napij się herbaty.
Poprowadził mnie do kuchni. W powietrzu wisiało wyraźne napięcie a atmosfera była raczej przygnębiająca. W kuchni rządziła Francesca. No tak, wszędzie gdzie jest zaprowadza swoje porządki i stara się pomóc jak tylko może. Posłała mi delikatny uśmiech kiedy mnie zobaczyła. Omiotłem wzrokiem kuchnię ale Violetty nigdzie nie było.Francesca zdążyła postawić przede mną kubek gorącej herbaty.
-Violetta jest na tarasie - powiedziała Włoszka chyba czytając mi w myślach -Idź do niej. Wiem ,że chcesz.
Wstałem i skierowałem się do dużych drzwi balkonowych na końcu korytarza. Doskonale widziałem gdzie są ponieważ na tym tarasie spędzaliśmy większość czasu. Odsunąłem szklaną szybę i wyszedłem na zewnątrz. W kącie stała wiklinowa ławka a na niej okryta kocem siedziała Violetta. Wpatrywała się pustym wzrokiem przed siebie. Powoli podszedłem do niej. Nawet nie spojrzała.
-Mogę? - wskazałem miejsce obok niej. Prawie niezauważalnie pokiwała głową.
Usiadłem. Przyglądałem się starej wiśni ,która już prawie zrzuciła swoje liście. W końcu już listopad. Potem przeniosłem wzrok na Violettę.
-Wiem jak się czujesz - zacząłem cicho - Zdaję sobie sprawę ,że była dla ciebie najważniejsza osobą na świecie.
Nadal wpatrywała się w ten sam punkt.
-Wiesz ,że uwielbiałem twoją matkę. Była dla mnie niczym jak druga mama. Dlatego wiem co czujesz. Rozumiem twój ból. Tylko ty tak naprawdę odczuwasz w pełni tę stratę bo to ty spędziłaś z nią większość życia.
Zauważyłem jak jej oczy zaczynają się szklić. 
-Sam nie mogę jeszcze do końca w to uwierzyć. Jeszcze to do mnie nie dotarło.
Przysunąłem się do niej powoli. Pozwoliłem jej oprzeć głowę na moim ramieniu. I dopiero teraz poczułem falę bólu ,która zalała mnie od środka. Violetta rozpłakała się. Sam nie wiedziałem co mam robić. Chwyciłem tylko jej dłoń i pogłaskałem. Kilka łez spłynęło mi po twarzy. Nie wiem ile czasu tak siedzieliśmy ale herbata ,którą zaparzyła Francesca, zdążyła całkiem wystygnąć.


W następnym rozdziale... 


Od: Diego
Cześć śliczna ;)
Dawno się nie widzieliśmy.
Wyskoczysz z nami do klubu?

***

-Leon, zawsze się nią interesowałam...
-To dlaczego odeszłaś?... Przestałaś mnie kochać?...

***

1 września, godzina 13:00

poniedziałek, 29 sierpnia 2016

Rozdział 10

~~~~~~Violetta~~~~~


Kolejny dzień zaczął się tak samo. Zwlokłam się z łóżka po 11:00. Zjadłam śniadanie, o ile w ogóle kawałek sera i szklankę mleka można uznać za śniadanie. Ubrałam się i usiadłam na sofie w salonie. Chwilami mam dosyć tej monotonii ale przecież i tak nie mam nic konkretnego do roboty. Zegar wskazywał godzinę 13:00 kiedy zadzwonił mój telefon.

-Halo?
-Cześć Violu.
-Oliver? Coś się stało ,że dzwonisz?
-Proszę cię, przyjedź jak najszybciej.
-Coś nie tak z mamą?
-Ona nie najlepiej się czuje. Przyjedź szybko.
-Dobrze, postaram się. 

Rozłączyłam się. Szybko wzięłam torebkę ,która leżała na szafce w przedpokoju, schowałam do niej telefon, i portfel. Wyszłam czym prędzej z domu żeby złapać jakiś autobus. W ostateczności zadzwoniłam jednak po taksówkę bo najszybszy odjeżdża dopiero za pół godziny. Siedząc w aucie rozmyślałam nad tym co mogło się stać. W głosie Olivera wyraźnie wyczułam zaniepokojenie. Cztery miesiące temu wykryto u mojej mamy nowotwór złośliwy mózgu. Nie byłam tym aż tak bardzo zmartwiona gdyż dotychczas miała zapewnioną terapię w świetnej klinice za miastem. Telefon od Olivera musiał zwiastować ,że z mamą dzieje się coś niedobrego. Samochód w końcu zatrzymał się przed moim rodzinnym domem. Wspomnienia wróciły. Wierzba, pod którą lubiłam czytać, stary garaż gdzie siedziałam i patrzyłam jak tata naprawia samochód. No i ta ławka na werandzie z której zbieraliśmy pijanego ojca żeby sąsiedzi nie widzieli. Podeszłam do drzwi. Zastukałam i niemal natychmiast otworzył mi Oliver. Tak, jakby czekał na mnie pod drzwiami.
-Witaj Violu - powiedział.
-Oliverze coś się stało ,że dzwoniłeś? - spytałam już od progu - Coś z mamą?
-Wejdź - weszłam do przedpokoju i zdjęłam płaszcz - Violu posłuchaj - zaczął.
Przez uchylone drzwi salonu zobaczyłam mamę leżąca na sofie. Oczy miała zamknięte. Przeraziłam się.
-Dlaczego nie jest w klinice? - pytałam po raz kolejny mu przerywając.
-Violetto dla twojej mamy nie było już ratunku. Lekarz powiedział ,że nie ma sensu dalej faszerować ją chemią bo to i tak nic już nie da. A twoja mama zażądała przeniesienia do domu. Powiedziała ,że nie chce umrzeć w czterech ścianach szpitala - starał się być opanowany ale w jego głosie wyraźnie było słychać ból - Kazała cię wezwać.
-Oliverze! Z kim rozmawiasz? - usłyszeliśmy głos z salonu. 
Spojrzałam na Olivera a potem uchyliłam drzwi bardziej.
-Mamo - podeszłam i uklękłam przy niej.
-Violetto cieszę się ,że jesteś - powiedziała uśmiechając się do mnie. 
Poczułam ucisk w sercu. Pewnie zaraz spyta o Leona. Muszę jej powiedzieć całą prawdę.
-Mamo, muszę ci coś wyznać - zaczęłam łamiącym się głośnym - Ja i Leon...
-Wiem wszystko, powiedział mi. Dzwoniłam do niego wcześniej - przerwała mi.
-Przepraszam - szepnęłam i spuściłam głowę.
-Nie przepraszaj. Masz szansę to naprawić - powiedziała słabo.
-Mamo nie. Już jest za późno - do oczu cisnęły mi się łzy. Złapałam ją za rękę.
-Córeczko kochasz go. Widzę. I on kocha ciebie. 
-Nie mamo, wybacz mi. Zawsze chciałam żebyś była ze mnie dumna - po policzkach zaczęły mi spływać łzy. Nie potrafiłam już tego kontrolować.
-Córciu - pogładziła mnie drugą ręką po policzku - Jestem z ciebie dumna. Zawsze byłaś i zawsze będziesz moją idealną córką. Moją Violettą.
-Mamo - ręka opadła jej bezwładnie na pościel. Z bladym uśmiechem na twarzy zamknęła oczy. 
Oliver siłą musiał mnie od niej odciągnąć. Nie chciałam puścić jej ręki. Wtuliłam się w niego a on pozwolił mi moczyć jego koszulkę.
-Nie płacz Violu, to jej nam nie wróci - starał się być silny ale widziałam jak łzy lecą mu ciurkiem.
Jedyna osoba ,która zawsze we mnie wierzyła ,która nigdy nie wypomniała mi moich błędów, właśnie odeszła. Na zawsze.

Dalej wszytko się działo jak przez mgłę. Siedziałam w kuchni nad już trzecią herbatą uspokajającą. Łzy spływały mi prosto do kubka. Wystarczyło kilka minut a w domu pojawili się lekarze i jacyś mężczyźni w ciemnych garniturach ,którzy zabrali ciało mamy. Oliver wszystkim się zajął. Ja nie mogłam na to patrzeć. Zaproponował mi żebym została na noc. Zgodziłam się bo wiedziałam ,że jak tylko wrócę do domu to pierwsze co,sięgnę po alkohol. A nie chciałam w ten sposób pożegnać mamy. Wieczorem otworzyłam drzwi mojej starej sypialni ale po chwili zamknęłam je z trzaskiem. Spędziłam tam najmilsze chwile z mamą. Gdybym miała tam spędzić noc to wspomnienia chyba by mnie zalały i utopiłabym się we własnych łzach. Zajęłam więc pokój gościnny. Miałam wrażenie ,że te granatowe ściany ,które mnie otaczały zaraz spadną na mnie. Wierciłam się w tym łóżku i płakałam żałośnie. Nikt mnie nie słyszał. Czułam się taka samotna. W końcu zasnęłam zmęczona płaczem.

W następnym rozdziale... 

-Coś się stało?...
-Mama Violetty nie żyje...

***

-Mogę? - wskazałem miejsce obok niej. Prawie niezauważalnie pokiwała głową.
Usiadłem. Przyglądałem się starej wiśni ,która już prawie zrzuciła swoje liście....

***

31 sierpnia, godzina 13:00

niedziela, 28 sierpnia 2016

Rozdział 9

~~~~~Leon~~~~~


Poniedziałek równa się praca. Znowu musiałem fatygować Francescę. Oczywiście ona utrzymuje ,że bardzo chętnie zajmie się Mel pod moją nieobecność ale wiem ,że to tylko takie gadanie. Ona mi nie odmówi ale na pewno chciałby przez ten czas zrobić coś dla siebie. Chyba powianiem pomyśleć nad zatrudnieniem jakiejś niani. Nie jestem pewny tylko czy będzie mnie na to stać. Kolejna podróż autobusem. Ale tym razem z uśmiechem na ustach bo moje autko jutro będzie do odbioru. Przekroczyłem w końcu próg dużego biurowca. Wjechałem windą na piąte piętro. Uśmiechnąłem się promiennie do recepcjonistki i dziarskim krokiem wszedłem do pokoju w ,którym stały trzy biurka, w tym moje. Usiadłem i z ochotą zabrałem się do pracy. Właściwie nie wiem co działało tak na mój dobry humor. Świadomość ,że koniec z dojeżdżaniem do pracy strasznie zatłoczonymi autobusami czy też może ktoś jakimś cudem dosypał mi czegoś do kawy. Minęły trzy godziny siedzenia przy papierkowej robicie i w końcu nadszedł czas na przerwę. Postanowiłem skoczyć do cukierni po drugiej stronie ulicy i kupić sobie jakąś drożdżówkę bo chodziła ona za mną już od wczoraj. Przeszedłem przez ulicę i udałem się do cukierni. Kupiłem moją wymarzoną drożdżówkę i wyszedłem ze sklepu. Minąłem się z jakąś blondynką ,która wydała mi się dziwnie znajoma. Odwróciłem się i zawołałem.
-Ludmiła?
Obróciła głowę i uśmiechnęła się szeroko.
.-Leon? - spytała podchodząc do mnie -Wieki cię nie widziałam
-Sporo czasu minęło, miło cię znów zobaczyć.
-Ciebie również. Gdzie się podziewałeś przez te lata? - spytałem.
-To chyba raczej ty gdzie byłaś. Nie widziałem cię od zakończenia liceum. Ja mieszkam tutaj cały czas.
-Studiowałam w Madrycie, a teraz pół roku temu przeniosłam się tutaj. Dużo czasu mieszkałam u rodziców. To tutaj niedaleko, kilka kilometrów za miastem - wytłumaczyła nadal się uśmiechając. Mnie też uśmiech nie schodził z twarzy ale przypomniałem sobie ,że muszę zaraz wracać do pracy.
-Słuchaj świetnie było cię spotkać ale muszę wracać do biura. Może umówimy się na kawę za parę godzin? Tak o 16:30 jak skończę pracę - zaproponowałem.
-Świetny pomysł - ucieszyła się blondynka i wymieniliśmy się numerami - To zadzwoń jeszcze gdzie dokładnie.
-Nie ma sprawy - pomachałem jej na pożegnanie i wróciłem do biura.

Od tego momentu odliczałem minuty do końca pracy. Cieszyłem się na spotkanie z Ludmiłą. Wszystkie znajomości ,które miałem w liceum jakoś tak wygasły i miło było spotkać kogoś ze szkoły. W końcu nadeszła upragniona chwila i wyrwałem się z biura. Oczywiście zadzwoniłem do blondynki i umówiliśmy się w kawiarni niedaleko. Wysłałem jeszcze SMS-a Francesce ,że będę później. 

-Opowiadaj co u ciebie - powiedziała Ludmiła kiedy siedzieliśmy już w kawiarni.
-Nie ma nic ciekawego do opowiadania - powiedziałem smętnie a przez głowę przeleciały mi ostatnie lata mojego życia. Najgorsze i najlepsze zarazem. 
-Och nie bądź taki skromny, na pewno zrobiłeś wiele rzeczy przez te kilka lat - uśmiechnęła się blondynka.
-A ty, pracujesz gdzieś? - zagadnąłem.
-Tak, w szkole muzycznej. Studio 21 kojarzysz? 
-Tak, bardzo prestiżowe miejsce.
-A jak twoje sprawy sercowe? Nadal jesteś z Violettą? - spytała. Tego pytania się bałem. Violettę poznałem kiedy zacząłem chodzić do liceum. Nie chodziła jednak do tej samej szkoły co ja ale jakoś udało nam się tworzyć związek. Dużo opowiadałem Ludmile o niej choć one osobiście się nie poznały.
-Rozstaliśmy się ale może o tym nie mówmy - starałem się do niej uśmiechnąć - A ty, masz kogoś?
-Teraz nie. Byłam niedawno w związku ale to nie było nic poważnego - westchnęła - Utrzymujesz kontakty z czasów liceum?
-Szczerze mówiąc to nie - odpowiedziałem -  No z Violettą trochę - dodałem niechętnie.
Rozmawiało nam się bardzo miło. Zapomniałem całkowicie o Fran ,która jest skazana na pilnowanie Mel dłużej niż pewnie planowała. W końcu Ludmiła wstała i oświadczyła ,że musi już iść ale ma nadzieję ,że spotkamy się niedługo. Po opuszczeniu kawiarni z przerażeniem odkryłem ,że dochodzi pół do dziewiętnastej. Popędziłem czym prędzej na przystanek i złapałem ostatni już dzisiaj autobus. 

-Fran najmocniej cię przepraszam - wpadłem do domu.
-Nie musisz za nic przepraszać po prostu siedź cicho bo Melanie zasnęła - przyłożyła palec do ust.
-Spotkałem starą znajomą i trochę się zagadaliśmy - zacząłem się tłumaczyć a ona na słowa "stara znajoma" spojrzała na mnie podejrzliwie.
-Znam ją? 
-Ludmiła Ferro, nie znasz. Chodziła ze mną do liceum.
-Mhm - mruknęła i odwróciła się idąc do kuchni - Zaparzyłam ci herbatę.
-Dzięki - usiadłem przy kuchennym stole a ona podała mi kubek - Jesteś wielka.
Nalała sobie herbaty i usiadła naprzeciw mnie i przeglądała mi się badawczo.
-Mam coś na twarzy? - spytałem zdziwiony.
Spuściła wzrok i upiła łyk swojej herbaty.
-Co tam w pracy? - spytała lekkim tonem nadal patrząc na mnie dziwnie.
-W porządku - odparłem.
-A gdzie spotkałeś tę Ludmiłę? - zapytała. Aaa, więc o to jej chodzi.
-Koło cukierni - wyznałem zgodnie z prawdą. 
Nie odezwała się już więcej na ten temat.
-Fran, obiecuje ,że zatrudnię niedługo jakąś nianię. Jeszcze dwa tygodnie mam do wypłaty a potem kogoś znajdę - oświadczyłem.
-Leon, nie wygłupiaj się - powiedziała - Nie będziesz tracił pieniędzy na jakąś nianię ,która nie wiadomo jak by się zajmowała Mel. A po drugie mała będzie coraz większa i będzie potrzebowała coraz więcej rzeczy. Ubrań chociażby.
-Ale dużo już zrobiłaś dla nas. Nie chcę robić ci ciężaru.
-Och daj spokój - machnęła ręką - Dla mnie to żaden problem. I ani się warz zatrudnić jakąś niańkę bo osobiście pogonię ją miotłą.
Zaśmialiśmy się. To zdecydowanie rozładowało atmosferę. Rozmawialiśmy jeszcze chwilę a potem Fran pożegnała się ze mną i pojechała do domu. Ja też wziąłem prysznic, zerknąłem jeszcze do Mel i położyłem się spać.

W następnym rozdziale...
-Violu posłuchaj...
-Dlaczego nie jest w klinice...
***
-Wiem wszystko, powiedział mi. Dzwoniłam do niego wcześniej...
-Przepraszam...
-Nie przepraszaj. Masz szansę to naprawić...

29 sierpnia, godzina 13:00

piątek, 26 sierpnia 2016

Rozdział 8

~~~~~Violetta~~~~~



11:00. Ktoś puka do drzwi. Wstałam powoli z łóżka. Ostatnio większość mojego życia właśnie w nim spędzam. Zeszłam na dół zastanawiając się kto stoi za drzwiami. Jeżeli byłaby to Francesca to na pewno by nie pukała. W końcu ma przecież klucz. Być może to Leon chce zostawić małą. Otworzyłam a za drzwiami stał Diego.
-Cześć śliczna - powiedział opierając się o framugę.
-Diego co tu robisz? - spytałam patrząc na niego pustym wzrokiem. Wydawał się być czymś rozbawiony.
-Przyszedłem cię odwiedzić - rzekł i władował mi się do mieszkania - Nie cieszysz się?
-Chcesz coś do picia? - zaproponowałam ignorując jego pytanie.
-A coś mi proponujesz? - zaśmiał się. W co on gra?
-Woda, sok, kawa, herbata? - kiedy skończyłam wymieniać, zdałam sobie sprawę ,że nie mam ani kawy ani herbaty. Modliłam się aby wybrał albo wodę albo sok bo inaczej wyszłabym na kretynkę.
-Szklankę wody poproszę - oznajmił.
Odwróciłam się i wyciągnęłam szklankę z szafki. Zaczęłam nalewać wody mineralnej, kiedy poczułam ucisk na pośladkach. Wzdrygnęłam się i potrąciłam butelką szklankę ,która wylądowała na podłodze.
-Diego możesz mi powiedzieć co ty wyprawiasz? - zapytałam nadal stojąc do niego tyłem.
-A co, nie podoba ci się? - syknął mi do ucha - Ostatnim razem byłaś zachwycona.
Myślami wróciłam do tamtej feralnej imprezy ,która zaprowadziła mnie prosto do domu Leona.
-Byliśmy pijani - odparłam odwracając się i wymijając go.
-Tak sądzisz? - znowu pojawił się obok mnie - Wydaje mi się ,że ostatnio dość często jesteś pijana.
-Nic ci do tego - powiedziałam patrząc mu głęboko w oczy.
-A może jednak - to mówiąc wpił się w moje usta popychając mnie do ściany. Jego dłoń zjechała niżej na moje udo.
-Dość! - krzyknęłam odpychając go - Wyjdź z mojego domu - wskazałam na drzwi.
-Myślałem ,że po tym wszystkim co było w klubie, będziemy razem - powiedział nieco zdezorientowany.
-To źle myślałeś - powiedziałam przez zaciśnięte zęby nadal wskazując drzwi.
-Przemyśl to - rzekł puszczając do mnie oczko.
Stałam w przedpokoju dopóki nie usłyszałam dźwięku zamykanych drzwi. Wróciłam do kuchni. Szklanka leżała roztrzaskana na podłodze w kałuży wody. Uklęknęłam chcąc ostrożnie pozbierać szkło ale niestety jeden odłamek wbił mi się w palec co nie dość ,że wywołało ból to jeszcze krew zaczęła kapać na podłogę. Musiało trafić w jakieś bardzo ukrwione miejsce. Nie wiedziałam dokładnie co mam zrobić w tej sytuacji. Wzięłam szybko palec pod kran i ostrożnie drugą ręką wyjęłam odłamek. Krew lała się nadal. Nie przyszło mi do głowy żeby szukać plastra więc owinęłam zraniony palec w ręcznik papierowy. Posprzątałam zbitą szklankę do końca i wytarłam podłogę. Nagle przez głowę przemknęła mi myśl żeby odwiedzić rodziców. To znaczy mamę i ojczyma. Lubię Olivera i traktuję go jak prawdziwego ojca. Szybko jednak zrezygnowałam z tego pomysłu. Stwierdziłam ,że odwiedzę ich w przyszłym tygodniu. Z tego co wiem Oliver jest teraz w pracy więc i tak bym się z nim nie zobaczyła, a mama... No cóż. Musiałabym się tłumaczyć dlaczego nie ma ze mną Leona ani Mel. Do teraz nie wiem jakim cudem udało mi się ukryć przed nią całą prawdę. Ding, ding, ding. SMS. Oby nie był od Diego. Odblokowałam komórkę. Okazało się ,że to tylko jakaś wiadomość od operatora mojej sieci. Skasowałam nawet nie czytając. Ding, ding, ding. Kolejny SMS. Tym razem od Fran.

Od: Fran
Zaraz przyjadę do ciebie z Mel. Wstawaj. 

Do: Fran
Już wstałam.

Od: Fran
To dobrze. 

Kilka minut później Włoszka już była u mnie. W jednej ręce trzymała jakąś reklamówkę a w drugiej nosidełko.
-Weźmiesz ją? - podała mi dziecko - Przyjechałam ci trochę posprzątać bo pewnie jeszcze tego nie zrobiłaś - mruknęła.
-Co mam z nią zrobić?
-Najlepiej to nakarmić - odparła lekko Francesca - Zaraz przygotuję ci butelkę i dasz jej a ja w tym czasie posprzątam.
To mówiąc wpadła jak wiatr do kuchni i zaczęła przygotowywać mleko na dziewczynki. Następnie podała mi butelkę. Przez chwilę stałam nieruchomo.
-No na co czekasz. Ona jest głodna - oświadczyła.
Wiem ,że specjalnie to zrobiła. Przyjechała tu tylko po to aby zmusić mnie do opieki nad Melanie. A to sprzątanie to ściema. Poszłam razem z małą do salonu i usiadłam z nią na sofie. Patrzyła na mnie dziwnie a ja powoli wsunęłam jej do buzi butelkę. Dziewczynka zaczęła pić. Poczułam miłe ciepło gdzieś w środku. Coś we mnie krzyczało ,że kocham to dziecko i chciałabym je mieć przy sobie zawsze.

W następnym rozdziale... 

 -Wieki cię nie widziałam...
 -Sporo czasu minęło, miło cię znów zobaczyć...

***

28 sierpnia, godzina 13:00

czwartek, 25 sierpnia 2016

Rozdział 7

~~~~~Leon~~~~~



-Halo? Tak... Tak jeszcze w naprawie... No dobra... Za pół godziny... Jasne, dzięki... No... Na razie.
Telefon od Federico nieco mnie ucieszył bo w końcu mogłem wyrwać się z domu (oczywiście poza pracą) nawet jeśli chodziło tylko o rozliczenie się za spowodowanie stłuczki. Załapałam się na autobus i zawiozłem Mel do mojej mamy. Bardzo nalegała żebym przywiózł do niej małą i w tym tygodniu i nadarzyła się okazja. Mama czuła się już lepiej choć wątpię ,że kiedykolwiek odzyska dawne siły. Z domu moich rodziców miałem już całkiem niedaleko do kawiarni w ,której umówiłem się z Federico. Kiedy dotarłem na miejsce on już na mnie czekał. Szybko załatwiliśmy sprawę pieniędzy i rozmowa przeszła na inny tor. Dowiedziałem się ,że pracuje on w księgarni swojego ojca ale dorabia sobie, prywatnie ucząc gry na gitarze. Rozmawiało nam się całkiem nieźle i stwierdziłem ,że pewnie byłby z niego dobry kumpel. Nie miał on zbyt wiele czasu ale postanowiliśmy umówić się następnym razem na piwo. Godzinę potem byłem już u mojej mamy. Oczywiście zaproponowała mi herbatę i ciasto. Nie mogłem odmówić kawałka jej pysznego murzynka.
-Co u Violetty? - zapytała kiedy usiedliśmy w salonie.
-Po staremu - odparłem.
-Tęsknisz za nią prawda? - och błagam. Nie mam ochoty na sentymenty.
-Tak mamo, ale co z tego - powiedziałem krótko.
-Nie przekreślaj waszego związku...
-Ja go nie przekreślam. Violetta już to dawno zrobiła za mnie - stwierdziłem chcąc skończyć temat - A jak się czujesz?
-Trochę lepiej - powiedziała - Lekarz powiedział ,że mój stan jest jak na razie w porządku ale muszę brać regularnie lekarstwa.
-To dobrze. A tata kiedy wraca?
-Nie wiem czy w ogóle wróci w tym miesiącu. Po pierwsze jest jakiś problem i wszystkie samoloty do Buenos Aires zostały odwołane na najbliższe 3 tygodnie. A po drugie pracy mają w firmie coraz więcej - westchnęła - Tata sam ostatnio mówił ,że już ma dosyć spędzania prawie całego roku za granicą. I chyba pomyśli o jakiejś pracy tutaj w kraju.
Ojciec wyjechał kiedy miałem 10 lat. Od tego czasu przyjeżdża tylko na święta i na kilka tygodni w roku. Brakowało mi go czasami i choć spędzał ze mną dużo czasu kiedy przyjeżdżał to i tak było mi ciężko. W końcu więcej go nie było jak był.
-Myślisz ,że tutaj dostanie jakąś pracę?
-Mam nadzieję. Chciałabym mieć go tutaj przy sobie, tak jak było kiedyś - powiedziała uśmiechając się. Odwzajemniłem uśmiech. Wiedziałem ,że pewnie tęskni za tatą bardziej niż ja.
Po wypiciu herbaty i zjedzeniu dwóch albo trzech kawałków ciasta stwierdziłem ,że czas wracać do domu. Mama uparła się aby odwieźć mnie i Mel i nie było siły ,która by ją powstrzymała.
-Dzięki mamo, do zobaczenia - pokiwałem jej na pożegnanie.
-Do zobaczenia synku - powiedziała i odjechała z podjazdu.
Kiedy znalazłem się już w środku, położyłem Melkę spać bo dochodziła 15:00 czyli pora jej drzemki. Przechodząc korytarzem dojrzałem kilka kopert leżących na szafce w przedpokoju. Rachunki. Czas było je w końcu zapłacić. Uruchomiłem mojego laptopa i wszedłem na stronę mojego banku. Płacenie rachunków przez internet ostatnio weszło mi w nawyk. Tak jest o wiele szybciej i wygodniej. Prąd, woda, gaz, śmieci. Razem prawie jedna trzecia mojej miesięcznej pensji.  Może nie jest to aż tak dużo ale znowu nie jest to jakoś szczególnie mało. Zwłaszcza ,że praktycznie przebywam w tym domu sam. A jeszcze do zapłaty jest samochód i przede wszystkim jedzenie i inne potrzebne rzeczy.  Jutro znowu do pracy. Jak sobie o tym pomyślę to aż mnie głowa boli. Nie lubię tej pracy zwłaszcza ,że nie uczyłem się do takiego zawodu. Ale pieniądze jakoś trzeba zarobić, zwłaszcza ,że ma się malutkie dziecko.Uporałem się z tymi rachunkami i poczułem ogromne zmęczenie. Melka śpi. Ja też postanowiłem się chwilę zdrzemnąć. Położyłem się na sofie w salonie i nawet nie wiem kiedy, zasnąłem.

W następnym rozdziale... 

 -Chcesz coś do picia?...
-A coś mi proponujesz?...
-Woda, sok, kawa, herbata?...

***
-Dość!  Wyjdź z mojego domu... 

***

-Weźmiesz ją?...
-Co mam z nią zrobić?...
-Najlepiej to nakarmić...

***

26 sierpnia, godzina 13:00

środa, 24 sierpnia 2016

Rozdział 6,5

~~~~~Francesca~~~~~


Z jednej strony chciałam zostawić ją teraz samą bo wiedziałam ,że tego chce, ale z drugiej nie mogłam. Wstałam i po cichu weszłam na górę. Płacz dochodził z sypialni. Uchyliłam drzwi i wsunęłam się do środka. Violetta szlochała w poduszkę. Usiadłam obok. Nie byłam w stanie nic powiedzieć. To co mi wyznała musiało być dla niej naprawdę ciężkie skoro nikomu innemu tego nie powiedziała.
-Violu - zaczęłam ostrożnie - Nie płacz. To nic nie da.
-Skoro już płaczę to daj mi się wypłakać! - krzyknęła.
Poczułam ,że to odpowiednia chwila aby wyjść żeby jej nie denerwować. Przecież mogę do niej zajrzeć w każdej chwili. W końcu mam klucz. Już miałam wychodzić, kiedy Violetta się odezwała.
-Ale nie idź. Proszę - brzmiała jak małe dziecko. Dziecko pozbawione miłości.
Zawsze myślałam ,że ma dobre kontakty z rodzicami. Właściwie to za każdym razem jak u niej byłam to ojca nie było w domu. Ale z matką wydawało mi się ,że dobrze się dogadywała. Usiadłam z powrotem i postanowiłam poczekać aż się uspokoi. Płakała jeszcze dosyć długo ale nie dziwię jej się.
-Fran tylko proszę nie mów nikomu. Zwłaszcza Leonowi - wydusiła.
-Violu on powinien wiedzieć...
-Nie - przerwała mi stanowczo - Obiecaj ,że mu nie powiesz.
-Obiecuję - przytaknęłam a ona uśmiechnęła się przez łzy.

Będąc w drodze do domu, zadzwonił telefon. Nie chciałam odbierać bo akurat prowadziłam samochód więc postanowiłam oddzwonić po powrocie. Ktokolwiek próbował się ze mną skontaktować na pewno ma tyle czasu żeby poczekać. Po kilkunastu minutach byłam na miejscu. Weszłam do domu i rzuciłam torebkę na sofę. Wyciągnęłam komórkę. Jedno nieodebrane połączenie od Marco i jeden nieodebrany SMS również od niego.

Od: Marco
Kochanie, co powiesz na kolację dziś wieczorem? ❤

Uśmiechnęłam się po odczytaniu wiadomości. Postanowiłam oddzwonić.

-Cześć skarbie. Wybacz ale kierowałam i nie miałam jak odebrać.
-Nie szkodzi. Przeczytałaś wiadomość? Mogę cię porwać dziś wieczorem?
-Nie mam nic przeciwko. O której?
-20:00, przyjadę po ciebie.
-Dobrze, kocham cię do zobaczenia.
-Do zobaczenia słońce.

Marco i ja poznaliśmy się dwa lata temu we Włoszech. On był na wakacjach z kolegami zaś ja mieszkałam jeszcze wtedy z rodzicami. Niby wakacyjna miłość ale przetrwała. Marco mieszkał w Buenos Aires od urodzenia a ja przeprowadziłam się tutaj tego samego roku co się poznaliśmy, tyle ,że jesienią. Od tego czasu jesteśmy parą ale postanowiliśmy nie mieszkać razem. Jest dobrze tak jak jest. Spotykamy się często, rozmawiamy przez telefon, smsujemy. Najważniejsze jest to ,że bardzo się kochamy. Do wieczora miałam jeszcze naprawdę sporo czasu. Usiadłam przed laptopem i zaczęłam szukać jakichś dobrych książek. Ostatnimi czasy w ogóle nie miałam czasu na czytanie. Pora więc była to szybko nadrobić. Sprawdziłam listy największych bestsellerów i wybrałam trzy godne uwagi pozycje. Zamówiłam na stronie mojej ulubionej księgarni i postanowiłam ugotować coś do jedzenia. Po krótkich rozważaniach padło na risotto ,które naprawdę uwielbiam. Zrobiłam nieco więcej bo postanowiłam zawieźć trochę Violettcie. Często tak robię. Inaczej jadłaby tylko zupki z paczki i mrożone zapiekanki. Co raczej nie jest zbyt zdrowe. Po zjedzeniu posiłku usiadłam przed telewizorem i zaczęłam oglądać powtórki mojego ulubionego serialu. Nawet nie zauważyłam kiedy zrobiła się godzina 17:00. Chciałam jechać do Violetty jeszcze przed moim spotkaniem z Marco. Wzięłam kluczyki ze stolika i wcześniej przygotowany pojemniczek z risotto, a następnie ruszyłam do samochodu. Szczęście mi dopisało bo dojechałam szybko, omijając korki. Nie musiałam używać klucza bo drzwi były otwarte. Już w holu było czuć specyficzny zapach. Jakby się coś porządnie przypaliło. Weszłam do kuchni a tam na podłodze przypalony garnek a obok kałuża jakiejś białej cieczy. To było mleko ale po co ona grzała mleko? Garnek na podłodze ale gaz nadal był zapalony. Wyłączyłam więc szybko i skierowałam się do salonu. Widok ,który ujrzałam wcale mnie nie zdziwił. Jedynie zasmucił. Na stoliku stały dwie puste butelki jakiegoś taniego wina a obok kieliszek. Na sofie spała Violetta. Policzki miała mokre. Najwidoczniej płakała. Wzięłam butelki i wyrzuciłam do kosza. Otworzyłam okno w salonie i w kuchni aby przewietrzyć mieszkanie, Kieliszek umyłam i wstawiłam do szafki. Wytarłam podłogę a garnek musiałam wyrzucić bo za nic nie mogłam go domyć. Risotto wstawiłam do lodówki. Przed wyjściem nakryłam Violettę kocem i postawiłam kubek wody na stoliku obok. Potem opuściłam dom wcześniej zakluczając go bo pewnie ona już by tego nie zrobiła. Zegarek wskazywał godzinę 18:10. Tak naprawdę z biedą zdążyłam się wyszykować na randkę z Marco. Punkt 20:00 zadzwonił do drzwi.
-Pięknie wyglądasz - powiedział kiedy siedzieliśmy już w aucie.
-Dziękuję.
W końcu dojechaliśmy na miejsce.
-Na co masz ochotę? - spytał.
-Jeszcze nie wiem - odparłam przeglądając kartę dań - Może łososia gotowanego na parze z warzywami. Dawno nie jadłam.
-Wiesz ,że ja też? - uśmiechnął się Marco -A deser?
-No ja oczywiście tiramisu a ty?
-A ja może gruszkę w czekoladzie. Też powinnaś jej kiedyś spróbować.
-Może kiedy indziej - zaśmiałam się.
Po chwili podszedł do nas kelner i Marco złożył zamówienie.
-Po dzisiejszej kolacji mam nadzieję ,że zgodzisz się żebym porwał cię do siebie? - spytał.
-No nie wiem, nie wiem - powiedziałam zadziornie - Mam nadzieję ,że tylko na oglądanie filmu.
-Ależ tak - zapewnił śmiejąc się - Z efektami specjalnymi.
Oczywiście nie mogło być inaczej. Po kolacji trafiliśmy do mieszkania Marco. Już od progu zaczęliśmy się całować. Zsunęłam ze stóp buty i zrzuciłam swój cieniutki płaszcz na podłogę w holu. Nie trwało to długo kiedy znaleźliśmy się w sypialni Marco. Tam spędziliśmy ze sobą kolejną wspaniałą noc. Nigdy jednak nie pozwoliłabym na taką bliskość gdybym nie była pewna. A teraz jestem i wiem ,że to ten jedyny.

********************************************************************************

Cześć kochani!
Dzisiaj nieco inny rozdział bo z perspektywy Francesci. Jej perspektywa będzie się pojawiać właśnie w takich rozdziałach połówkowych ,że tak to ujmę. Stwierdziłam ,że pewnie część z was chciałaby poznać historie z innej strony a nie tylko z punktu widzenia Leona i Violetty. Jeżeli chcecie możecie czytać te połówki. Są one dla urozmaicenia historii.
Następny rozdział to siódemka z perspektywy naszego Leona?
Co się wydarzy?
Dowiecie się jutro :)

wtorek, 23 sierpnia 2016

Rozdział 6

~~~~~Violetta~~~~~



Stojąc pod prysznicem w łazience Leona, szorowałam każdy centymetr swojego ciała z takim zapałem, jakbym chciała zmyć z siebie całe upokorzenie. Pełne pogardy spojrzenie Leona bolało bardziej niż gdyby mnie poćwiartowali. Myślałam że nie ma to dla mnie znaczenia, że jestem ponad to. A jednak nie. Francesca tyle razy powtarzała ,że jestem nieodpowiedzialna i liczy się dla mnie tylko wódka. Nigdy jednak nie zwracałam na to uwagi. Teraz obrzydzenie Leona do mnie sięgnęło zenitu i zabolało mnie to bardziej niż przypuszczałam. Wyszłam z kabiny zastanawiając się czy mogę użyć jakiegoś ręcznika. Zauważyłam że na pralce leży jeden zwinięty w kostkę więc go wzięłam. Następnie na powrót włożyłam koszulkę Leona. Pewnie i tak później ją spali. Kiedy wyszłam z łazienki przy stole w kuchni siedziała Fran. Zobaczyła mnie i wstała. Podała mi torbę w ,której były ubrania a ja bez słowa wróciłam do łazienki się przebrać.
-Leon naprawdę nie wiem dlaczego przyszła akurat do ciebie - usłyszałam zza drzwi głos Francesci.
-Nie szkodzi- odparł Leon.
-Porozmawiam z nią.
Nie miałam ochoty dalej tego słuchać. Wyszłam szybko z pomieszczenia. Spojrzeli na mnie. Jedyne o czym w tej chwili marzyłam to zapaść się pod ziemię.
Pół godziny później byłam już w domu. Usiadłam w kuchni przy stole i schowałam twarz w dłonie. Nie miałam ochoty na kolejne kazanie od Fran.
-Violu możemy pogadać - usiadła obok mnie.
-Nie - pokręciłam głową.
-Violu...
-Nie! Ja wiem co ty mi powiesz - krzyknęłam - Znowu ta sama śpiewka o tym jaka jestem nieodpowiedzialna.
-Ciągle ci to mówię bo taka jest prawda. Picie. To jest twoim problemem.
-Nieprawda - zaprzeczałam a do oczu cisnęły mi się łzy.
-Może czas przestać pić i wrócić do Leona.
-Nie, ja nigdy nie będę dobrą matką. Nigdy nie będę taka jaka powinnam być!
-Violu nie mów tak...
-Po prostu nigdy nie będę dla Leona odpowiednia i to jest mój problem! - pojedyncze łzy zaczęły spływać po moich policzkach.
-Gdybyś nie była dla niego odpowiednia to nigdy by cię nie pokochał - powiedziała pokrzepiająco.
-Nie wiesz jaka jest prawda - mówiłam patrząc w blat stołu.
-Więc może już czas to powiedzieć.
Wzięłam głęboko wdech.
-Od zawsze wszyscy powtarzali mi ,że będę taka jak ojciec. Nie przeszkadzało mi to kiedy byłam mała bo chciałam być taka jak on. Pewnego dnia ojciec wrócił do domu i oznajmił ,że stracił pracę. Nie zabrał się za szukanie nowej tylko zatracił się w alkoholu. Nie raz wazon albo lampa lądowały z hukiem na podłodze. Gdyby nie mama, byłoby o wiele gorzej - zaczęłam i czułam ,że głos mi się urywa - W końcu poznałam Leona. Zakochałam się, on mi się oświadczył i zaszłam w ciążę. Mimo to nie powiedziałam mu o sytuacji w domu. Bardzo się cieszyłam. W międzyczasie zmarła babcia która zapisała mi ten dom. Ojciec umarł niedługo później. Po jej pogrzebie wszyscy zebrali się u nas. Leona nie było ze mną bo musiał się stawić na rozmowie o pracę na której bardzo mu zależało. W kuchni stały moje ciotki oraz mama. Usłyszałam jak rozmawiają o ojcu. W końcu przeszły nam mój temat. Mówiły ,że absolutnie nie nadaję się na matkę i ,że prędzej czy później skończę tak jak on. Nie przejmowałam się tym bo myślałam ,że mama stanie w mojej obronie. Jednak nie, ona im przytaknęła. Od tego czasu nie mogłam patrzeć na siebie w lustrze - coraz trudniej było mi mówić.
-I co było dalej - powiedziała Fran patrząc na mnie z troską. Odetchnęłam i zaczęłam kontynuować.
-Po urodzeniu Melanie odeszłam od Leona i zaczęłam sięgać po alkohol.
-Violu, zatracanie się we wspomnieniach nie jest dobre...
-Nie rozumiesz - łkałam - Po prostu wiem ,że nie dam Mel takiej miłości na jaką zasługuje. Bo wszyscy mieli rację i nadal ją mają. Jestem taka jak on.
-Violu...
-Jak byłam mała i zanim jeszcze tata zaczął pić, zapytałam go czy zapisze mnie na balet. Zgodził się ale powiedział ,że zrobi to jak podrosnę. Kupił mi nawet strój. Potem zaczął pić i zapomniał o obietnicy. A ja czekałam aż w końcu strój zrobił się za mały. I tutaj nie chodzi o ten głupi balet Tylko o to ,że ja tak bardzo na to czekałam. Czekałam aż będzie robił mi zdjęcia albo chwalił mnie za moje postępy. Jak będzie klaskał i mówił ,że jest ze mnie dumny. Czekałam na jego miłość - dusiłam się własnymi łzami - I wiem ,że ja będę taka sama. Nie dam Melanie tego na co zasługuje. Bo w końcu jestem taka jak on! - krzyknęła i szybko pobiegłam na górę. Wspomnienia wróciły a tak bardzo chciałam ,żeby zostały na zawsze głęboko w mojej głowie.

W następnym rozdziale...

-Co u Violetty?...
-Po staremu...
-Tęsknisz za nią prawda?...

***

25 sierpnia, godzina 13:00

***********************************************************************************
Hej kochani!
No to wiecie już mniej więcej dlaczego Violka przeszła na złą stronę mocy :D
Następny rozdział czyli rozdział 7 będzie w czwartek ale jutro też wpadnijcie bo o 13:00 mam dla was rozdział 6,5 :) będzie troszkę inny niż te dotychczas. 
Dziękuję ślicznie za pozostawione pytania w zakładce Pytanie do Bohatera. To dla mnie świetna zabawa odpowiadać w imieniu bohaterów więc zachęcam was do zadawania tam częściej pytań bo można się dowiedzieć ,które nie są zawarte w opowiadaniu :D 
Więc do jutra kochani! 
Buziaki dla was :*

niedziela, 21 sierpnia 2016

Rozdział 5

~~~~~Leon~~~~~



Środek nocy a ktoś dzwoni mi do drzwi. Jeżeli Melanie się obudzi to chyba tego kogoś zabije. Miałem zamiar nie wstawać ale ten ktoś cały czas wisiał na dzwonku. Szybko wystartowałem w samych bokserkach bo jeżeli Mel się obudzi to prędko nie zaśnie. Otworzyłem i kogo ujrzałem? Obraz nędzy i rozpaczy. Za drzwiami stała Violetta we własnej osobie ledwo trzymająca się na nogach. Pijana do granic możliwości. Jestem ciekawy tylko dlaczego przyczołgała się pod moje drzwi. Dom ma zdaje się na zupełnie innej ulicy. Chcą nie chcą wciągnąłem ją do środka bo zaczęła coś bredzić a nie chce mieć jeszcze na głowie sąsiadów. Zaprowadziłem ją do łazienki bo zbierało jej się chyba na wymioty. Tak jak myślałem, biegiem rzuciła się do toalety i zaczęła wymiotować. Włosy jej się kleiły do twarzy więc je przytrzymałem myśląc w duchu z jakiej racji to ja muszę ją tu gościć w takim stanie. Kiedy skończyła, niemal zasnęła nad muszlą. Zaciągnąłem ją do zlewu gdzie przemyłem jej twarz bo sama nie była w stanie. Podałem jej kubek z wodą bo chciałem aby wypłukała usta ale to nie był dobry pomysł bo prawie się zadławiła. Zaniosłem ją na sofę i zacząłem się zastanawiać co z nią zrobić. Zostawić ją na tej kanapie czy nie. A jeżeli tak to zdjąć z niej tę sukienkę czy też nie. Sumienie mnie ruszyło i postanowiłem oddać jej moje łóżko a sam przespać się w salonie. Podniosłem ją delikatnie do pozycji stojącej i rozpiąłem sukienkę. Z zaskoczeniem stwierdziłem ,że nie ma na sobie górnej części bielizny. Poczułem się jak bym był w kiepskim filmie erotycznym. Szybko poszedłem do sypialni i wróciłem z jedną z moich koszulek. Założyłem jej ją i zaprowadziłem do mojego pokoju. Położyła się a ja nakryłem ją kołdrą. Zasnęła niemal od razu. Sam ruszyłem do salonu i położyłem się na sofie. Niestety do rana nie zmrużyłem oka. Słyszałem jak Violetta bez przerwy przez sen powtarzała moje imię. Chyba śniły jej się koszmary.

Dochodziła godzina 8:00. Wstałem i poszedłem do pokoju Melki. Moja córeczka już nie spała. Uśmiechnąłem się do niej i pogłaskałem po brzuszku. Przewinąłem ją i nakarmiłem. Potem sam poszedłem się ubrać i zrobiłem sobie śniadanie. Sobie i Violettcie. Dzisiaj sobota więc miałem wolne od pracy. Kiedy w spokoju i ciszy jadłem kanapki, do kuchni weszła zaspana Violetta. Minę miała zdezorientowaną.
-Królewna raczyła wstać - powiedziałem - Masz tu śniadanie - podsunąłem jej talerz.
Usiadła i dokładnie obejrzała okrągłe naczynie na którym leżały dwie kanapki z serem i pomidorem. Obok postawiłem jej kubek z herbatą. Przez dłuższą chwilę wpatrywała się w talerz a potem przeniosła wzrok na mnie. Nie mogłem powstrzymać się od kpiącego uśmiechu.
-Leon - zaczęła ale nie skończyła.
-Widzę ,że byłaś jeszcze bardziej pijana niż mi się wydawało skoro nie pamiętasz jak się tu znalazłaś - odezwałem się wreszcie.
-To może mi to łaskawie wytłumaczysz - powiedziała cicho.
-Nie wiem gdzie byłaś, z kim byłaś, ale znalazłem cię pod moimi drzwiami kompletnie pijaną - odpowiedziałem w duchu śmiejąc się - Ale w sumie to ostatnie to u ciebie częste zjawisko.
-Mógłbyś mi nie docinać?
-Nie docinam ci Violetta. Taka jest prawda a teraz zjedz bo pewnie jesteś głodna - wstałem i odstawiłem swój talerzyk do zlewu.
Violetta powoli zaczęła przeżuwać pierwszy kawałek chleba. Wyglądała dosyć żałośnie.
-Zadzwonię do Fran to przywiezie ci ubrania - zwróciłem się do niej a ona pokiwała głową.
Zadzwoniłem do Francesci. Wcale nie wydawała się być z zdziwiona. Niestety nie mogła przyjechać od razu bo miała jeszcze do załatwienia kilka spraw na mieście.
Kiedy wróciłem do kuchni Violetta kończyła swoją herbatę. Zabrałem od niej talerz i wstawiłem do zlewu.
-Fran przyjedzie później - poinformowałem ją - Do tego czasu niestety musi ci starczyć moja koszulka.
-Gdzie Mel? - spytała. Zdziwiłem się lekko.
-W łóżeczku - spojrzałem na nią badawczo. Widziałem ,że chce coś powiedzieć - W tamtym pokoju - wskazałem ręką.
Odwróciłem się. Byłem ciekawy czy pójdzie do pokoju dziewczynki czy nie. Chwilę się wahała ale w końcu powoli ruszyła w stronę pokoju. Kiedy weszła, po cichu podszedłem bliżej aby zobaczyć co zrobi. Spojrzałem przez uchylone drzwi. Powoli zbliżyła się do łóżeczka. Kiedy Mel ją zobaczyła, zaczęła radośnie ruszać rączkami jakby ją poznała. Violetta schyliła się i spojrzała na dziewczynkę przez kratki łóżeczka. Ze smutną miną przyglądała się dziecku ,które z zapałem próbowało złapać ją za włosy. Widząc ,że wstaje szybko poszedłem do kuchni. Po chwili zjawiła się obok mnie.
-Pomóc ci w czymś? - zapytała.
-Możesz wytrzeć stół po śniadaniu - podałem jej szmatkę. Sam wziąłem się za mycie naczyń.
-Leon chciałam powiedzieć ,że...
-Zwykłe dziękuję wystarczy - powiedziałem nie dając jej dokończyć. Nie chciałem słuchać jej wywodów bo i tak nie byłyby szczere. To tylko chwilowe zaćmienie jej prawdziwego ja.
-Dziękuję - powiedziała cichym tonem odkładając szmatkę na blat.
-Możesz wziąć prysznic. Jeżeli odpowiada ci mój żel i szampon to możesz go użyć. Wszystko stoi na półce obok umywalki - powiedziałem.
Kiwnęła głową i ruszyła w stronę łazienki.

W następnym rozdziale...  

-Gdybyś nie była dla niego odpowiednia to nigdy by cię nie pokochał...
-Nie wiesz jaka jest prawda...
-Więc może już czas to powiedzieć...

23 sierpnia, godzina 13:00

***********************************************************************************
Hej kochani!
Jak wam się podoba?
Violka zabalowała i trafiła do domu Leona. 
Przygarnął ją na noc :D 
Następny rozdział we wtorek. 
Do zobaczenia kochani :* 

sobota, 20 sierpnia 2016

Rozdział 4

~~~~~Violetta~~~~~



Od: Diego
Hej piękna!
Idziemy dzisiaj zwiedzić kolejny klub. 
Trochę potańczyć, idziesz z nami?

Kiedy odczytałam tego sms-a przypomniała mi się Francesca. "Tylko wódka, imprezy, wódka". Właściwie to prawda. Od pewnego czasu tak wygląda moje życie. Ale właściwie co to kogo obchodzi. Szybko odpisałam.

Do: Diego
Jasne. O której?
Od: Diego
20:00. Przyjdę po ciebie.
Do: Diego
Okej.

Spojrzałam na zegarek. 17:00. Oby tylko Francesca nie przyszła. Nie mam teraz najmniejszej ochoty tłumaczyć się jej gdzie idę. Chyba byłam pijana gdy dawałam jej klucze od mojego domu. Zaczęłam się szykować. Musiałam ułożyć włosy, wydepilować nogi i jeszcze wybrać idealny strój. Kiedy skończyłam było pół do 20:00. Czekałam na Diego w salonie kiedy nagle mój wzrok powędrował do szafki w której trzymałam alkohol. Właściwie nie chciałam pić przed imprezą ale chyba odrobinka wina nie zaszkodzi. Tak żeby się rozgrzać. Wyjęłam butelkę i kieliszek. Nalałam do pełna i upiłam duży łyk. A potem kolejny. Korciło mnie żeby wypić jeszcze chociaż jednego ale wiedziałam ,że w klubie też nie będę tańczyć na sucho.
Kilka minut przed 20:00 przyszedł po mnie Diego. Oczywiście nie szczędził komplementów na temat mojego wyglądu. Widzę ,że od dłuższego czasu próbuje mnie poderwać. I właściwie mi to pasuje. Od czasu gdy ja i Leon... A z resztą. Nie mam zamiaru psuć sobie teraz humoru wspomnieniami.
Dotarliśmy w końcu do klubu przed którym czekała już cała reszta naszych znajomych. Po wejściu do środka pierwsze co skierowaliśmy się do baru. Każdy zamówił sobie po drinku. Kiedy skończyłam swojego, Diego zaprosił mnie do tańca. Zgodziłam się i razem ruszyliśmy na parkiet. W jego towarzystwie zawsze czułam się swobodnie. To dla mnie tylko przyjaźń ale on chyba chce czegoś więcej. Od czasu Leona nie byłam z nikim w stałym związku. Jeżeli w moim życiu pojawiał się jakiś mężczyzna to na krótko. Zazwyczaj na jedną noc. Po skończonym tańcu wróciliśmy do baru. Diego z Alexem postawili kilka kolejek. Vanessa i Jane piły co drugą kolejkę jednak ja razem z chłopakami każdą. Potem znowu wróciliśmy na parkiet. Już mi trochę szumiało w głowie. Trochę to może za mało powiedziane. Przez chwilę każdy z nas tańczył osobno w rozkrzyczanym tłumie. W końcu podszedł do mnie Diego. Tańczyliśmy bardzo blisko siebie. Alkohhol coraz bardziej dawał mi się we znaki. W końcu nadszedł ten moment kiedy ręce Diego ,które najpierw spoczywały na mojej tali, teraz zjeżdżały coraz niżej. W końcu ścisnął mnie za pośladki i wpił się w moje usta. Nie protestowałam i oddałam pocałunek. Skończyliśmy się całować dopiero wtedy kiedy przyszła po nas Jane. Wszyscy znowu usiedliśmy i zamówiliśmy po następnym drinku.

Jak to się skończyło? Omal nie wylądowałam z Diego w toalecie. Około 3:00 w nocy byłam już tak pijana ,że nie wiedząc dlaczego wyszłam z klubu. Nogi niosły mnie same. I tak wylądowałam na progu drzwi Leona.

W następnym rozdziale... 

-Królewna raczyła wstać...

***

-Leon...
-Widzę ,że byłaś jeszcze bardziej pijana niż mi się wydawało skoro nie pamiętasz jak się tu znalazłaś...

***

 21 sierpnia, godzina 13:00

czwartek, 18 sierpnia 2016

Rozdział 3

 ~~~~~Leon~~~~~


-Ciii. Śpij słoneczko - szeptałem.
Od kilku godzi bezskutecznie próbowałem uśpić Melanie. Tutaj chyba bardziej przydałaby się kobieca ręka. Ale nie będę przecież fatygował o 2:00 w nocy Francesci a jeżeli chodzi o Violettę to wolę o tym nawet nic mówić.
-Cichutko Melka - mówiłem cały czas kołysząc ją - Gdybym umiał to bym ci zaśpiewał jakąś kołysankę.
Tak naprawdę to znałem tylko jedną piosenkę ale za dużo wspomnień się z nią wiązało.
-Proszę cię przestań płakać - powiedziałem żałośnie i tak się poczułem. Nie potrafię nawet uspokoić własnej córki.
Przez głowę przeszła mi myśl ,że może boli ją brzuszek. Z tego co wiem to u dzieci często się zdarza. Po długich przemyśleniach zdecydowałem się zadzwonić do Francesci. Może mi powie co mam zrobić. Wykręciłem numer i przyłożyłem telefon do ucha przytrzymując go ramieniem. Po trzech sygnałach odebrała.
-Halo, Leon? - powiedziała zaspanym głosem.
-Cześć Fran, przepraszam ,że cię budzę ale mam mały problem - zacząłem czując się jak idiota - Melka płacze od kilku godzin i nie może zasnąć. Pomyślałem ,że może boli ją brzuszek. Co mam zrobić, jest jakieś lekarstwo?
-Czekaj, zaraz będę - odpowiedziała.
-Nie Fran nie musisz, ja tylko... - usłyszałem pikanie. Rozłączyła się.
W duchu cieszyłam się ,że przyjedzie bo pewnie o wiele lepiej sobie poradzi niż ja, ale z drugiej strony poczułem się idiotycznie. Kilkanaście minut później była już u mnie.
-Co to? - wskazałem na reklamówkę ,którą trzymała w ręku.
-Herbata koperkowa - odpowiedziała uśmiechając się.
Ruszyła do kuchni. Wstawiła wodę i zaczęła czegoś szukać po szafkach.
-Fran czego szukasz? - spytałem.
-Dzbanka i butelki od mleka.
-Dzbanek w trzeciej szafce od góry a butelka w szafce obok zlewu.
-Dobra dzięki - powiedziała - Jeśli boli ją brzuch to herbata koperkowa powinna pomóc.
-Skoro tak mówisz. Dzięki Fran, jesteś wspaniała.
-Drobiazg - uśmiechnęła się.
Woda zagotowała się i Fran zaparzyła herbatę w dzbanku a potem jak ostygła przelała ją do buteleczki Mel.
-Daj jej to - podała mi butelkę.
Melka pociągnęła duży łyk. Wypiła całą butelkę. Troszkę jeszcze płakała ale w końcu zasnęła.
-Fran jesteś wielka - uśmiechnąłem się do niej.
-Cała przyjemność po mojej stronie - ukłoniła się teatralnie.
-Naprawdę dziękuję. Gdyby nie ty to nie wiem jakbym sobie poradził.
-Nie ma za co. Dobrze jadę. Jakby co to dzwoń - skierowała się do drzwi.
Pomachała mi i wyszła. Wreszcie mogłem się położyć.
Rano kiedy się obudziłem i poszedłem do pokoju w ,którym stało łóżeczko Melki, dziewczynka już nie spała. Zmieniłem jej pieluszkę, ubrałem a następnie nakarmiłem. Moja mama nie zdążyła jeszcze wyzdrowieć i nie wiem czy w ogóle będzie jeszcze w stanie opiekować się Mel. Zadzwoniłem do Fran. Głupio mi było prosić znowu o przysługę ale nie miałem zamiaru oddawać dziecka Violettcie na kilka godzin. Oczywiście Francesca mi nie odmówiła. Podjechała i zabrała ją do siebie a ja udałem się na autobus żeby dotrzeć do biura. Poszczęściło mi się i z powrotem nie musiałem tułać się autobusami. Z pracy wracałem z kolegą ,który akurat miał jakąś sprawę do załatwienia w mojej części miasta. W międzyczasie dostałem sms-a od Fran ,że jest u Violetty razem z małą i mam stamtąd ją odebrać. A właściwie poczekać na Fran aż nas podwiezie. Jestem teraz całkowicie zdany na nią. Będąc już pod drzwiami, kulturalnie zapukałem jednak nikt mi jak zwykle nie otworzył. Postanowiłem wejść. Wszedłem po cichu bo być może Mel spała i nie chciałem jej budzić. Z kuchni dobiegł mnie krzyk Fran. Krzyczała na Violettę.
-Może byś w końcu wzięła się za siebie a nie ciągle tylko wódka, imprezy, wódka!
-A co mam innego robić?!
-Może byś chociaż raz zajęła się swoim dzieckiem albo w końcu poważnie porozmawiała z Leonem!
-To nie jest moje dziecko - odpowiedziała Violetta. No chyba sobie żartuje.
-A kogo?!
-Leona! To Leon się opiekuję Melanie więc co ja mam tu do roboty!
-Może byś przestała pić i stworzyła z nim prawdziwą rodzinę - powiedziała już spokojniej Fran. Głupio mi było tak podsłuchiwać.
-Leon nie chce mieć ze mną nic do czynienia - syknęła - I słusznie - dodała już ciszej.
Postanowiłem przerwać tę kłótnię i wszedłem do pomieszczenia w ,którym były. Spojrzały na mnie jak na ducha.
-Już jesteś? To za chwilę możemy jechać - odezwała się w końcu Fran.
-Okej nie spiesz się - powiedziałem lecz w duchu miałem ochotę wyjść z tego domu jak najszybciej.
-A ty - zwróciła się do Violetty - Przemyśl to o czym rozmawiałyśmy.
Violetta spojrzała na mnie spod oka. Nie wydawała się być zachwycona moją obecnością. Odwróciła się i wyszła.
-Gdzie jest Mel? - zapytałem Fran.
-W sypialni, ale tej na dole - odpowiedziała.
Chciałem po nią iść ale Violetta mnie uprzedziła i ją przyniosła. Bez słowa postawiła nosidełko na stole w kuchni i poszła.
-Możemy jechać - oznajmiła po chwili Francesca.

W następnym rozdziale...

Od: Diego
Hej piękna!
Idziemy dzisiaj zwiedzić kolejny klub. 
Trochę potańczyć, idziesz z nami?

Do: Diego
Jasne. O której?

***

 20 sierpnia, godzina 13:00

środa, 17 sierpnia 2016

Rozdział 2

~~~~~Violetta~~~~~


Obudziłam się następnego dnia rano. A właściwie to popołudniu. Szybko dotarły do mnie wspomnienia wczorajszego wieczora. Zaprosiłam kilku znajomych, potem przyszedł Leon i zostawił dziecko a następnie wpadła Fran i wygoniła wszystkich. Poczułam strasznie silny ból głowy. Ale nie wypiłam wczoraj dużo. Kilka drinków. Na szafce nocnej stała woda i na serwetce leżały dwie tabletki. Szybko je połknęłam wypijając przy tym duszkiem całą szklankę. Odstawiłam ją pustą na szafkę. Powoli zwlokłam się z łóżka. Ruszyłam do łazienki. Przemyłam twarz przy umywalce. Na policzkach nadal miałam plamy tuszu do rzęs. Zmyłam pozostałe resztki makijażu i wyszczotkowałam zęby. Schodząc na dół spodziewałam się ujrzeć totalny bałagan ale wszystko było w jak najlepszym porządku. No tak. Francesca posprzątała. Przypomniało mi się jak wczoraj Fran poprosiła o klucz. Czyli teraz mogę się jej często spodziewać. Właściwie nie mam z tym problemu. Zajrzałam do lodówki. Pusto. Była tylko resztka soku, dwa jogurty i kawałek sera. Zrezygnowana wzięłam jogurt choć wcale nie miałam na niego ochoty. Ale musiałam coś zjeść aby zaspokoić ssanie w żołądku. Kiedy zjadłam moje prowizoryczne śniadanie ubrałam się i postanowiłam iść na zakupy. Lodówka sama się nie napełni a jogurt i kawałek sera na długo nie starczą. Wychodząc z bramy sprawdziłam skrzynkę na listy. Znalazłam wezwanie do zapłaty za wodę i jakąś ulotkę. Westchnęłam i schowałam obie kartki do torebki i ruszyłam do sklepu. W supermarkecie jak zwykle panował ruch. Włożyłam do koszyka dwie bułki, dziesięć paczek zupek chińskich i trzy butelki wody. Nie jadam często normalnych obiadów. Zupa z paczki to dla mnie najlepsze wyjście. Zajrzałam jeszcze na dział z alkoholem. Wzięłam z półki najtańszą wódkę i włożyłam ją do koszyka. Podeszłam do kasy. Ekspedientka zmierzyła mnie i spojrzała na mnie z pogardą. Przecież nie wyglądam źle więc nie wiem o co jej chodziło. Zapłaciłam i wyszłam jak najszybciej. Wróciłam do domu, rzuciłam zakupy i pocztę na blat. Usiadłam przy stole i wsparłam głowę na rękach. Ból nie ustąpił mimo ,że wzięłam tabletki. Chwilę później usłyszałam pukanie do drzwi. Jeszcze bardziej skrzywiłam się z bólu.
-Otwarte! -krzyknęłam.
Wcale się nie zdziwiłam kiedy w kuchni pojawiła się Francesca.
-Wstałaś widzę -  powiedziała - Jak byłam wcześniej to jeszcze spałaś.
Położyła torebkę na stół i podeszła do blatu.
-Na zakupach byłaś? Violetta - spojrzała na mnie - Same zupki? Co to za jedzenie.
-Jedyne ,które umiem zrobić - odparłam masując sobie skronie.
-I wódka! - krzyknęła a mnie znowu przeszył ból w czaszce - Violetta zwariowałaś. Wylewam to do zlewu.
-Nie. Zostaw to. Co cię to obchodzi - zaprotestowałam wyrywając jej butelkę z ręki.
-Martwię się o ciebie nie rozumiesz!? - znowu wrzasnęła.
-A możesz martwić się trochę ciszej? Głowa mi pęka - opadłam z powrotem na krzesło.
-Wiesz dlaczego boli cię głowa? Bo za dużo pijesz!
-To ile pije to moja sprawa - fuknęłam. Po co ona się wtrąca.
-Tak, twoja. Ale ranisz tym innych.
-Tak, ciekawe kogo - zaśmiałam się.
-Leona chociażby - odparła.
-Akurat Leon to raczej nie chce mieć ze mną nic do czynienia.
-A co z Mel? To twoja córka - spojrzała na mnie oczekując chyba ,że się wzruszę.
-To Leon się nią zajmuje.
-To nie zmienia faktu ,że oboje jesteście jej rodzicami. Nie kochasz jej? To twoje dziecko - znowu te ckliwe bzdury.
-To nie ma znaczenia - odpowiedziałam chcąc zakończyć temat.
-Violu - zaczęła ale nie chciałam jej słuchać.
-Przestań. A teraz jeśli pozwolisz pójdę się położyć.
Nie czekając na jej odpowiedź szybko poszłam na górę. Minęło kilka minut i z dołu dobiegł mnie dźwięk zamykanych drzwi. Fran wyszła. I dobrze. Zamknęłam oczy i po chwili znowu zasnęłam.

W następnym rozdziale...

-Cześć Fran, przepraszam  ,że cię budzę ale mam mały problem...
-Czekaj, zaraz będę...

***

-Leon nic chce mieć ze mną nic do czynienia. I słusznie... 

***

18 sierpnia, godzina 13:00

**********************************************************************************
Hej kochani!
Jak wam się podoba rozdział?
W następnym czyli już jutro perspektywa Leona :)
Piszcie jak wam się podoba:)
Buziaki :* 

niedziela, 14 sierpnia 2016

Rozdział 1

~~~~~Leon~~~~~


Puk, puk. Cisza. Jak zwykle. Zapukałem jeszcze raz. Po chwili w końcu raczyła otworzyć. Niedobrze mi się zrobiło jak ją zobaczyłem. Makijaż rozmyty, włosy w nieładzie a na sobie miała przykrótką sukienkę. Dodatkowo była już przynajmniej po dwóch drinkach. Serce mi się ścisnęło na samą myśl ,że mam z nią zostawić Mel (wybaczcie ale kocham to imię, musiałam go użyć w nowym opowiadaniu ❤ ). Ale muszę. Moja matka ,która zwykle przyjeżdża kiedy mnie nie ma, nie może się nią zająć, sama jest poważnie chora a co dopiero opiekować się jeszcze dwumiesięcznym dzieckiem.
-Czego - powiedziała ochrypłym głosem.
-Muszę zostawić u ciebie Mel - odparłem.
Spojrzała za siebie. Znowu trwała u niej jakaś impreza. Dym papierosowy był tak gęsty ,że ledwo było można dostrzec wnętrze domu. Dziwne ,że jeszcze jej go nie zabrali. Zastanawiam się z czego ona płaci rachunki.
-Sorry ale nie mogę teraz się nią zająć - machnęła ręką i chciała zamknąć drzwi ale w porę jej przeszkodziłem.
-Violetta ja nie mam jej z kim zostawić a muszę jechać do pracy. Półtora godziny nie więcej - mówiłem - A z resztą po co ja ci się tłumaczę przecież to też twoje dziecko.
Zmierzyła mnie i od niechcenia wzięła nosidełko w którym spała dziewczynka.
-Półtora godziny ani minuty dłużej - zawyrokowała.
-Własnym dzieckiem się nie możesz zaopiekować? Co z ciebie za matka - powiedziałem z wyrzutem.
Nie odpowiedziała tylko zamknęła mi drzwi przed nosem. Wróciłem do samochodu jeszcze raz spoglądając na próg czy przypadkiem nie postawiła tam nosidełka. Byłaby do tego zdolna. Z ciężkim sercem odjechałem z podjazdu.

Jechałem zatłoczoną ulicą zastanawiając się czy moja córka nie udusi się dymem od tych papierosów, kiedy nagle pchnęło mnie do przodu i usłyszałem trzask. Zatrzymałem się i szybko wyszedłem z samochodu. Jak się po chwili okazało ktoś wjechał mi w tył auta. I to dość porządnie bo rejestracja odpadła i było dość duże wgniecenie. Czy to są jakieś żarty? Gościu ,który spowodował ten nagły wypadek, szybko wyszedł z zatroskaną miną. Najpierw spojrzał na mój samochód, potem na swój na którym szkody o dziwo były mniejsze niż na moim, i na końcu dopiero na mnie.
-Przykro mi, nie wiem ale w coś się zapatrzyłem i nie zdążyłem zahamować - zaczął się tłumaczyć. Ta sama śpiewka jak na filmach - Pokryje wszystkie koszty, jeszcze raz przepraszam.
-Wie pan nie powiem ,że nic nie szkodzi bo szkodzi - powiedziałem trochę żartobliwie - ale jak pan zapłaci za naprawę i podwiezie mnie do pracy to jestem w stanie o tym zapomnieć.
-Jasne - odparł śmiejąc się - Przecież nie pojedzie pan tym.
Zadzwoniłem gdzie trzeba i chwilę potem zabrali mój samochód. Patrzyłem tylko jak moje pierwsze auto kupione za własne pieniądze odjeżdża na lawecie.
-Dobra to gdzie jedziemy? - zapytał kiedy siedzieliśmy już w jego aucie. Cóż, jego przynajmniej nie wyglądało najgorzej. Podałem mu adres firmy w której pracuję.
-Tak w ogóle to jestem Federico Pasqaurelli - odezwał się po dłuższej chwili.
-Leon Verdas - odpowiedziałem.

W końcu dojechaliśmy. Nie dość ,że już jestem spóźniony to jeszcze moje auto pewnie przez najbliższych kilka tygodni będzie w naprawie. Ciekawe czym ja będę jeździł do pracy. Chyba autobusem bo jakbym miał płacić codziennie za taksówkę żeby mnie zawiozła na drugi koniec miasta to prędzej bym zbankrutował.
-To zdzwonimy się. Tutaj jest mój numer - podał mi karteczkę.
-Dobra, dzięki za podwózkę - wysiadłem z samochodu. Kiwnąłem mu na pożegnanie i stanąłem przed wielkim budynkiem. Mam nadzieję ,że szef mnie nie wyrzuci za to spóźnienie. W końcu chyba nie ma prawa bo bądź co bądź jestem już po pracy. Wezwał mnie po godzinach.
Wszedłem do biura. Przeprosiłem szefa za spóźnienie i wytłumaczyłem sytuację jaka stała się na drodze. On jak nigdy tylko powiedział "Dobrze ,że nic ci się nie stało Leon". A potem wręczył mi stertę kartek. Na szczęście obiecał ,że zapłaci mi za to dodatkowo. Chcąc nie chcąc zabrałem się do pracy. Im szybciej to skończę tym szybciej wrócę do Mel.

Nie trzeba być mistrzem matematyki żeby wiedzieć ,że pół godziny spóźnienia do biura plus dwie godziny papierkowej roboty równa się więcej niż półtora godziny ,które obiecałem Violettcie. A tu jeszcze czeka mnie droga powrotna. Mam nadzieję ,że nie wystawiła Mel za drzwi. Siedząc w biurze w ogóle nie zauważyłem ,że zaczęło padać. Świetnie. Nie wziąłem parasola. Pozostaje mi zadzwonić po taksówkę. Wyciągnąłem telefon i co się okazało? Padła bateria. No pięknie. Czyli teraz pozostaje mi szybko złapać jakiś autobus. Pobiegłem czym prędzej na najbliższy przystanek. Najbliższy autobus ,który zatrzymuje się na ulicy na której mieszka Violetta odjeżdża za dwadzieścia minut. Cóż miałem robić. Usiadłem zdecydowany poczekać. Może metrem byłoby szybciej ale przystanek jest kilometr stąd. Biedna Mel pewnie jest już głodna a wątpię ,że Violetta ma w domu takie coś jak mleko. Powinna być karmiona mlekiem matki ale co zrobić. W końcu przyjechał mój środek transportu. Wsiadłem i zrezygnowany opadłem na siedzenie. Pogoda była po prostu szklana. Lało jak z cebra. Po kilkunastu minutach wreszcie zatrzymałem się na kolejnym przystanku. Na szczęście do domu Violetty było niedaleko. Muszę się pospieszyć bo za 15 minut odjeżdża jedyny już dzisiaj autobus ,który zawiezie mnie na moją ulicę. Niestety Violetta nie dysponuje takim czymś jak samochód żebym mógł od niej pożyczyć.
Zapukałem do drzwi a ona niemal od razu je otworzyła.
-Spóźniłeś się - stwierdziła. Ależ ona bystra.
-Chyba korona ci z głowy nie spadła ,że twoja córka była z tobą trochę dłużej.
Uchyliła bardziej drzwi żebym mógł wejść. Dym papierosowy jakby znikł. Chyba musiała wywietrzyć. Impreza też się już skończyła. Poszła do innego pokoju zostawiając mnie w holu. Po chwili wróciła z nosidełkiem. W środku Melka słodko spała. Wyglądała dokładnie tak jak ją tu zostawiłam.
-Cały czas spała? - spytałem. Pokręciła głową.
-Nie musisz się martwić, jest najedzona i przewinięta - normalny szok. Zajęła się własnym dzieckiem.
-Nakarmiłaś ją i zmieniłaś pieluchę? - trochę nie dowierzałem.
-Nie. Francesca - odparła.
Czyli to wyjaśnia koniec imprezy, wywietrzone mieszkanie i prawie trzeźwą Violettę. A już miałem cień nadziei ,że coś w niej drgnęło.
-O, Leon - nagle z kuchni bodajże, wyłoniła się Francesca ze ścierką w ręce.
Fran to nasza przyjaciółka. Była nią wtedy kiedy Violetta jeszcze była ,że tak powiem normalna. I jest nią teraz kiedy wszytko zaczęło się sypać.
-Hej Fran - uśmiechnąłem się.
-Ale zmokłeś. Aż tak pada?
-No niestety. Dobra ja muszę lecieć bo autobus mi odjedzie. Na razie.
-Poczekaj - zatrzymała mnie - Autobus? A samochód gdzie masz? - zdziwiła się.
-Miałem małą stłuczkę w drodze do pracy i pa pa samochodziku - wytłumaczyłem - Jak wyszedłem z biura to już lało i byłem zdany na autobus.
-To poczekaj jeszcze chwilkę podwiozę was bo zanim dojdziecie do przystanku Mel będzie cała mokra i się przeziębi - zaproponowała.
Zgodziłem się. Ja to nic ale Mel faktycznie mogłaby coś złapać. Zdjąłem buty i wszedłem do środka. Salon wyglądał prawie normalnie. Fran zdążyła tu już ogarnąć. Usiadłem w salonie na sofie. Usłyszałem jak Francesca mówiła Violettcie ,że ma iść na górę się położyć. Protestowała lecz w końcu Fran jej coś powiedziała czego nie usłyszałem dokładnie i poszła.
-No, możemy jechać - wróciła po kilku minutach.
Wstałem, wziąłem Mel ,która nadal słodko spała i razem z Francescą wyszliśmy z domu Violetty. Zauważyłem ,że dziewczyna zaklucza dom. Najwidoczniej Violetta dała jej klucz. Albo sama go zażądała. Nadal padało ale już trochę mniej. Wsiedliśmy do samochodu i po chwili odjechaliśmy.
-Fran, dlaczego ty to robisz? - zapytałem.
-A co konkretniej?
-No wiesz, robisz jej za niańkę i sprzątaczkę - powiedziałem.
-To moja przyjaciółka - odpowiedziała.
-To nie znaczy ,że masz ją we wszystkim wyręczać. To ty za każdym razem sprzątasz po jej imprezach, ty mówisz stop kiedy sięga po następny kieliszek. Jest na tyle dorosła ,że powinna wiedzieć ile wypić żeby się nie upić. A jak już jest nachlana to ty ją ratujesz. Gdyby nie twoja pomoc zarosła by brudem i umarła z głodu. Samą wódką nie idzie się najeść - zakończyłem swój wywód głębokim westchnieniem.
-Ona po prostu się pogubiła. Muszę jej pomóc - mówiła spokojnie.
-Jest po prostu nieodpowiedzialna. Nawet córką nie potrafi się zająć - dodałem.
Dalej jechaliśmy już w ciszy. Kiedy dojechaliśmy pożegnałem się z nią i szybko wszedłem do domu. Melka się przebudziła. Przebrałem ją w śpioszki i położyłem do łóżeczka. Jest taka malutka i kochana.
-Śpij skarbie - pocałowałem ją w czółko - Tatuś cię kocha. Pamiętaj.

 W następnym rozdziale...

-Nie. Zostaw to. Co cię to obchodzi....
-Martwię się o ciebie nie rozumiesz...

***

-A co z Mel? To twoja córka...
-To Leon się nią zajmuje....
-To nie zmienia faktu ,że oboje jesteście jej rodzicami. Nie kochasz jej?

***

17 sierpnia, godzina 13:00

**********************************************************************************
Cześć kochani!
Oto ten wyczekiwany może nie tyle co przez was jak i przeze mnie rozdział pierwszy!
Można od razu zauważyć ,że klimat jest ,że tak powiem cięższy niż w poprzednim opowiadaniu.
Jak wam się podoba?
Mam nadzieję ,że chociaż trochę.
Rozdziały będą się pojawiać myślę pięć razy w tygodniu. Poniedziałki, środy, piątki, soboty i niedzielę. Teraz w wakacje o godzinie 13:00 a potem zobaczymy. Z resztą na końcu każdego rozdziału będę wam pisać kiedy się pojawi następny :)
Co do zajmowanych miejsc. Na razie nie wiem jak wam się to podoba więc nie zajmuję ale jak ktoś kiedyś będzie chciał miejsce to proszę się zgłosić w komentarzu :)
Na dzisiaj to tyle.
Widzimy się pojutrze :*

20 blogowych faktów o mnie!

1. Ten blog jest moim pierwszym blogiem.
 
2. W swoim życiu miałam łącznie 4 blogi. 

3. Dwa z nich nadal prowadzę, pozostałe dwa usunęłam przez pewną sytuację ,która miała miejsce ponad rok temu.
 
4. Wygląd bloga zawdzięczam dziewczynie ,której blog znajduje się u mnie w obserwowanych.
 
5. Poprosiłam ją o kilka wskazówek i tak od słowa do słowa pomogła mi założyć tego bloga i od tego czasu nie zmieniłam jego wyglądu.
 
6. Bardzo podobają mi się szablony ze zdjęciami bohaterów serialu ale niestety nie potrafię ich ani zrobić ani ustawiać dlatego mój blog ma zwyczajny wygląd.
 
7. Uwielbiam pisać jak i czytać opowiadania z bohaterami serialu Violetta.
 
8. Jeżeli miałabym wybrać kogo narracje wolę prowadzić, Violetty czy Leona to zdecydowanie wybieram Leona.
 
9. Mam słabość do imienia Melanie ,które użyłam w pierwszym opowiadaniu na blogu.
 
10. W pewnym momencie mojego blogowego życia, chciałam wprowadzić różnorodność opowiadań i nawet wstawiłam 3 rozdziały historii nie związanej z serialem.
 
11. Szybko jednak zrezygnowałam z tego pomysłu i zastanawiam się czy nie zacząć go na moim drugim blogu.
 
12. Moją pierwszą nazwą była Monika Verdas.
 
13. Oprócz bloga posiadam też wattpada a także rozpoczęte opowiadanie. Jednakże ma ono jak na razie tylko jeden rozdział. Jak się zawezmę i wznowie historie to podam wam moją nazwę.
 
14. Moje pisanie rozpoczęło się od szalenie długiego one shota ,którego wstydzę się po dziś dzień. Na szczęście zgubił się gdzieś w czeluściach licznych folderów na moim laptopie i mam nadzieję ,że nigdy go nie odnajdę.
 
15. Większość rozdziałów napisałam na telefonie przez co idzie się doszukać licznych literówek albo powiedziałem zamiast powiedziałam.
 
16. Na szczęście jednak się ogarnęłam i ostatnio zaczęłam pisać moje posty na laptopie.
 
17. Wolę mieć w wersjach roboczych kilka rozdziałów naprzód zanim zacznę nowe opowiadanie.
 
18. Bardzo lubię czytać komentarze na swoim blogu dlatego staram się zostawiać też po sobie ślad u innych.
 
19. Jeszcze do niedawna traktowała blog jako rozrywkę.
 
20. Teraz moi czytelnicy to druga rodzina i za nic w świecie nie chciałabym zrezygnować teraz z pisania.

To już wszytko o mnie i mam nadzieję ,że wam się podobało mi zrobicie coś podobnego na swoich blogach bo chętnie poczytam :)
Jutro pierwszy rozdział opowiadania. Powiem szczerze ,że nie mogę się doczekać kiedy wam go pokażę :)
Do jutra :*

Muszę o czymś powiedzieć...

Cześć kochani!
Witam was o tej 6:00 rano. Całą noc nie spałam, czytałam ale godzinę temu mi się odechciało i zaczęłam przeglądać blogi. Muszę jeszcze pozostawiać tam komentarze. Ale piszę do was bo jestem zrozpaczona i wściekła i po prostu czuję jakby mnie coś wypychało od środka jeżeli wiecie o co mi chodzi. Otóż.
Nigdy tak naprawdę nie spotkałam się z krytyką. A przynajmniej nie ze strony innych blogerek. Zauważyłam ostatnio ,że jedna blogerka no cóż kopiuje moje pomysły. Nie chodzi mi o tego bloga tylko o mojego drugiego. Nie powiem dokładnie jakie posty. Ale postanowiłam to przemilczeć bo nie jest to do końca kopiowane bo chodzi tu tylko o sam pomysł i "wygląd" posta. No ale nie o tym chciałam wam powiedzieć.
Przeglądając blogi weszłam na jednego należącego do mojej czytelniczki i znalazłam tam notkę. Nie sama notka mnie zdziwiła a komentarze. Ociekające kpiną, sarkazmem i po prostu czystą złośliwością.
Tu nie chodzi o to ,że te blogerki się ze sobą o coś pokłóciły. Chociaż chyba tak było. Po prostu komentarze kierowane do autorki tej notki były och... Nigdy nie spotkałam się z takim brakiem szacunku do drugiej osoby.
To co piszę jest totalnie bez sensu bo to jest w ogóle nie moja sprawa dlatego też nie podaje nazw blogerek.
Myślałam ,że blogger to miejsce gdzie każdy może być sobą i ludzie są uprzejmi. Nadal w to wierzę ale widzę ,że inni już nie. Po raz kolejny spotykam się z takim czymś ,że blogerka zawiesza swoją działalność bo pewne osoby tak bardzo skrzywdziły ją słowem. Jest to dla mnie nie do pojęcia bo przecież każdy może mieć pasję jaką jest pisanie a na bloggerze może ją świetnie rozwinąć. Wszędzie można się spotkać z krytyką i samemu kogoś krytykować ale czy nie idzie tego zrobić w uprzejmy sposób? I takie teksty "bo lubię męczyć ludzi" są po prostu żenujące i dziecinne. Wydaje mi się ,że jeżeli chce się być dobrym blogerem albo chociaż dobrą osobą to nie tędy droga... Bo dobro wraca ale zło też i to ze zdwojoną siłą.
Tak, koniec mojego wywodu. Właśnie tym zawracam wam głowę o 6:00 rano w niedzielę!
Albo może raczej zawracam swoją bo wy o ile w ogóle to zobaczycie to pewnie później.
Widzimy się wieczorem kochani albo późnym popłudniem bo dokładnie za trzy godziny wyjeżdżam do Bydgoszczy. Swoją drogą jeżeli ktoś jest z tego miasta to serdecznie pozdrawiam:*
Obiecałam wam post w którym pojawi się coś o mnie i słowa dotrzymam.
Do potem kochani ❤

PS. Możecie to zostawić bez komentarza. Po prostu czułam nagłą potrzebę opisania tego co w danym momencie czuję właśnie tutaj 😘

sobota, 13 sierpnia 2016

Zapowiedź nadchodzącego opowiadania!

-Półtora godziny, ani minuty dłużej...
-Własnym dzieckiem się nie możesz zająć...

 ***

-To ty sprzątasz po imprezach, ty mówisz stop kiedy sięga po następny kieliszek...

***

-Ciągle tylko wódka, imprezy, wódka!

***

-Nie wiesz jaka jest prawda!
-Więc może już czas to powiedzieć...

***
-Sporo czasu minęło, miło cię znów zobaczyć...
-Ciebie również.

***

-Wszystko wiem...
-Przepraszam...
-Nie przepraszaj. Masz szansę to naprawić...

***
15 sierpnia, godzina 13:00




Ta-dam! 
Oto jest zapowiedź nowego opowiadania. 
Nie mam dla niego jakiejś konkretnej nazwy.
Jak wam się podoba? 
Zaciekawiłam was chociaż trochę? 
Ja wiem ,że to nic wam nie mówi no ale o to mi chodziło :) 
Jak się już pewnie zorientowaliście są to urywki rozmów bohaterów. Mam już napisane kilka rozdziałów a dokładniej 9 i krew mnie zalewa bo wczoraj pisałam sobie 10 rozdział i dzisiaj już go nie ma. Nie wiem jak to się stało no ale zniknął. Tak samo rozdział 6 też mi ostatnio zniknął i musiałam pisać jeszcze raz... Nie wiem może blogger mi tym sugeruję ,że stać mnie na więcej i powinnam to napisać jeszcze raz? 
Dobra kończę to moje bezsensowne wywody i spadam pisać po raz drugi 10 rozdział :D
Buziaki widzimy się jutro :* 

piątek, 12 sierpnia 2016

Nie pomijaj!

Przybywam do was z kilkoma informacjami.
 
Co do kontynuacji opowiadania. Planuję ją ale dopiero po zakończeniu historii ,która ruszy tak myślę w poniedziałek ale jeszcze zobaczymy jak to wyjdzie.
 
Historia będzie inna. Znowu przeniesiemy się do rzeczywistości, nie będzie zamków i księżniczek. Na pozór może ona wam przypominać to całkiem pierwsze opowiadanie bo będzie tam córka Violetty i Leona o tym samym imieniu co w tamtej historii. Jednak poza tym i może jeszcze jakimś jednym szczegółem, będzie inne. 

Jutro wstawię wam zapowiedź. Natomiast w niedzielę będzie nieco inny post bo taki trochę o mnie ale być może wam się spodoba i będziecie chcieli spróbować też coś takiego zrobić na swoich blogach.
 
Także no, to by było wszytko. Jak macie jakieś pytania to piszczcie mi w komentarzach bo być może coś mi umknęło.
 
Do jutra kochani, biegnę przygotowywać dla was zapowiedź ❤

Jak księżniczka z księciem-leonetta. Rozdział 75

Dedykuję:
Maddy
Heidi
Vicky
Zuzce Verdas
Evie Evie
Alexi
Pati
Julii Verdas
Natashy Comello
Laurze Comello 


Violetta obudziła się wczesnym rankiem. To dzisiaj. Ślub.
 -Wasza wysokość - w drzwiach komnaty Violetty pojawiła się służąca - Czas zacząć się przygotowywać. Uszykuję panience kąpiel. 
-Dobrze - Violetta skinęła głową a służąca poszła do łazienki. 
Violetta wstała z łóżka. Otworzyła drzwi balkonu. Słoneczne promienie wlały się do komnaty. 
-Kąpiel gotowa księżniczko - służąca wyszła z łazienki - Pomogę potem panience założyć suknię. 
Violetta weszła do łazienki. Zrzuciła z siebie cieniutką piżamkę i zanurzyła się w gorącej pianie. Zdenerwowanie uszło z niej od razu. Kąpiel bardzo ją odprężyła. Po wyjściu z wanny wytarła ciało puchowym ręcznikiem i włożyła uszykowaną przez służącą bieliznę. W garderobie już czekała na nią służąca. Pomogła jej włożyć suknię ślubną a następnie pojawiły się jeszcze dwie panie ,które pomalowały i uczesały księżniczkę. Kiedy spojrzała na swoje odbicie w lustrze cały stres powrócił do niej. 
-Violetto tak ślicznie wyglądasz - za jej plecami pojawiła się Angie.
-Angie - Violetta wstała i rzuciła jej się w ramiona - Tak strasznie się boję.
-Nie masz czego kochanie - Angie złapała ją za ręce - Nie mogę uwierzyć ,że jesteś już taka dorosła. 
-Ale nadal będę twoją Violą - uśmiechnęła się księżniczka.
-Leon czeka na ciebie na dole - to mówiąc zwróciły się ku drzwiom komnaty, 
Violetta przed wyjściem omiotła wzrokiem pomieszczenie. Wiedziała ,że kiedy opuści ten pokój, jej nastoletnie czasy znikną nieodwracalnie. 

Cała blada zeszła po schodach. Zobaczyła swoich rodziców, rodziców Leona i jego samego. Łzy szczęści naleciały jej do oczu kiedy napotkała jego wzrok. Zeszła po schodach i wpadła w jego ramiona. 
-Denerwujesz się? - szepnął jej na uch. Pokiwała głową - Nie musisz. Wyglądasz przepięknie. Już nie mogę się doczekać kiedy zostaniesz moją żoną.
Rodzice złożyli im swoje błogosławieństwo a potem ruszyli na zewnątrz. W ogrodach pałacowych zebrali się już wszyscy goście. Czerwony dywan po ,którym kroczyła młoda para, prowadził prosto do łuku weselnego przy ,którym stał ksiądz. Wszyscy zebrani powstali. Violetta czuła się jakby miała zaraz zemdleć. Napotkała jednak wzrok Federico ,który stał obok Ludmiły i to trochę poprawiło jej humor. W końcu stanęli razem przy łuku.
Dalej wszystko toczyło się szybko. Przysięga małżeńska i czuły pocałunek. Oklaski gości. 
-Kocham cię moja księżniczko - powiedział Leon patrząc na nią z miłością.
-A ja ciebie mój książę. 
Oklaskom i wiwatom nie było końca. Młoda para odwróciła się i powoli zaczęła zmierzać ku wyjściu z pałacowych ogrodów.  Nagle dziesięć dziewczyn w pięknych sukniach zaczęły rozrzucać im na drodze płatki kwiatów i ryż. Dotarli w końcu do samochodu którym mieli dojechać do pałacu rodziców Leona gdzie miało się odbyć przyjęcie weselne.
-Już po wszystkim kochanie, jesteś moją żoną - powiedział Leon uśmiechając się szeroko.
-Nie mogę uwierzyć - odwzajemniła uśmiech i skradła Leonowi buziaka. 

Kiedy tylko przekroczyli próg pałacu, a właściwie to Leon go przekroczył z Violettą na rękach, goście rzucili się do składania im życzeń. Miliony prezentów, miliony kwiatów, miliony miłych słów. W końcu przed nimi stanęło dziesięć dziewczyn i rozradowane zaczęły ściskać młodą parę. 
-Wasza wysokość - zaczęła jedna z nich - Pańska matka poprosiła mnie i moje przyjaciółki o sypanie kwiatów i ryżu. 
-Bardzo się cieszymy z waszego szczęścia - pisnęła druga. 
-Jak macie na imię? - zapytała uśmiechnięta Violetta. 
-Jestem Maddy - uśmiechnęła się pierwsza z nich - A to Vicky, Zuzka, Eva, Heidi, Natasha, Pati, Julia, Alexi i Laura.
-Cieszymy się ,że mogliśmy was poznać - powiedział Leon.
-Gratulujemy wam ślubu! - krzyknęły wszystkie naraz po czym odeszły dalej. 
Po życzeniach, przyszedł czas na pierwszy taniec. Potem do tańczącej młodej pary, dołączyły inne osoby. 
-Odbijamy - usłyszała znany głos i nagle oderwała się od Leona.
-Federico - zaśmiała się - Wiedziałam ,że to zrobisz.
-Teraz mi przyznaj ,że miałem rację - powiedział z powagą.
-Racje z czym?
-Z tym ,że Leon będzie w końcu twój - mrugnął do niej.
-Tak, miałeś rację - przyznała rozbawiona. 
-Ślub już jest to teraz czekam na małe Verdaski.
-Nie ma pośpiechu - oświadczyła Violetta wyobrażając sobie swoje przyszłe dzieci. 
-Ale obiecaj ,że jeśli będzie syn nazwiesz go Federico i ja będę chrzestnym ojcem - powiedział.
-Obiecuję. 

Oczepiny były bardzo zabawne. Welon złapała Francesca a muszkę Federico. Zazdrosna Ludmiła obserwowała tańczącą parę z nieukrywaną złością. Federico wynagrodził jej to głębokim pocałunkiem na oczach wszystkich. Ich pierwszym pocałunkiem.
Późnym wieczorem Violetta i Leon wymknęli się na chwilę z pałacu i poszli na mostek w najdalsze części ogrodów pałacowych. Leon pogładził swoją już żonę po policzku.
-Leon?
-Tak?
-Czy będzie mnie kochał do śmierci?
-Nie. Będę cię kochał o wiele dłużej. O wiele, wiele dłużej...

Mówiąc ,krótko wszytko poszło idealnie. Oczywiście noc poślubna była jeszcze lepsza. 

Księżniczka Violetta i książę Leon. Przyszli władcy Arendelle. Szczęśliwi, zakochani. Czy mogłoby się to skończyć inaczej? Chociaż nie. To jeszcze nie koniec. Ta bajka trwa nadal... 

**********************************************************************************
Tak kochani. Właśnie w tym momencie żegnamy się z Leonem i Violettą. 
Tak, będzie nowa historia. 
Ale zobaczymy się z naszą bajkową leonettą na ich koronacji. Czyli ,że planuję kontynuację. Pozwólmy im się sobą nacieszyć na razie :)
Teraz wy moje kochane dziewczyny możecie się chwalić ,że byłyście na ślubie leonetty i na dodatek sypałyście im kwiaty :D To było właśnie tą niespodzianką :) Mam nadzieję ,że wam się podobała :*
Kolejna historia będzie nieco inna. Ale o tym może później. Wieczorem przedstawię wam szczegóły. 
Do zobaczenia kochani :* 

czwartek, 11 sierpnia 2016

Jak księżniczka z księciem-leonetta. Rozdział 74

-Mamo możemy już iść? - pytał po raz kolejny Leon trzymając swoją przyszłą żonę za rękę.
-Leon poczekajcie chwilę, dajcie nam sekundkę - powiedziała po czym wróciła do rozmowy z królową Marią.
-Mamo ale jak będziemy potrzebni to nas po prostu zawołacie - nalegał Leon ale tym razem jego matka nie zaszczyciła go nawet spojrzeniem.
Leon westchnął i oparł się na krześle. Był trochę rozzłoszczony bo od pół godziny musiał słuchać jak jego mama razem z mamą Violetty rozprawiają na temat ceremonii i wesela.
-Spokojnie, załatwimy szybko te sprawy z ceremonią i będziemy mieli potem chwilę  dla siebie - szepnęła mu na ucho Violetta. Jednak wcale mu to nie poprawiło humoru.
-O ile kiedykolwiek skończą paplać - warknął Leon zakładając ręce na piersi.
Violetta już się nie odezwała tylko złapała Leona za rękę cierpliwie czekała aż królowe przestaną rozmawiać.
-Och, za chwilę przyjedzie ogrodnik i przywiezie kwiaty - zerwała się nagle z miejsca ,królowa Morena - Violu, Leon będziecie musieli nam powiedzieć gdzie mają być żebyśmy mogli je jutro rozstawić.
Całą czwórką ruszyli przed pałac i za chwilę podjechał wielki wóz.
-Wasze wysokości - skłonił się nisko ogrodnik - Przywiozłem zamówione kwiaty.
W bagażniku samochodu spoczywały piękne, róże. Tysiące ślicznych różowych róż. W końcu stanęło na kolor różowy.
-Czy aby na pewno te kwiaty wytrzymają do jutra? - zmartwiła się mama przyszłej panny młodej.
-Ależ oczywiście, wasza wysokość. Mogę zagwarantować ,że wytrzymają nie tylko do jutra ale i przez kilka najbliższych dni.
-Dobrze, proszę je wnieść do sali balowej. Tędy - poprowadziła królowa Morena.
Kiedy wszystkie kwiaty znalazły się już w sali balowej, oczywiście w wodzie aby nie narazić ich na jakiekolwiek zniszczenie, obie królowe zaczeły wypytywać Violettę i Leona gdzie mają one się znaleźć.
-Ta część na pewno pójdzie na stoły - zarządziła mama Violetty - Ale resztą trzeba będzie ustroić salę i taras.
-Ufamy wam mamo, na pewno będzie pięknie jeśli same ustalicie gdzie dać te róże - odezwał się Leon.
-Och tak synku ale pozostaje jeszcze kwestia stołów. Jak mamy je ustawić? - zadała pytanie jego matka.
-W podkowę - mruknął Leon chcąc zakończyć te przygotowania.
-Nie jestem pewna czy przy takim ustawieniu zmieszczą się wszyscy goście - zauważyła królowa Maria. Leona zaczynała ogarniać coraz większa złość.
Violetta pogładziła go pokrzepiająco po ramieniu.
-W takim razie może wzdłuż ścian a po środku będzie miejsce do tańca - zaproponowała Violetta - Przecież ta sala jest ogromna.
-Wspaniały pomysł - klasnęła w dłonie matka Leona - Dobrze w takim razie idę powiadomić służbę ,że mogą już wnosić stoły. Sześć po jednej stronie, sześć po drugiej, razem dwanaście!
Wyszła szybko z sali. Tymczasem królowa Maria zaczęła ich zanudzać kolorem obrusu.
Leon bez zastanowienia rzekł ,że białe lecz w końcu stanęło na kolorze ecru.
Kilka minut później w sali zaczęły pojawiać się stoły, a na nich obrusy.
-Skoro już wszystko załatwione to my z Violettą idziemy - rzekł Leon.
-Ale synku zaraz trzeba będzie jechać do Arendelle i przygotować  wszystko do ceremonii! Przecież ślub już jutro! A jeszcze musicie zobaczyć tort!  - krzyknęła za nimi królowa Morena ale Leon już jej nie słuchał tylko wyszedł razem z ukochaną.

*******************************************************************************
 Cześć kochani!
 Uwierzycie ,że jutro już ostatni rozdział tego opowiadania?
Wesele leonetty będzie ostatnią uroczystością na ,której zatańczymy.
Oczywiście nie pożegnamy się z nimi na zawsze ale o tym może jutro :)
Rozdział 75 wstawię jutro około godziny 12:00, 13:00 tak więc mam nadzieję ,że wszyscy będziemy na ślubie a potem zatańczymy na weselu :)
Szykuję dla was małą niespodziankę ,którą wplotę w ten rozdział :)
Do jutra :*

Jak księżniczka z księciem-leonetta. Rozdział 73

-Violetto - do komnaty księżniczki weszła królowa Maria - Masz gości.
Uchyliła drzwi i do komnaty weszły Aila, Ludmiła i Francesca.
-Cześć Violu - powiedziały równocześnie rzucając się księżniczce na szyje.
-No to ja was zostawiam - królowa Maria zniknęła za drzwiami.
-Dziewczyny, co tutaj robicie? Myślałam ,że zobaczymy się dopiero na ślubie.
-A co nie cieszysz się ,że nas widzisz? - zaśmiała się Ludmiła.
-Chciałyśmy żebyś miała wieczór panieński ale żadna z nas nie zdąży przyjechać już szybciej niż na ceremonie więc urządzimy ci popołudnie panieńskie - wytłumaczyła Francesca - Co z tego ,że tydzień wcześniej.
-Dziewczyny jesteście kochane.
-Wiemy, wiemy ale musisz nam pokazać koniecznie sukienkę - pisnęła podekscytowana Fran.
-No dobrze - Violetta wstała i z uśmiechem podeszła do drzwi garderoby.
-No Violu szybciej - poganiała ją Ludmiła.
-Ta-dam! - Violetta wyciągnęła długą, kilkuwarstwową białą suknię bez ramiączek. Obszytą milionem falbanek z drogocennymi kamieniami u góry.
-To naprawdę bajkowa sukienka - zachwyciła się Aila - Idealna dla księżniczki.  

Reszta popołudnia minęła bardzo miło. Kiedy wieczorem dziewczyny opuściły zamek, Violetta chwyciła swój pamiętnik.

Drogi Pamiętniku!

Już tylko tydzień. Tylko tydzień. Tylko tydzień. Tydzień i będę Violettę Mirabellą Vanessą Castillo VERDAS. Nie mogę się doczekać. Moi rodzice dostali totalnego fizia na punkcie ślubu. A zwłaszcza moja mama. Nie rozstaje się z telefonem i tylko ciągle rozmawia z królową Moreną. Wszystko jest już prawie ustalone. Ślub odbędzie się u nas w królestwie tylko jeszcze nie jest do końca wiadome czy w środku czy na zewnątrz. Natomiast wesele będzie u Leona. Pojedziemy tam jeszcze z mamą dwa dni przed ceremonią aby w ostateczności wszystko uzgodnić. Przynajmniej będziemy mieli chwilę dla siebie z Leonem.
Cieszę się ,że dziewczyny przyjechały. Trochę mnie to rozluźniło. Musze przyznać ,że powoli trema zaczyna mnie dopadać. Ale wiem ,że wszystko będzie dobrze.