niedziela, 14 sierpnia 2016

Rozdział 1

~~~~~Leon~~~~~


Puk, puk. Cisza. Jak zwykle. Zapukałem jeszcze raz. Po chwili w końcu raczyła otworzyć. Niedobrze mi się zrobiło jak ją zobaczyłem. Makijaż rozmyty, włosy w nieładzie a na sobie miała przykrótką sukienkę. Dodatkowo była już przynajmniej po dwóch drinkach. Serce mi się ścisnęło na samą myśl ,że mam z nią zostawić Mel (wybaczcie ale kocham to imię, musiałam go użyć w nowym opowiadaniu ❤ ). Ale muszę. Moja matka ,która zwykle przyjeżdża kiedy mnie nie ma, nie może się nią zająć, sama jest poważnie chora a co dopiero opiekować się jeszcze dwumiesięcznym dzieckiem.
-Czego - powiedziała ochrypłym głosem.
-Muszę zostawić u ciebie Mel - odparłem.
Spojrzała za siebie. Znowu trwała u niej jakaś impreza. Dym papierosowy był tak gęsty ,że ledwo było można dostrzec wnętrze domu. Dziwne ,że jeszcze jej go nie zabrali. Zastanawiam się z czego ona płaci rachunki.
-Sorry ale nie mogę teraz się nią zająć - machnęła ręką i chciała zamknąć drzwi ale w porę jej przeszkodziłem.
-Violetta ja nie mam jej z kim zostawić a muszę jechać do pracy. Półtora godziny nie więcej - mówiłem - A z resztą po co ja ci się tłumaczę przecież to też twoje dziecko.
Zmierzyła mnie i od niechcenia wzięła nosidełko w którym spała dziewczynka.
-Półtora godziny ani minuty dłużej - zawyrokowała.
-Własnym dzieckiem się nie możesz zaopiekować? Co z ciebie za matka - powiedziałem z wyrzutem.
Nie odpowiedziała tylko zamknęła mi drzwi przed nosem. Wróciłem do samochodu jeszcze raz spoglądając na próg czy przypadkiem nie postawiła tam nosidełka. Byłaby do tego zdolna. Z ciężkim sercem odjechałem z podjazdu.

Jechałem zatłoczoną ulicą zastanawiając się czy moja córka nie udusi się dymem od tych papierosów, kiedy nagle pchnęło mnie do przodu i usłyszałem trzask. Zatrzymałem się i szybko wyszedłem z samochodu. Jak się po chwili okazało ktoś wjechał mi w tył auta. I to dość porządnie bo rejestracja odpadła i było dość duże wgniecenie. Czy to są jakieś żarty? Gościu ,który spowodował ten nagły wypadek, szybko wyszedł z zatroskaną miną. Najpierw spojrzał na mój samochód, potem na swój na którym szkody o dziwo były mniejsze niż na moim, i na końcu dopiero na mnie.
-Przykro mi, nie wiem ale w coś się zapatrzyłem i nie zdążyłem zahamować - zaczął się tłumaczyć. Ta sama śpiewka jak na filmach - Pokryje wszystkie koszty, jeszcze raz przepraszam.
-Wie pan nie powiem ,że nic nie szkodzi bo szkodzi - powiedziałem trochę żartobliwie - ale jak pan zapłaci za naprawę i podwiezie mnie do pracy to jestem w stanie o tym zapomnieć.
-Jasne - odparł śmiejąc się - Przecież nie pojedzie pan tym.
Zadzwoniłem gdzie trzeba i chwilę potem zabrali mój samochód. Patrzyłem tylko jak moje pierwsze auto kupione za własne pieniądze odjeżdża na lawecie.
-Dobra to gdzie jedziemy? - zapytał kiedy siedzieliśmy już w jego aucie. Cóż, jego przynajmniej nie wyglądało najgorzej. Podałem mu adres firmy w której pracuję.
-Tak w ogóle to jestem Federico Pasqaurelli - odezwał się po dłuższej chwili.
-Leon Verdas - odpowiedziałem.

W końcu dojechaliśmy. Nie dość ,że już jestem spóźniony to jeszcze moje auto pewnie przez najbliższych kilka tygodni będzie w naprawie. Ciekawe czym ja będę jeździł do pracy. Chyba autobusem bo jakbym miał płacić codziennie za taksówkę żeby mnie zawiozła na drugi koniec miasta to prędzej bym zbankrutował.
-To zdzwonimy się. Tutaj jest mój numer - podał mi karteczkę.
-Dobra, dzięki za podwózkę - wysiadłem z samochodu. Kiwnąłem mu na pożegnanie i stanąłem przed wielkim budynkiem. Mam nadzieję ,że szef mnie nie wyrzuci za to spóźnienie. W końcu chyba nie ma prawa bo bądź co bądź jestem już po pracy. Wezwał mnie po godzinach.
Wszedłem do biura. Przeprosiłem szefa za spóźnienie i wytłumaczyłem sytuację jaka stała się na drodze. On jak nigdy tylko powiedział "Dobrze ,że nic ci się nie stało Leon". A potem wręczył mi stertę kartek. Na szczęście obiecał ,że zapłaci mi za to dodatkowo. Chcąc nie chcąc zabrałem się do pracy. Im szybciej to skończę tym szybciej wrócę do Mel.

Nie trzeba być mistrzem matematyki żeby wiedzieć ,że pół godziny spóźnienia do biura plus dwie godziny papierkowej roboty równa się więcej niż półtora godziny ,które obiecałem Violettcie. A tu jeszcze czeka mnie droga powrotna. Mam nadzieję ,że nie wystawiła Mel za drzwi. Siedząc w biurze w ogóle nie zauważyłem ,że zaczęło padać. Świetnie. Nie wziąłem parasola. Pozostaje mi zadzwonić po taksówkę. Wyciągnąłem telefon i co się okazało? Padła bateria. No pięknie. Czyli teraz pozostaje mi szybko złapać jakiś autobus. Pobiegłem czym prędzej na najbliższy przystanek. Najbliższy autobus ,który zatrzymuje się na ulicy na której mieszka Violetta odjeżdża za dwadzieścia minut. Cóż miałem robić. Usiadłem zdecydowany poczekać. Może metrem byłoby szybciej ale przystanek jest kilometr stąd. Biedna Mel pewnie jest już głodna a wątpię ,że Violetta ma w domu takie coś jak mleko. Powinna być karmiona mlekiem matki ale co zrobić. W końcu przyjechał mój środek transportu. Wsiadłem i zrezygnowany opadłem na siedzenie. Pogoda była po prostu szklana. Lało jak z cebra. Po kilkunastu minutach wreszcie zatrzymałem się na kolejnym przystanku. Na szczęście do domu Violetty było niedaleko. Muszę się pospieszyć bo za 15 minut odjeżdża jedyny już dzisiaj autobus ,który zawiezie mnie na moją ulicę. Niestety Violetta nie dysponuje takim czymś jak samochód żebym mógł od niej pożyczyć.
Zapukałem do drzwi a ona niemal od razu je otworzyła.
-Spóźniłeś się - stwierdziła. Ależ ona bystra.
-Chyba korona ci z głowy nie spadła ,że twoja córka była z tobą trochę dłużej.
Uchyliła bardziej drzwi żebym mógł wejść. Dym papierosowy jakby znikł. Chyba musiała wywietrzyć. Impreza też się już skończyła. Poszła do innego pokoju zostawiając mnie w holu. Po chwili wróciła z nosidełkiem. W środku Melka słodko spała. Wyglądała dokładnie tak jak ją tu zostawiłam.
-Cały czas spała? - spytałem. Pokręciła głową.
-Nie musisz się martwić, jest najedzona i przewinięta - normalny szok. Zajęła się własnym dzieckiem.
-Nakarmiłaś ją i zmieniłaś pieluchę? - trochę nie dowierzałem.
-Nie. Francesca - odparła.
Czyli to wyjaśnia koniec imprezy, wywietrzone mieszkanie i prawie trzeźwą Violettę. A już miałem cień nadziei ,że coś w niej drgnęło.
-O, Leon - nagle z kuchni bodajże, wyłoniła się Francesca ze ścierką w ręce.
Fran to nasza przyjaciółka. Była nią wtedy kiedy Violetta jeszcze była ,że tak powiem normalna. I jest nią teraz kiedy wszytko zaczęło się sypać.
-Hej Fran - uśmiechnąłem się.
-Ale zmokłeś. Aż tak pada?
-No niestety. Dobra ja muszę lecieć bo autobus mi odjedzie. Na razie.
-Poczekaj - zatrzymała mnie - Autobus? A samochód gdzie masz? - zdziwiła się.
-Miałem małą stłuczkę w drodze do pracy i pa pa samochodziku - wytłumaczyłem - Jak wyszedłem z biura to już lało i byłem zdany na autobus.
-To poczekaj jeszcze chwilkę podwiozę was bo zanim dojdziecie do przystanku Mel będzie cała mokra i się przeziębi - zaproponowała.
Zgodziłem się. Ja to nic ale Mel faktycznie mogłaby coś złapać. Zdjąłem buty i wszedłem do środka. Salon wyglądał prawie normalnie. Fran zdążyła tu już ogarnąć. Usiadłem w salonie na sofie. Usłyszałem jak Francesca mówiła Violettcie ,że ma iść na górę się położyć. Protestowała lecz w końcu Fran jej coś powiedziała czego nie usłyszałem dokładnie i poszła.
-No, możemy jechać - wróciła po kilku minutach.
Wstałem, wziąłem Mel ,która nadal słodko spała i razem z Francescą wyszliśmy z domu Violetty. Zauważyłem ,że dziewczyna zaklucza dom. Najwidoczniej Violetta dała jej klucz. Albo sama go zażądała. Nadal padało ale już trochę mniej. Wsiedliśmy do samochodu i po chwili odjechaliśmy.
-Fran, dlaczego ty to robisz? - zapytałem.
-A co konkretniej?
-No wiesz, robisz jej za niańkę i sprzątaczkę - powiedziałem.
-To moja przyjaciółka - odpowiedziała.
-To nie znaczy ,że masz ją we wszystkim wyręczać. To ty za każdym razem sprzątasz po jej imprezach, ty mówisz stop kiedy sięga po następny kieliszek. Jest na tyle dorosła ,że powinna wiedzieć ile wypić żeby się nie upić. A jak już jest nachlana to ty ją ratujesz. Gdyby nie twoja pomoc zarosła by brudem i umarła z głodu. Samą wódką nie idzie się najeść - zakończyłem swój wywód głębokim westchnieniem.
-Ona po prostu się pogubiła. Muszę jej pomóc - mówiła spokojnie.
-Jest po prostu nieodpowiedzialna. Nawet córką nie potrafi się zająć - dodałem.
Dalej jechaliśmy już w ciszy. Kiedy dojechaliśmy pożegnałem się z nią i szybko wszedłem do domu. Melka się przebudziła. Przebrałem ją w śpioszki i położyłem do łóżeczka. Jest taka malutka i kochana.
-Śpij skarbie - pocałowałem ją w czółko - Tatuś cię kocha. Pamiętaj.

 W następnym rozdziale...

-Nie. Zostaw to. Co cię to obchodzi....
-Martwię się o ciebie nie rozumiesz...

***

-A co z Mel? To twoja córka...
-To Leon się nią zajmuje....
-To nie zmienia faktu ,że oboje jesteście jej rodzicami. Nie kochasz jej?

***

17 sierpnia, godzina 13:00

**********************************************************************************
Cześć kochani!
Oto ten wyczekiwany może nie tyle co przez was jak i przeze mnie rozdział pierwszy!
Można od razu zauważyć ,że klimat jest ,że tak powiem cięższy niż w poprzednim opowiadaniu.
Jak wam się podoba?
Mam nadzieję ,że chociaż trochę.
Rozdziały będą się pojawiać myślę pięć razy w tygodniu. Poniedziałki, środy, piątki, soboty i niedzielę. Teraz w wakacje o godzinie 13:00 a potem zobaczymy. Z resztą na końcu każdego rozdziału będę wam pisać kiedy się pojawi następny :)
Co do zajmowanych miejsc. Na razie nie wiem jak wam się to podoba więc nie zajmuję ale jak ktoś kiedyś będzie chciał miejsce to proszę się zgłosić w komentarzu :)
Na dzisiaj to tyle.
Widzimy się pojutrze :*

9 komentarzy:

  1. Maddiśka prosi o miejsce!
    Wrócę! ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej! ❤

      Jak już wcześniej wspomniałam, poproszę o miejsce.
      Nie może mnie zabraknąć pod takimi rozdziałami. 😀
      Wiedziałam, że to będzie strzał w dziesiątkę! ❤
      To opo jest zajebiste!
      Dopiero pierwszy rozdział, a fabuła od razu mi się spodobała.

      Mam takie opo zostawić bez komentarza? Serio?
      Nie mogę! Miazga! ❤

      Leon zajmuje się córeczką, a Violetta baluje!
      Ciekawe co ją tak zmieniło?
      Skoro nie była taka to co w nią wstąpiło?
      Verdas sam musi wychowywać córkę, a V nawet przez chwilę nie chce się nią zająć.
      Szkoda mi tej małej.
      Dobrze, że była tam Fran to przynajmniej się nią zajęła.

      Leon miał stłuczke, ale dobrze, że Fede mu pomógł.
      Oj zaprzyjaźnią się jak nic.

      Pisałam już, że uwielbiam to opo?
      KOCHAM TO OPO! ❤ ❤ ❤

      Co do imienia to mnie osobiście nie przeszkadza, bo samej mi się podoba! 😀
      Cudowna jedyneczka.
      Czekam na więcej.
      Kurde, ale się rozpisałam.
      I to jeszcze tak bez ładu i składu.
      Wybacz mi.

      Buziak,
      Maddy ❤

      Usuń
  2. Jak noe zajmiesz mi miejsca to chyba cię udusze. To opowiadanie różni się od innych. Nie mogę się doczekać 17 sierpnia😉

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudny ♡♡♡
    Fabuła strasznie mnie zaciekawiła ^^
    Nie mogę doczekać się next'a;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Podaj mi swój e-mail, skarbie ;**

    OdpowiedzUsuń
  5. Cudeńko :*. Czekam na next'a

    OdpowiedzUsuń
  6. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń