poniedziałek, 10 lipca 2017

Ostatni raz

Dzień dobry!

Właśnie dzisiaj, po tak długiej przerwie, przyszłam żeby się z Wami przywitać. I jednocześnie pożegnać.

Ostatnie miesiące przyniosły wiele nowego. Kiedy w lutym pisałam notkę miałam wiele pomysłów. Widziałam przed sobą otwartą drogę. Pełno planów i możliwości. Motywacja jednak mnie opuściła. Jestem tylko zła na samą siebie, że była ona zależna od kogoś innego. Gdyby tak nie było, pewnie nadal bym ją miała.
Tym razem nie przychodzę z kolejnymi obietnicami. Przyszłam się pożegnać. I podziękować.
Ten blog to był mój start. Bardzo mocny start.
Dziękuję Wam za wszystko.
Za te prawie 4 lata.
Za ponad 126 tysięcy wyświetleń. Ogromna liczba.
Za ponad 1600 komentarzy. W tym tylko jeden negatywny :)
Za to, że byliście, czytaliście i mnie wspieraliście.

Wiele się nauczyłam. Przede wszystkim cierpliwości. Dostałam szansę próbowania. Uczenia się czegoś nowego. Odkrywania uroków pisania. Nie byłam idealna. Pewnie nie raz Was zawiodłam. Ale właśnie dzisiaj musiałam to w końcu zrobić. Usiąść i napisać do Was po raz ostatni. Zamknąć pewien etap mojego młodego życia. Przez jakiś czas byliśmy rodziną. Nadal nią jesteśmy. Tylko że ja już nie będę jej członkiem w takiej formie. Blog to była cudowna przygoda. Zapamiętam ją na zawsze. Bo to tutaj się uczyłam. Dorastałam razem z Wami. Pewnie nieźle bym się uśmiała gdybym teraz poczytała moje wypociny z samego początku. Ale się nie wstydzę. Robiłam co kocham. I nadal będę pisać. Tylko nie tutaj. Nie na tym blogu, ani na żadnym innym. Nie w Internecie. Pracuję nad czymś innym. Poważniejszym. Może kiedyś jeszcze o sobie usłyszymy.
Życzę Wam wszystkiego dobrego! Pisanie o Violi i Leonie było wspaniałe. Życzę Wam abyście znaleźli swojego Leona, swoją Violettę. Ja osobiście nadal czekam.
Życzę Wam spełnienia marzeń. I odwagi w dążeniu do swoich ideałów. Życzcie mi tego samego.
Dziękuję. Kocham Was.

piątek, 24 lutego 2017

Co dalej?

Cześć, dzień dobry kochani

Witam was w piątek(?), tak mam nadzieję, że uda mi się to wstawić w piątek.
Wiem, że mnie powiesicie za tę końcówkę. Nie ma leonetty, nic się prawie nie wyjaśniło a tu nagle koniec. Cóż, plany miałam ambitne...

niedziela, 19 lutego 2017

Rozdział 30 OSTATNI

  ~~~~~Leon~~~~~


Tak jak obiecałem, bardzo poważnie rozważyłem propozycję Federico. Rozmawiałem o tym z Fran, z Ludmiłą i oczywiście sam sobie to przemyślałem. I dlatego teraz jestem w drodze aby podpisać tę umowę. Może na początku nie będę zarabiał tyle co w mojej starej pracy, jednakże na pewno będzie tam o wiele lepsza atmosfera.

Wszystko zaczyna się powoli układać tak, jak zawsze tego chciałem. Praca, dom, rodzina, miłość. Czuję się naprawdę szczęśliwy. Może tylko pierścionek spoczywający w moim portfelu budzi moje wątpliwości i skłania do przemyśleń. Obracam go w palcach i przypominam sobie wspólne chwile. Pierwsze spotkanie, pocałunek, zaręczyny. Była taka szczęśliwa. Oboje tacy byliśmy. I nie do wiary jak wszystko się w jednej chwili tak bardzo zmieniło. Może Ludmiła jest tylko drogą ucieczki. Ogromnym napisem EXIT.

Od:Ludmiła
Jakaś kolacja dzisiaj? :*

Do:Ludmiła
Pobawię się w kucharza

Od:Ludmiła
Kupię dobre wino i będę o 18:00

Do:Ludmiła
Będę czekał :*



Melanie spała słodko w łóżeczku. Kochane dziecko. Zastanawiam się co będzie dalej. Przecież nie ukryję jej przed Violettą. To jej matka. Jak na razie ma pełne prawo do niej. Szkoda, że z tego prawa nie korzysta.

Punkt 18:00 Ludmiła była u mnie. Posiedzieliśmy, zjedliśmy kolację. Potem przenieśliśmy się na sofę w salonie z zamiarem oglądania filmu. Jednakże znudził nam się po kilku minutach i po prostu siedzieliśmy wtuleni w siebie. W pewnym momencie Ludmiła spojrzała na mnie.
-Myślisz że moglibyśmy być razem szczęśliwi?
-Przecież już jesteśmy - spojrzałem na nią dziwnie uśmiechając się.
-Masz rację, ale chodzi mi o coś innego. Pytam czy myślisz, że moglibyśmy być prawdziwą rodziną.
Patrzyłem na nią chwilę w milczeniu. Następnie się uśmiechnąłem a odpowiedź przyszła sama.
-Myślę, że tak.

piątek, 17 lutego 2017

Rozdział 29

~~~~~Violetta~~~~~


Może i kiedyś jeszcze miałam jakąś nadzieję. Na coś nowego, lepszego, albo odnowę starego. Teraz nie mam już nic oprócz tej jednej butelki wina i kilku żenujących wspomnień. Francesca odwiedza mnie regularnie, chociaż ma teraz na głowie wiele innych rzeczy. Widzę jaka jest szczęśliwa. Wprost promieniuje energię. Mam koszmarny mętlik w głowie. Po nocach śni mi się mama. Luty minął, a ja ciągle o niej myślę. Cały czas ją wspominam choć wcale nie chcę. Chwilami przebiega mi przez głowę, że Fran może mieć rację. Jednakże spędzenie kilku tygodni, albo i miesięcy, w zamkniętym ośrodku terapeutycznym jakoś nie bardzo do mnie przemawia. Wiem, że to by dużo pomogło. Dałabym radę przez to przejść. Zrobić to dla siebie, dla Fran, Olivera, Mel... Nawet dla Leona. 
Teraz czekam na Olivera. Przyjedzie, bo niby dla mnie jakąś propozycję. 

Pół godziny później siedzieliśmy z Oliverem już przy kuchennym stole. Udajemy, że tak naprawdę nic się nie dzieje. Że wszystko jest jak powinno być. Ale to trwa tylko chwilę. Po chwili Oliver zszedł na inny temat. 
-Nie wiem - odparłam - Nie jestem pewna czy to dobry pomysł. 
-Violu, to tylko propozycja. Chociaż uważam, że wyjazd dobrze by ci zrobił. 
-To miłe, że pomyślałeś żeby zabrać mnie ze sobą na twój wyjazd, ale czy nie będę ci przeszkadzać? W końcu jedziesz tam w sprawach służbowych. 
-Ja zajmę się pracą, a ty wyrwiesz się z tego letargu. Ja muszę już iść. Ale obiecaj, że to przemyślisz.
-Obiecuję  

Od kilku tygodni po raz pierwszy wyszłam z domu. Coś mnie naszło. Jakaś nagła chęć zaczerpnięcia świeżego powietrza, wyjścia z tego domu. Nie wiedziałam co mną kieruje. W głowie ciągle siedzi mi Leon. Moja rozmowa z nim. Co chwilę spoglądam na mój palec. Na którym już nie ma pierścionka. To tak jakbym po części pozbyła się Leona z mojego życia. A prawda jest taka, że teraz coraz więcej o nim myślę. Wsiadłam w pierwszy lepszy autobus. Moja podświadomość prowadziła mnie do jego domu. Do domu, w którym powinnam być. Nie wiem sama co chciałam osiągnąć jadąc do niego. Przecież już rozmawialiśmy. Wysiadłam na przystanku i szłam. Szłam, szłam z zamiarem rozmowy, zobaczenia Mel. No i doszłam. 
Ale to nie był mój dom. Nie moje miejsce, nie mój Leon, nie moja Mel. Ludmiła wyszła z domu Leona pchając wózek. A on właśnie podjechał samochodem. Widok mężczyzny obejmującego blondynkę po prostu we mnie uderzył. Nie widzieli mnie, i dobrze. Zobaczyłam obraz prawdziwej rodziny. Nie chciałam tego psuć. Wyciągnęłam telefon i napisałam wiadomość do Olivera. 

Do:Oliver
Przemyślałam. Pojadę z tobą.

czwartek, 16 lutego 2017

One shot "Mała duża rzecz"

Cześć kochani!

Z okazji wtorkowych Walentynek wstawiam wam opowiadanie, które rok temu napisałam na konkurs. Część z Was może je kojarzy. Tak czy tak życzę miłego czytania!


"Mała, duża rzecz"


Ten dzień zaczął się tak jak wszystkie inne. Budzik zadzwonił o godzinie 7:00. Wstałem, wykonałem poranne czynności, zjadłem śniadanie i jak co dzień ruszyłem do pracy. Zawód dziennikarza nie jest najłatwiejszy ale da się go polubić. Wszedłem do dużego wieżowca i wjechałem windą na ostatnie piętro, gdzie mieściła się "siedziba" portalu "Tak się żyję" dla którego pracowałem. Punkt pierwszy - kawa. Po zaparzeniu jej, udałem się do swojego biurka. Po drodze przywitałem się z fotografem Andresem ,który jednak był zbyt zajęty by pogawędzić ze mną dłużej. Na moim biurku zastałem coś dziwnego. Elementem nie pasującym do przedstawionego obrazka było czerwone serduszko z cukru i dołączona karteczka z napisem "Szczęśliwego dnia zakochanych życzy dyrektor naczelna Ludmiła Ferro". Podrapałem się po głowie. "No tak Verdas. Dzisiaj walentynki" pomyślałem. Po chwili zjawiła się reszta ekipy. O dziwo każdy miał na sobie coś czerwonego. Natalia, czerwoną chustkę na włosach, Francesca czerwoną sukienkę, Maxi czerwoną czapkę, Camila buty... Odruchowo spojrzałem na swój strój. No cóż. Jasne spodnie i niebieska koszula w kratę.
-Cześć wszystkim - powiedziałem. Odwrócili się w moją stronę.
-Hej Leon - rozpromieniła się Fran - Hmm... Czegoś mi tu chyba brakuje.
-Oj Leon, Leon - westchnęła teatralnie Camila - Czy mógłbyś chociaż raz odstąpić od swoich zasad i bawić się z nami? Na litość boską dlaczego nie masz na sobie nic czerwonego?
-Cami ja zwyczajnie zapomniałem - wzruszyłem ramionami  chowając ręce w kieszeniach.
-Leon, to nawet nasza naczelna pamiętała - zaśmiał się Maxi. Przypomniałem sobie cukrowe serduszko.
-Nie szkodzi - do sali wbiegł nagle mój najlepszy przyjaciel Federico.
W ręce trzymał ogromny pęk balonów (oczywiście czerwonych) w kształcie serca. Rozdał każdemu a do mnie podbiegł na końcu.
-A to dla ciebie - powiedział podając mi balon i małe zawiniątko - Wiedziałem ,że nasz drogi Leon zapomni więc postanowiłem temu zaradzić. Miała być muszka albo krawat lecz jedyne czerwone było właśnie to.
Odpakowałem cieniutką folię i w środku oprócz kilogramów waty znalazłem czerwony guzik.
-Fede, dzięki ale mam to sobie na nos założyć czy jak - na moje słowa wszyscy wybuchnęli śmiechem.
-Poważnie pytam - dodałem.
-Trzymaj to po prostu w kieszeni - zaproponował Maxi - Ważne ,że my będziemy wiedzieli ,że masz tam coś czerwonego.
-Okej - powiedziałem przeciągle śmiejąc się i chowając guzik do kieszeni spodni.
Chwilę jeszcze rozmawialiśmy a następnie każdy zajął się swoją pracą. Godzinę później ze swojego gabinetu wyszła nasza naczelna Ludmiła. Jest dość wymagająca i wyniosła jednakże da się z nią dogadać. Ominęła biurka wszystkich i w końcu stanęła przy mnie. Wyglądała jak zawsze świetnie. Miała na sobie czerwona spódnicę (dosyć krótką), czarną, cekinową bluzkę i tego samego koloru co spódnica żakiet. Na nogach miała kilkunastocentymetrowe szpilki a jej długie blond loki spływały na ramiona. Ubierała się rewelacyjne ale tak naprawdę tylko to mi się w niej podobało. Pociągała mnie swoim wyglądem, charakterem niekoniecznie.
-Mam dla ciebie zadanie - rzuciła na moje biurko jakąś książkę i kilka zapisanych od góry do dołu kartek.
-Zamieniam się w słuch - oparłem się wygodniej na krześle.
-Zrobisz wywiad. Brodwey Nascimento, kojarzysz na pewno. To ten co w trzy miesiące zdobył 4 szczyty górskie w himalajach. Właśnie po dwóch latach od swojej wycieczki wrócił do kraju i zgodził się na wywiad. Tuta masz kilka informacji o nim i jego książkę. Może się przydać - wytłumaczyła blondynka.
-Dobra, o której? - zapytałem - I gdzie.
-Teraz. W recepcji Natalia da ci pieniądze na taksówkę i poda adres kawiarni. Andres czeka na ciebie na dole - powiedziała, odwróciła się napięcie i ruszyła w stronę swojego gabinetu. Zgarnąłem z biurka kartki i książkę ,które dała mi Ludmiła. Poszedłem do recepcji.
-Naty - zacząłem lecz dziewczyna mi przerwała.
-Kasa na taksówkę i adres kawiarni - podała mi z uśmiechem  pieniądze i karteczkę.
-Dzięki.
-Szkoda ,że to facet a nie jakaś dziewczyna co? - zagadnęła Naty.
-Jakoś przeżyję - mruknąłem i szybko wsiadłem do windy.
Tak jak powiedziała Ludmiła, przed budynkiem stał Andres ze swoim aparatem na szyi. Taksówka też już czekała. Oboje wsiedliśmy, podałem adres kierowcy i taksówka ruszyła.
-Trochę kijowo co nie? - odezwał się nagle Andres.
-Trochę kijowo z czym? - zdziwiłem się. Mogę być wszystkim ale wróżką nie będę.
-No wiesz... - zawahał się. Matko jak on mnie czasami denerwuje.
-Tak się składa ,że nie wiem. Wysłów się w końcu!
-Dzisiaj walentynki, no a ty bez dziewczyny. Nie martw się. Rok temu przeżywałem to samo. Dopóki nie poznałem Lily. Jakby co stary, moje ramię jest dla ciebie oparciem - odrzekł Andres.
-Dzięki pocieszycielu - wyszczerzyłem zęby.
-Ale serio mówię. Jakbyś chciał się wypłakać czy coś...
-Andres - przerwałem mu. Nie pozwolę żeby robił ze mnie rozżaloną panienkę - Poradzę sobie.
Pół godziny później staliśmy już przed kawiarnią. Chwała niebiosom bo myślałem ,że zwariuje. Jeszcze minuta gadania Andresa i mogliby mnie wieźć prosto do wariatkowa. Weszliśmy do kawiarni. Od razu w oczy rzuciły mi się balony przy ladzie i inne serduszkowe ozdoby na stolikach. Aż mnie zemdliło, To naprawdę nieco przytłaczające. Zwłaszcza ,że przy stolikach same zakochane pary. Rozejrzałem się w poszukiwaniu czarnoskórego mężczyzny, takiego jak na zdjęciu ,które zostawiła mi Ludmiła. Nigdzie jednak go nie było. Cóż może jeszcze nie dojechał. Już miałem zaproponować Andresowi żebyśmy usiedli poczekali ,kiedy przed nami stanęła niewysoka szatynka.
-Przepraszam - powiedziała - Panowie byli umówieni z panem Brodweyem Nascimento na wywiad?
-Zgadza się - przytaknąłem uważnie się jej przyglądając.
-Pan ma aparat więc domyśliłam się ,że panowie tutaj w ważnej sprawie - zwróciła się do Andresa.
Przez kilka sekund staliśmy zdezorientowani i w ciszy. Po chwili dodała.
-NIe przedstawiłem się. Violetta Castillo - podała dłoń najpierw Andresowi a potem mnie.
-Leon Verdas - powiedziałem lekko zszokowany -Przepraszam, ale nie bardzo rozumiem...
-Naturalnie już wyjaśniam. Ale może usiądźmy - wskazała na stolik przy ścianie. Skinąłem głową i wszyscy troje ruszyliśmy do stolika.
Ja i Violetta usiedliśmy. Andres nie był chyba za bardzo zainteresowany kim jest owa dziewczyna. Zaczął grzebać coś w swoim aparacie.
-Więc tak - zaczęła - Wiem ,że pan...
-Leon - uśmiechnąłem się.
-Dobrze. Wiem ,że byłeś umówiony na wywiad z panem Brodweyem ale z tego co mówiła twoja naczelna, przełożył on spotkanie na za tydzień. Z tego co wiem ty byłeś już w drodze więc Ludmiła zadzwoniła do mnie czy nie chciałabym przyjechać zamiast pana Nascimento. Już dawno miałam mieć wywiad do waszego portalu - wyjaśniła.
-Aha, rozumiem - powiedziałem starając się brzmieć normalnie.
-Poczułem się jakby ciśnienie mi nagle skoczyło. Jak miałem prowadzić wywiad z kobietą ,którą widzę pierwszy raz na oczy i nigdy nic o niej nie słyszałem. Przełknąłem ślinę. Od czego zacząć.
-Wybacz mi jeszcze na chwilkę. Skoczę jeszcze szybko do łazienki - wstała i wolnym krokiem udała się w stronę toalet.
Odruchowo spojrzałem na jej... "Verdas nie masz już na co patrzeć!". Ale swoją drogą wyglądała nieźle w tych czarnych rurkach i tej czerwonej koszuli włożonej w spodnie. Olśniło mnie nagle żeby zadzwonić do Ludmiły i dowiedzieć się chociaż kim ona do jasnej anielki jest. Wyciągnąłem telefon i okazało się ,że miałem jednego nieodebranego sms-a od blondi.
 
Leon, nastąpiła mała zmiana planów. Dowiesz się na miejscu.
Nie martw się nie rzucam cię na głęboką wodę.
Masz tu kilka informacji o Violettcie.
Życzę powodzenia.

 
Poniżej miałem kilka faktów o pięknej szatynce. Między innymi datę urodzeni, zawód i największe osiągnięcia. '"Jest aktorką. Dziwne ,że o niej nie słyszałem" pomyślałem. Kiedy spojrzałem na datę urodzenia z zadowoleniem stwierdziłem ,że jesteśmy w tym samym wieku. Po przeczytaniu odetchnąłem z ulgą. Jestem uratowany. Pod informacjami było jeszcze jedno pytanie ,które na specjalnie życzenie Ludmiły miałem zadać.
-Możemy zaczynać jeśli jesteś gotowy - odparła kiedy wróciła z łazienki.
Wyciągnąłem i włączyłem dyktafon.
-Violetto, jesteś jedną z najlepszych aktorek w kraju. Od jak dawna interesuje cię aktorstwo? - zadałem pierwsze pytanie.
-W wieku 10 lat wpadłam na pomysł żeby zostać aktorką. Zaczęłam kilka lat później chodzić na kółko teatralne i pokochałem to całym sercem - odpowiedziała.
-Jaka była twoja pierwsza rola w życiu?
-Jeżeli chodzi o kółko teatralne w szkolnych czasach to moją pierwszą rolą była rola Julii ze słynnego dramatu Szekspira. Jeżeli zaś chodzi o rolę kiedy stałam się już aktorką z prawdziwego zdarzenia, grałam Selene Lee w dosyć znanym filmie "Życie pod gwiazdami".
Zadałem jej jeszcze kilka pytań. Odpowiadała szybko i nez zastanowienia. Jak gdyby miała wyuczone odpowiedzi na pamięć. W końcu byłem zmuszony zadać ostatnie pytanie. To ,które zleciła Ludmiła.
-I już ostatnie pytanie. Zdradzisz z kim spędzisz dzisiejszy walentynkowy wieczór? - ledwo mi to przeszło przez gardło. Ludmiła to jest jednak wścibska.
Violetta chyba się zawahała. Spuściła głowę i zaczęła bawić się guzikiem przy swojej koszuli.
-Tak się składa ,że w tym roku z nikim. Aktualnie nie mam partnera - wydukała lekko się uśmiechając. Chyba chciała pokazać ,że nie ma to dla niej znaczenia.
Zanim cokolwiek zdążyłem odpowiedzieć usłyszałem cichy jęk. Spojrzałem na Violettę ,która rozglądała się dookoła. Jak się okazało guzik ,którym zaczęła się bawić, najwidoczniej urwał się i wyśliznął się jej z dłoni lądując gdzieś na podłodze. Przy okazji odsłaniając kawałek jej biustu. A ja zamiast jej pomóc ,jak idiota wpatrywałem się w miejsce gdzie jeszcze przed chwilą był czerwony guziczek. Najwidoczniej to zauważyła bo szybko zakryła się ręką. Miałem ochotę strzelić sobie w twarz. Otrząsnąłem się i zacząłem razem z nią szukać zguby. Niestety wielkie poszukiwanie nie odniosły skutku. Usiedliśmy z powrotem na swoich miejscach.
-I gdzie ja teraz znajdę podobny guzik - zaśmiała się - A naprawdę lubię tę koszulę. Może napiszcie na stronę waszego portalu ,że rozpaczliwie poszukuję czerwonego guzika.
Oboje się zaśmialiśmy.
-Myślę ,że to nie będzie konieczne - wyciągnąłem z kieszeni guzik od Fede - Będzie pasował?
-Tak - spojrzała na okrągły przedmiot a otem, na mnie - To przypadek czy zawsze masz przy sobie zbędne guziki.
-Przypadek - zapewniłem ją.
-Cóż może wymienimy się numerami? - Zaproszę cię na kawę w podzięce za niego.
Kiwnąłem głową  podaliśmy sobie nawzajem swoje telefony. Kilka chwil później odezwał się Andres. Zdążyłem już zapomnieć o jego istnieniu. Władca rzeczywistości musiał przypomnieć ,że czas wracać do pracy. I tak czar przebywania sam na sam (no prawie) z piękną szatynką prysł.
-I jak ci poszło? - do swojego gabinetu wezwała mnie Ludmiła.
-Całkiem nieźle moi skromnym zdaniem.
-Mam nadzieję. Jutro rano ma być na stronie więc bierz się do pracy - poleciła odgarniając swoje długie blond włosy.
-Tak jest, szefowo - wyszedłem z gabinetu naczelnej i wróciłem do swojego biurka.
Kilka godzin później siedziałem już w swoim salonie z ciepłą herbatą, oglądając po raz setny ten sam film. W pewnym momencie usłyszałem dźwięk sms-a.
 
Guzik już przyszyty. Idealnie pasuje.
Może chciałbyś ze mną spędzić ten wieczór
jeżeli nie masz planów?
Violetta Castillo
 
Uśmiechnąłem się sam do siebie i szybko odpisałem.
Z wielką radością.
W jakim miejscu?
 
Kawiarnia Cook and Cafe może być?
 
O 18:30?
 
Dobrze, w takim razie spotkamy się na miejscu.
 
Właściwie to byłem prawie gotowy do wyjścia. Poszedłem tylko do łazienki i ułożyłem włosy. trzeba jakoś wyglądać. Zmieniłem koszulę i wyszedłem z domu. Kiedy znalazłem się na miejscu, Violetty jeszcze nie było. Zająłem wolny stolik i czekałem. Oczy prawie mi wyskoczyły kiedy weszła w ślicznej różowej sukience i skierowała się do mojego stolika.
-Witaj - uśmiechnęła się siadając.
-Pięknie wyglądasz - wydusiłem oczarowany.
-Dziękuję.
-Mogę o coś zapytać?
-Jasne.
-Skąd widziałaś ,że mam dzisiaj wolny wieczór? - spytałem.
-Nie chciałam podsłuchiwać ale słyszałam jak po naszym spotkaniu rozmawiałeś o tym z kolegą fotografem - odpowiedziała trochę zmieszana.
Nie zdążyłem nic powiedzieć, ponieważ podszedł do nas kelner i poprosił o zamówienie. Niby kawiarnia ale chyba powoli zmienia się w restaurację. Zamówiliśmy spaghetti a na deser kawałek ciasta czekoladowego. Do tego  wino.
-Dlaczego taka piękna kobieta w walentynkowy wieczór nie ma swojej drugiej połówki - zapytałem swobodnym tonem.
-Bo nikt mnie nie chce - odparła śmiejąc się.
W tym momencie totalnie zgłupiałem. Czy to był żart? A może smutna prawda?
-A ty? Dlaczego tak przystojny mężczyzna nie ma swojej połówki? - dodała.
-Mnie też nikt nie chce - odpowiedziałem pół żartem pół serio.
Przez cały wieczór świetnie nam się rozmawiało. Po kolacji poszliśmy na spacer. Wędrowaliśmy oświetlonymi ulicami śmiejąc się i i rozmawiając. Doszliśmy na most. Oparliśmy się o barierki i podziwialiśmy płynąca w dole rzekę. Nagle za nami jakoś para zaczęła przyczepiać kłódkę miłości. Obserwowaliśmy z Violettą tę scenę z zaciekawieniem. Przypuszczam ,że oboje myśleliśmy o tym samym. Aby kiedyś też przyczepić taką kłódkę z ukochaną osobą. Nagle mężczyzna uklęknął na jedno kolano i wyciągnął czerwone pudełeczko. Błagam gościu nie oświadczaj się teraz! To mnie jeszcze bardziej dobije.
-Ellie - zaczął - Wyjdziesz za mnie?
Dziewczyna pisnęła w odpowiedzi "tak" i rzucili się sobie w ramiona. Wszyscy wokół zaczęli klaskać w tym ja. Oczywiście pogratulowaliśmy z Violettę narzeczeństwu i odeszliśmy dalej.
-Piękne oświadczyny, prawda? - zagadnęła kiedy większość się już rozeszła.
-Tak - przyznałem.
Staliśmy teraz naprzeciw siebie. Patrzyłem w jej piękne oczy kiedy nagle poczułem jej wargi na moich. Oddałem pocałunek. Ta chwila była tak słodka, tak piękna, tak... Krótka. Niestety. W jednej chwili całowaliśmy się a w drugiej widziałem jej rozbiegany wzrok, jak szepcze krótkie "przepraszam" i ucieka. I tak stałem jak ostatni idiota przyglądając się jak jedyna kobieta ,która zwróciła na mnie uwagę, ucieka.

Walentynki się skończyły ale pamięć o Violettcie została. Po tym nieszczęsnym pocałunku nie odbierała ani telefonów ani wiadomości. Postanowiłem się jednak nie poddawać. Podstępem i urokiem osobistym zdobyłem od Ludmiły adres jej domu. Do teraz nie wiem skąd go wytrzasnęła. Korzystając z wolnej soboty ,którą wziąłem na własne życzenie pojechałem z samego rana do Violetty. Wyrwałem się z tym jak Filip z konopi doprawdy. Otworzyła mi zaspana w różowym szlafroku. Kiedy mnie zobaczyła próbowała zamknąć drzwi ale jej przeszkodziłem.
-Możemy pogadać? - spytałem.
-Leon wiem. To był błąd. Ten pocałunek to - zaczęła się tłumaczyć ale jej przerwałem.
-Ja nie twierdzę ,że to był błąd - powiedziałem. Uśmiechnęła się pod nosem.
-Po prostu nie wiem czy coś by z tego wyszło - westchnęła.
-Nie chcesz nawet spróbować?
-Boję się ,że zranimy siebie nawzajem - odpowiedziała patrząc na mnie smutno. Nie miałem ochoty dłużej tego słuchać.
-Jak chcesz - powiedziałem sucho i odszedłem z progu.
Śnieg zaczął prószyć coraz mocniej. Nie rozumiałem jej decyzji. Dlaczego nie chciała spróbować.c
-Leon! - usłyszałem nagle za sobą.
Obróciłem się, Zobaczyłem najpiękniejszy widok na świecie. Biegła do mnie w tym ślicznym różowym szlafroku i rozwianych włosach. Zatrzymała się przede mną dysząc.
-Chcesz mi coś jeszcze powiedzieć? - spytałem.
-Tak - wydusiła patrząc mi głęboko w oczy - Rozpaczliwie potrzebuję czerwonego guzika.
Wiedziałem co ma na myśli. W odpowiedzi przyciągnąłem ją bliżej i czule pocałowałem.
I pomyśleć ,że mały czerwony guzik był sprawca całego tego pięknego zamieszania. Cóż mogę powiedzieć, dobrze ,że wtedy go miałem. I stwierdzam ,że zawsze warto mieć przy sobie guziczek. Kto wie, dokąd, a raczej do kogo nas zaprowadzi.