piątek, 29 lipca 2016

Jak księżniczka z księciem-leonetta. Rozdział 60

Dedykuję Callie :*


Kochany Pamiętniku!
Tak bardzo chciałam aby Leon zwrócił na mnie uwagę. I w końcu się udało. Ostatnio był u mnie w odwiedzinach. Szkoda ,że był to tylko jeden dzień. Od słowa do słowa skończyło się na czułym pocałunku. Czułam się najszczęśliwszą księżniczką na świecie. W końcu przez chwilę miałam przy sobie kogoś na kim mi zależy w takim sposób jaki chciałam...


-Leon ale do końca roku się nie zobaczymy - powiedziała smutno.
-Nie bój się - pogłaskał ją po policzku.
-Po prostu nie wiem czy nam wyjdzie w tak długiej rozłące - wytłumaczyła smutno.
-Przekonamy się. Proszę spróbujmy - złapał ją za rękę.
-Dobrze - uśmiechnęła się.

***

-Aaaa - wrzasnęła rozradowana Ludmiła kiedy obie znalazły się już w pokoju po pożegnaniu Leona - Jesteście parą! Swoją drogą przystojny ale... - zacisnęła zęby urywając w połowie zdanie.
-Ale Federico ładniejszy? - zaśmiała się Violetta.
Ludmiła spiorunowała ją wzrokiem.

***

...Postanowiliśmy spróbować. Wiemy ,że to nie będzie najłatwiejsze bo nie będzie mnie jeszcze przez pół roku. Smuci mnie to ,że nie będę na jego urodzinach. Ani on na moich. Siedemnaście lat skończę tutaj, w Akademii. Na szczęście mam Ludmiłę i Aile. Kończę kochany pamiętniku bo muszę jeszcze napisać list do rodziców.

Zamknęła pamiętnik. Cała w skowronkach podeszła do lustra i zaczęła poprawiać włosy. Ten szczęśliwy stan utrzymywał się u niej od kilku dni. Od momentu kiedy Leon powiedział jej co czuję i pocałował ją. Jej pierwszy pocałunek. Teraz jeszcze bardziej nie mogła doczekać się powrotu do domu.
-Jeszcze się nie nacieszyłaś? - zagadnęła Ludmiła ,która wyszła z łazienki.
-Ty lepiej napisz do Fede, ucieszy się - mrugnęła do niej Violetta.
-Ja mam pisać do tego zarozumialca? - oburzyła się.
-Spodobałaś mu się.
-To bez znaczenia - skwitowała.
Violetta zaśmiała się w odpowiedzi i podeszła do biurka. Sięgnęła po kartkę i długopis. Czas był najwyższy napisać do rodziców. Westchnęła i zaczęła pisać.

Mamo, tato...



czwartek, 28 lipca 2016

Pozwólcie ,że wytłumaczę

A więc tak. Wczoraj nie było rozdziału ponieważ nie zdążyłam go napisać a już zrobić się wieczór. Denna wymówka ale taka jest prawda. Czas mi wczoraj tak szybko zleciał ,że totalna masakra :D A dzisiaj od 9:00 rana nie ma mnie w domu i wróciłam o 20:00 i szczerze mówiąc nie chcę się wcale za niego zabierać bo wyszłoby z tego coś beznadziejnego, pisanego na szybko. A chcę żeby ten rozdział był jak najlepszy bo wiem jak większość z was na niego czeka. Także rozdział jutro moi mili :D

Ale to nie koniec ogłoszeń parafialnych. Mam jeszcze jedno pytanko do was.
Opowiadanie tak jak mówiła niedługo się skończy. Postaram się zmieścić w 70 rozdziałach. Zdaję sobie sprawę ,że nie wiecie jeszcze jakie będzie zakończenie ale myślę ,że wstępnie każdy już mógłby się określić.

Wolicie kontynuację opowiadania "Jak księżniczka z księciem" czy może zupełnie nowe?

Decyzję zostawiam wam.
Do jutra kochani :*

wtorek, 26 lipca 2016

Jak księżniczka z księciem-leonetta. Rozdział 59

-Federico jest wyjątkowo bezczelny - stwierdziła Ludmiła kiedy następnego dnia razem siedziały w swojej sypialni.
-Dlaczego tak uważasz? - zapytała rozbawiona Violetta.
-Sugerował mi ,że spodobał mi się co jest w ogóle niemożliwe - powiedziała.
-A mnie się wydaje ,że faktycznie wpadł ci w oko - zaczęła się z nią przekomarzać.
-Nie, nie i nie - zaprzeczała.
-Okej ja i tak wiem swoje - zaśmiała się - Ludmi słuchaj bo Leon zaraz przyjedzie i wiesz...
-Tak, tak. Zostawię was samych ale przedstaw mi go później okej? - powiedziała Ludmiła.
-Pewnie.
-Dobra to ja idę do kuchni coś przekąsić - wstała i ruszyła do drzwi.
-Okej - odparła z uśmiechem Violetta.
-Aha i jeszcze jedno. Możesz go tu przeprowadzić ale niech nie dotyka moich kosmetyków - zagroziła Ludmiła.
-Myślę ,że raczej nie będzie miał ochoty ich dotykać - zapewniła ją Violetta.

***

Samochód podjechał pod duży budynek. Leon wysiadł rozgladając się. Po chwili dostrzegł Violette. Uśmiech zagościł na jego twarzy i szybko podszedł do niej ją przywitać. To dzisiaj. Dzisiaj jej powie jak bardzo mu na niej zależy. Tak postanowił.

-Co u ciebie? - zapytała go kiedy szli korytarzami akademii.
-Po staremu - odparł - Moja mama jest w ciąży.
-Będziesz miał rodzeństwo - zaśmiała się dziewczyna - Już wiadomo jaka płeć?
-Nie do końca. Lekarze przypuszczają ,że chłopiec ale jeszcze nie mogą stwierdzić czy na pewno. A u ciebie co słychać?
-Od pół roku jestem tutaj i praktycznie nie wiem co się dzieje w domu - westchnęła - A jeżeli chodzi o Akademię to ciągle lekcje etykiety, tańca i zajęcia ,których szczególnie nie lubię, przygotowanie do życia królewskiego i rodzinnego.
-Dlaczego nie lubisz tych zajęć. Mogłyby być przydatne - stwierdził Leon.
-Nie twierdzę ,że nie. Po prostu nikt nie lubi panny Kristen.
-Wredna naczycielka?
-Raz jest słodka a wręcz przesłodzona a za chwilę pokazuje swoje prawdziwe wredne oblicze.
-Możecie opuszczać Akademię w trakcie roku szkolnego?
-Niestety nie. Tylko teraz w tym tygodniu mieliśmy taką okazję.
-Czyli nie będziesz mogła być na moich urodzinach? - spytał trochę zasmucony.
Pokręciła głową.
-Violu właściwie to chciałbym z tobą o czymś porozmawiać - zaczął.
-Słucham.

piątek, 22 lipca 2016

Jak księżniczka z księciem-leonetta. Rozdział 58

Akademia Księżniczek świeciła pustkami. Została tylko pani Privet i zaledwie kilka studentek. Reszta wyjechała do domu na tygodniowe wakacje. Violetta i Ludmiła rano pożegnalny Aile ,która również wyjeżdżała a same wróciły do swojego pokoju.
-Dlaczego nie jedziesz do domu? - spytała Violetta.
-Nie mam ochoty widzieć moich rodziców - odparła.
-Mogę wiedzieć dlaczego?
-Król i królowa niestety nie mogą się dogadać i biorą rozwód - odrzekła smutno - Myślę ,że wysłali mnie tutaj tylko po to bym im nie przeszkadzała. A ty? Czemu nie wracasz?
-Nie mam ochoty. Kiedy zobaczę rodziców będę potem jeszcze bardziej tęsknić.
-Zaprosiłaś tego swojego Leona? - zaciekawiła się Ludmiła.
-Nie mojego - zaznaczyła Violetta - Ale zaprosiłam.
-To świetnie. Mam nadzieję ,że pozwolisz mi się z nim przywitać a potem was zostawię - powiedziała blondynka.
Violetta w odpowiedzi tylko się zaśmiała.

***

Następnego dnia Violetta obudziła się szybko ponieważ spodziewała się odwiedzin Federico. Jej współlokatora Ludmiła jeszcze słodko spała. Zegarek wskazywał godzinie 7:15. O 9:00 miał zjawić się chłopak. Violetta wzięła szybki prysznic i ubrała się. Pokój wymagał małego sprzątania więc dziewczyna szybko wzięła się za układanie na swoje miejsca przedmiotów ,które krzątały się po pokoju. W końcu kiedy zostało niecałe 15 minut do przyjazdu Federico, Violetta zorientowała się ,że Ludmiła jeszcze śpi i strasznie się zdenerwuje jeżeli jej nie obudzi.
-Ludmiła wstawaj! - krzyknęła jej do ucha.
Blondynka ocknęła się.
-Violetta zapomniałaś? - powiedziała z wyrzutem - Mamy wolne więc daj mi spać. Sama wracaj do łóżka - rzekła przekładając się na drugi bok.
-Za kilkanaście minut przyjeżdża mój przyjaciel więc jeżeli chcesz aby zastał cię w piżamie to śpij dalej - powiedziała a Ludmiła jak torpeda wyskoczyła z łóżka i pognała do łazienki.
-Dlaczego nie powiedziałaś mi wcześniej! - wrzasnęła zza drzwi.
-Najmocniej panią przepraszam! - zażartowała Violetta.
Przez następne 10 minut Violetta patrzyła przez okno wyczekując przyjazdu Federico.
-Lu ja już lecę na dół bo przyjechał! - krzyknęła blondynce ,która jeszcze siedziała w łazience.
Nie czekając na odpowiedź wyszła z pokoju i zbiegła długimi schodami. Na dole zobaczyła chłopaka.
-Fede! - krzyknęła rzucając mu się na szyję omal go nie przywracając.
-Nie jestem pewny czy tak zachowują się damy Violu - uśmiechnął się szeroko.
-Muszę ci kogoś przedstawić - powiedziała.
-Błagam niech to będzie ładna blondynka - Federico złożył ręce jak do modlitwy.
-Ty chyba naprawdę jesteś jasnowidzem - stwierdziła Violetta.
I w tej chwili po schodach zeszła Ludmiła.
-O to jest ten Leon? - podeszła do nich.
-Nie nie jestem Leonem ale mam na imię Federico - uśmiechnął się Fede kłaniając się w pas.
-Ludmiła - odpowiedziała blondynka.

***

-No to opowiadajcie jak jest w tej akademii - powiedział Federico kiedy usiedli na ławce w ogrodzie.
-Nie jest źle - stwierdziła Ludmiła.
-Ale raczej nie planowałaś tego wyjazdu - powiedział Federico patrząc badawczo na Ludmiłę.
Violetta siedziała obok nie odzywając się. Była ciekawa jak tak żywiołowa osoba jak Ludmiła dogada się z wszystko wiedzącym Federico.
-A skąd ty to możesz wiedzieć?
-Tak myślę - skwitował.
-Nawet jeżeli nie planowałam to cieszę się ,że tu jestem - odparła Ludmiła.
Federico poczuł się w swoim żywiole.
-No tak. Inaczej pewnie nigdy byśmy się nie spotkali - powiedział.
-Sugerujesz coś? - spytała.
-Absolutnie nic - podniósł ręce w geście obronnym - Ale przynaj Ludmiło ,że trochę cię kręce.
Ludmiła posłała mu mordercze spojrzenie.
-Violu wybacz ale mam coś do zrobienia - wstała i szybko odeszła. Federico zaśmiał się.
-Tak! - zatriumfował - Już jest moja.
-Wątpię - zaśmiała się Violetta - Raczej ją tym spłoszyłeś.
-Podobam jej się - stwierdził - I ma fajny charakter.
-Raczej się nie dogadacie.
-Nie zapeszaj. Zdziwisz się jak będziesz pierwszą druchną na naszym ślubie.

******************************************
Jestem!
Wróciłam z wakacji i mam dużą ochotę na pisanie.
Federico przybył. Niestety tylko na ten jeden rozdział:(
W następnym już Leon.
Muszę trochę przyspieszyć akcję.
Koniec przewiduje na 70 rozdział. Ale to wszystko wyjdzie w praniu.
Jak wam się podoba?
Niebawem wstawię wam jeszcze one shota z okazji 50 tyś wyświetleń.
Do zobaczenia ❤❤❤

One shot "Do dwóch razy miłość" - autorka Eva Eva (1 miejsce)

Zacznijmy od początku; ale od czego by tu zacząć- chyba od tego, że jest nas trzy. Tak rodziców spotkało potrójne szczęście w postaci Franceski, Ludmiły i mnie Violetty. Mamy dwadzieścia pięć lat i jak się zdążyliście zorientować jesteśmy  trojaczkami. Tyle, że każda z nas jest zupełnie inna: Ludmi to wybuchowa blondynka, Fran żywiołowa czarnulka i ja szczupła brunetka, chodzące nieszczęście Violetta.   Mieszkamy w Hiszpanii, a konkretnie w Madrycie. Nasi rodzice z zawodu są architektami. Próbowali zaszczepić w nas swoją pasję, ale niestety z marnym skutkiem. Wszystkie trzy poszłyśmy w zupełnie innym kierunku, mianowicie założyłyśmy siostrzaną spółkę i otwarłyśmy kawiarnię .Mamy wiele wspólnego między innymi miłość do kawy, tak więc padło na kawiarnię, która w niedługim czasie stała się bardzo popularna w Madrycie. Postanowiłyśmy iść za ciosem i otworzyłyśmy jeszcze dyskotekę i restaurację. Biznes kwitł. Wszystko układało się po mojej myśli. Tak, tyko w życiu zawodowym, ponieważ życie prywatne to była kompletna katastrofa. Fran i Ludmi były w szczęśliwych związkach. Franceska podczas wakacji w Rzymie poznała Marco. Chłopak był, a  raczej nadal jest kucharzem i jak mówi słynne przysłowie przez żołądek do serca. Tak pysznie gotował, że zdobył serce mojej o pięć minut starszej siostry. Miłość nie zna granic- Marco przyjechał za moją siostrą do Hiszpanii i teraz wspólnie prowadzą „ Małą Italię” naszą restaurację. Co do Lu, ona poznała swoją drugą połowę w Polsce. Byłyśmy tam na szkoleniu biznesowym. Na końcu odbył się bankiet, na którym tak zwaną gwiazdą wieczoru był  Federico- obecnie już narzeczony Lu. Fede podobnie jak Marco pochodzi z Włoch i jest piosenkarzem oraz aktorem. Dziewczyny są w szczęśliwych związkach i wspólnie z rodzicami boleją nad tym, że ja jestem samotna. Rozwój naszej firmy spowodował, że podzieliłyśmy się obowiązkami: ja zajęłam się kawiarnią, Lu z Fede dyskoteką i klubem, a Fran i Marco restauracją.
Tamten dzień zapamiętam chyba do końca życia. Dzień zaczął się źle, później było tylko gorzej, skończył się  dobrze, ale efekt końcowy był opłakany w skutkach. Czas pokazał że był to jeden z najgorszych dni w moim życiu. To był wtorek. 13 stycznia. Godzina 6:00 rano-zadzwonił budzik. Dzień zaczynam od prysznica; a tu niespodzianka- awaria,  równa się brak ciepłej wody. SUPER !!! Minus dziesięć na dworze, a ja zażywam lodowatego prysznica. Żeby było mało samochód umarł śmiercią naturalną. Autobusu brak. Kawiarnia powinna być otwarta od 8:00 czyli za pół godziny. Myślę sobie już gorzej być nie może. A jednak. Słyszę telefon. Natalia. Ona dziś ma być ze mną na zmianie. Odebrałam  tylko po to, żeby dowiedzieć się, że leży w łóżku  i ma 39 stopni  gorączki i nie da rady dziś przyjść do pracy, ale mam się nie martwić bo około dziesiątej zjawi się Max i mi pomoże. Super. Z wrażenia potknęłam się i zaliczyłam upadek. Ba, przecież chodnik musiał być śliski. Jakimś cudem, do teraz nie potrafię powiedzieć jak, dotarłam na miejsce punktualnie. Panie, które zajmowały się wypiekami już kończyły układać lady z pysznościami. Zapach rogali, czekoladowych muffinek  i przeróżnych ciasteczek uderzył we mnie z całą mocą. Marzyłam tylko o tym by wypić espresso moje kochane i zjeść coś pysznego. Ale nie, bo po co ? Przecież mój pech trwa dalej. 8:00 pierwszy klient. Boże, kto w taką pogodę się pcha  na dwór. Przywołuję na twarz uśmiech, odwracam się z zamiarem przywitania przybysza i dosłownie zamieram. W drzwiach stoi najprzystojniejszy mężczyzna jakiego do tej pory widziałam. Jest wysoki, dobrze zbudowany, jego błękitne oczy otulone są długimi, czarnymi rzęsami. Ciemnoblond włosy oprószone śniegiem w rozkosznym nieładzie. Jest  tak apetyczny jak czekoladowa muffinka – tylko schrupać. Facet pyta czy może zamówić kawę, a ja jak ta rybka w akwarium ruszam ustami, ale głosu wydobyć nie mogę. Co za wstyd,  zrobiłam z siebie debilkę. Po dłuższej chwili udaje się nam dojść do porozumienia, super przystojniak zamawia kawę. Siedząc przy stoliku cały czas się mi przygląda. Każdy normalny zrobiłby i podał kawę, ale nie Viola. Ekspres się zbuntował, zaczął pryskać na mnie- połowa kawy zamiast we filiżance, to wylądowała na mojej koszulce. Po paru minutach udało się; kawa dotarła na miejsce przeznaczenia. Około dziesiątej zjawił się Max, podzieliliśmy się pracą  i jakoś poszło. To właśnie Maksi dostarczył mi bilecik z informacją o zaproszeniu na spacer. A od kogo? Od super przystojniaka, który jak się okazało miał na imię Leon. I tak to się zaczęło. Dzień tak źle rozpoczęty skończył się cudownie. O 16:05 przyszedł po mnie Leon i zabrał na spacer uliczkami Madrytu. Znaliśmy się parę godzin, prawie wcale, a spędziliśmy naprawdę miło czas. Dowiedziałam się, że Leon wykłada politologię na uniwersytecie, pochodzi z Argentyny, jest jedynakiem i ma 30 lat. Parę lat temu przeniósł się z Argentyny do Hiszpanii, bo jego rodzice prowadzili tu interesy. W czasie jak rozwijała się moja historia z Leonem miało miejsce bardzo podniosłe wydarzenie. Mianowicie rocznica ślubu naszych rodziców. Jako, że była to okrągła 25 rocznica postanowiłyśmy  z dziewczynami przygotować coś wyjątkowego. Na dwa dni dyskoteka zamieniła się w elegancką salę bankietową w której dominowały kolory bieli i granatu czyli ulubione kolory rodziców. Całości dopełniały wazony z pięknymi białymi i niebieskimi różami oraz niezliczone ilości srebrnych świec. Każda z nas miała pracy po same cebulki włosów. Lu i Fede zajęli się oprawą muzyczną i wyborem alkoholi, Marco i Fran dwoili się i troili by zapewnić jak najlepsze, najwykwintniejsze potrawy, natomiast desery należały do mnie. Impreza  zgromadziła mnóstwo gości, rodziny i przyjaciół. Niestety, nie obyło się bez przykrości. Mój partner w ostatniej chwili zadzwonił i powiedział, że pilnie wyjeżdża do Barcelony i muszę iść sama. Tak więc, chcąc nie chcąc, poszłam sama. Około drugiej w nocy miałam dość wszystkich i wszystkiego, zwłaszcza moich sióstr, które co róż wynajdowały mi partnerów do tańca. I nie docierało do nich żadne tłumaczenie zwłaszcza, że Lu niezbyt przypadł do gustu Leon.
Korzystając z chwili nieuwagi zaszyłam się w loży na piętrze, łudząc się nadzieją, że tu wreszcie będę miała spokój. Moją samotność przerwało wejście pewnej osoby. Mianowicie był to Diego. Jeden z  najcenniejszych współpracowników ojca. Diego w firmie ojca zajmuje stanowisko głównego architekta. Zapytał czy może się przysiąść. W sumie, nie wiem dlaczego się zgodziłam, ale już po chwili gadaliśmy jak starzy znajomi. Dowiedziałam się, że mężczyzna ma 34 lata, zajmuje się głównie architekturą użytkową. Projektuje muzea, sale koncertowe, szkoły, przedszkola. Zaangażowany jest również w działalność charytatywną. Znałam Diego wcześniej, ale nigdy nie miałam okazji z nim rozmawiać. Nawet nie podejrzewałam, że jest tak super facetem. Całe to nasze spotkanie przerwał dziwny incydent. Mianowicie Diego mnie pocałował. Rozmawialiśmy jakby nigdy nic, a po chwili on mnie całuje. Ale jak! Ten pocałunek poruszył wszystkie moje komórki. Był tak delikatny jak dotknięcie skrzydeł motyla. Jego ciepłe wilgotne, wargi pieściły moje- OBŁĘD. Oderwałam się od niego jak oparzona. Zdezorientowany patrzył na mnie, nie wiedząc o co chodzi.
-Diego przepraszam, ale ja mam chłopaka. Przepraszam, jeśli  zrobiłam coś, co opacznie zrozumiałeś
- Nie, to ja przepraszam- usłyszałam w odpowiedzi- to był impuls. Po prostu jesteś mądrą, piękną kobietą, z nikim nie rozmawiało mi się tak dobrze jak z Tobą. Nie do końca panowałem nad tym odruchem.
I wtedy zrobił coś co mnie kompletnie zaskoczyło. Wyciągnął rękę i powiedział:
- To co- przyjaciele?
I tak zaczęła się nasza przyjaźń.  Od tego dnia czas dzieliłam między pracę, chłopaka, rodzinę i przyjaciela. Jakże różne były to relacje.
Leon- więcej go nie było jak był. Ciągłe wykłady, odczyty, konferencje naukowe. W międzyczasie ja. Eleganckie  kolacje, wyjścia do opery, ekskluzywne spa. Drogie szampany, kawiory ( co za obrzydlistwo) wszystko z górnej półki. No i sex. Tak to można określić; nie miłość, nie kochanie się tylko zwykły sex. Taka bliskość na odczepne, w pośpiechu. Zero deklaracji, czy obietnic. No, ale byłam szaleńczo zakochana w tych błękitnych oczach. Najgorszą  katorgą było dla mnie poznanie rodziców mojego „ spotykacza się”. Dramat. Ojciec Pedro jeszcze, jeszcze, ale matka Maria czarownica do kwadratu. Na dzień dobry usłyszałam:
-Leoś ty się z barmanką umawiasz.
No wstrząsnęło mną nieźle. Nie zna mnie, a już ocenia. Co za franca.
Tyle w kwestii  Leona.
A Diego, no cóż- przyjaźń ever, forever. Następnego  dnia po nieszczęsnym pocałunku, otrzymałam przepiękny bukiet kolorowych tulipanów. Cała paleta barw w jednym bukiecie.  Poszliśmy też na spacer. Po prostu przed siebie uliczkami Madrytu w blasku latarni, wśród tłumów turystów. Tylko ja i on.  I rozmowy. Niekończące się rozmowy o wszystkim i o niczym. O tym, kto jest lepszy Real czy Barcelona, czy lepsza książka to „Buszujący w zbożu” czy „Sto lat samotności”, czy bardziej wpada w ucho muzyka Iglesiasa czy naszego Fede- od banalnych spraw, po dyskusje jak najlepiej zdobyć pieniądze dla fundacji, która zajmuje się chorymi dziećmi. Diego zawsze był. Nie ważne, co by się działo zawsze mogłam na niego liczyć, niestety nie mogłam powiedzieć tego samego o Leonie.
Tak  przeleciał rok. Znów był styczeń, znów padał śnieg. A ja coraz bardziej uświadamiałam sobie, że coś z tym mim związkiem jest nie tak.  Serce mówiło mi, że mój czas z Leonem dobiegł końca, ale rozum zaprzeczał.  Czasem zastanawiałam się, czy to nie Diego jest moim chłopakiem.
Czas wspomnieć o drugim najgorszym dniu w moim życiu- w Saragossie odbywało się szkolenie baristyczne na które pojechałam. Impreza była naprawdę super, ale postanowiłam wrócić wcześniej i zrobić niespodziankę Leonowi.  Poprosiłam Diego aby odebrał mnie z lotniska i podwiózł do mieszkania Leona. Podekscytowana postanowiłam użyć klucza, który kiedyś mi przekazał. Po wejściu do mieszkania usłyszałam jakieś dziwne odgłosy, a przecież Leona nie powinno być. Do odgłosów dołączyły rzeczy, które walały się wszędzie. Idąc tym tropem zobaczyłam coś, co zwaliło mnie z nóg. Mój chłopak w całej okazałości, w łóżku z kobietą, zaznaczam nie ze mną – rozumiem, że czuć ironię. Mój chłopak uprawiał sex ze swoją studentką, którą miałam „zaszczyt” poznać. Ta scena tak intymna, a ja nawet nie miałam sił się ruszyć. Stałam tam i patrzyłam. Robiło mi się na przemian zimno i gorąco, brało mnie na wymioty. To było odpychające. W końcu wyrwałam się z tego letargu. Odwróciłam się i uciekłam. Moje serce rozpadło się na milion kawałeczków.  Obiecałam sobie, że już nigdy, przenigdy się nie zakocham.  Stwierdziłam, że skoro i tak nikt nie wie o moim powrocie, nie pozostaje mi nic innego jak wziąć się nawalić w cztery litery. Doszłam do domu z zapasem procentów, a tam zastałam Diego. Widząc moją zalaną łzami twarz, podszedł i mnie po prostu przytulił.
- Violetta- co się stało?
- Nic Diego, tylko straciłam chłopaka. Nie chcę o tym mówić. Wiedz, że już nigdy się nie zakocham.
- Pamiętaj  tylko, że nie wszyscy faceci  muszą cierpieć za coś, co zrobił ci ten dupek.
Drugi najgorszy dzień w życiu zaliczony, zorientować się można, że pierwszym był ten, w którym poznałam Leona. Mój były chłopak przypomniał sobie o mnie po tygodniu, a ja pogodziłam się z faktem , że i tak byśmy się rozstali, ale zdrada to zdrada i boli jak cholera. Wiem już, że te wszystkie odczyty to jedna wielka ściema. Diego w kwestii Leona nie wypowiadał się. Miał mega problem związany z projektem tarasu widokowego w Polsce. Ktoś mocno chciał podkopać jego autorytet i projekt nie był pozytywnie zaopiniowany mimo, że był jednym z lepszych mojego przyjaciela. W międzyczasie przyjaciel zaprosił mnie jako osobę towarzyszącą na galę rozdania nagród Międzynarodowego Towarzystwa Architektonicznego. Mój ojciec zdecydował, że naszą firmę reprezentować będzie właśnie projekt Diego, który był zamówiony przez Poznańskie Towarzystwo Historyczne z Polski.  Gala była bardzo ważna dla mojego przyjaciela, ale i dla całej firmy, tak więc ojciec zarządził dyscyplinę rodzinną. Na gali mieliśmy pojawić się wszyscy bez wyjątku. Bardzo cieszyłam się na tę uroczystość, bo byłam stuprocentowo pewna zwycięstwa mężczyzny. Wszystko odbywało się na Zamku Królewskim. Tak . Blichtr pełną gębą. Śmietanka towarzyska całej Europy, a w tym wszystkim Violetta. Mimo moich obaw, starałam się wspierać Diego, który był mega zdenerwowany. Ciągle mówiłam mu jak cudowną jest osobą, jak dobrym architektem, a przede wszystkim cudownym człowiekiem. Podziękował mi delikatnie muskając moje usta. Zdziwił mnie tym gestem, ale jednocześnie było mi bardzo przyjemnie. Z niecierpliwością oczekiwałam na werdykt, tylko ojciec stał pewny siebie, a na pytanie dlaczego tak jest odpowiedział tylko:
- ja pewny jestem zwycięstwa.
 O dziwo ojciec miał rację. Diego ku uciesze wszystkich wygrał, a ponad to  nasza firma zgarnęła wszystkie liczące się nagrody. To były cudowne chwile. Diego cieszył się jak dziecko. Ciągle powtarzał, że to moja zasługa, bo przecież to ja opowiedziałam mu wiele ciekawostek o mieście dla którego robił projekt. W całym zamieszaniu nie zauważyłam, że do rodziców podeszli państwo Vardas oczywiście z Leonem i Larą. Gdy tylko to zauważyłam uciekłam czym prędzej do  toalety. Tam niestety dopadła mnie matka Leona.
-Co zwykła barmanka robi na takiej gali z Diego Hernandezem?
I w tym momencie poczułam, że to już czas
- Pani Vardas, co też ma Pani do barmanek, praca jak każda inna
- Ja po prostu nie toleruję Ciebie – usłyszałam w odpowiedzi
- Pani Mario dla Pani informacji Diego to mój przyjaciel.  Wraz z siostrami znajdujemy się w rankingu 500 najbogatszych kobiet świata według Forbes. Dodatkowo mam dyplom  magistra historii Uniwersytetu w Poznaniu. Poznań to Polska dla Pani wiedzy. Literaturę angielską kończyłam w  Londynie, a biznes w Madrycie , mówię też płynnie w 5 językach, a nazywam się Violetta Martina Castillo- córka Germana i Angeles.
Dumna z siebie dosłownie wyfrunęłam z toalety wprost w ramiona Diego. Mężczyzna przytulił mnie i pocałował. Był to bardzo czuły i namiętny pocałunek.
Od czasu tego pocałunku coś się zmieniło. Ukradkowe dotknięcia, czułe pocałunki kradzione podstępem, długie spacery z trzymaniem się za ręce, maratony filmowe w objęciach jego silnych ramion.  Wszystko było cudowne, czułam się jak księżniczka z bajki. Tymczasem Diego oznajmił, że wyjeżdża do Polski, a ja jadę z nim. Zgodziłam się. Podróż nie była męcząca. Lądowaliśmy na lotnisku Ławica, a stamtąd  wynajęty samochód zawiózł nas do Hotelu Sheraton. Podczas pobytu dzieliliśmy z Diego pokój. Dużo rozmawialiśmy na temat naszych  relacji. Uzgodniliśmy, że nie będziemy się śpieszyć, damy sobie czas, poznamy się nie tylko jak przyjaciele, ale  również na płaszczyźnie kobieta- mężczyzna. Mimo wielu obowiązków pobyt w Poznaniu jawił się jak bajkowa podróż. Spacery starymi uliczkami w świetle księżyca, śmieszne wizyty w teatrze, bo sztuka grana była w języku polskim, a Diego po polsku ni w ząb. Pierogi na śniadanie, obiad, kolację, wycieczki do zoo. Podczas jednego z takich spacerów zostałam oficjalnie dziewczyną Diego. Nurtowało mnie tylko pytanie, dlaczego Diego cały czas krył się z uczuciami do mnie. Zapytany odpowiedział:
 -Jeśli kogoś bardzo się kocha to należy pozwolić mu być szczęśliwym, nawet jeśli oznacza to szczęście z inną osobą, Ty byłaś szczęśliwa z Leonem to i ja byłem.
To wyznanie zwaliło mnie z nóg, jednocześnie pozwoliło mi zrozumieć czym tak naprawdę jest miłość. Postanowiłam, że jeśli już wypowiem te dwa magiczne słowa to będą one definitywne i ostateczne, miałam też przeczucie, że Diego będzie pierwszym i ostatnim, który usłyszy to wyznanie.
Postanowiliśmy też, że po powrocie zamieszkamy razem. Mimo, że byliśmy bardzo zajęci zawsze wracaliśmy do wspólnego domu. Tworzyliśmy  malutkimi kroczkami wspólny świat pełen czułości, śmiechu,  radości , magii. Podczas jednego z comiesięcznych spotkań z moimi siostrzyczkami oficjalnie przyznałam si, że jesteśmy parą. Opowiadałam o tym, że kocham spędzać z nim czas, kocham jego uśmiech, kocham jego wady, kocham jego niewyjaśnioną miłość do komedii romantycznych, kocham to przestawianie budzika o dziesięć minut, dopijanie kawy tylko do połowy, układanie frytek w rządku na talerzu. Kocham jego. To spadło jak grom z jasnego nieba- KOCHAM GO. Dziewczyny stwierdziły, że tak głupia jestem tylko dlatego, że urodziłam się jako ostatnia. I, że chyba wszyscy prócz mnie wiedzą, że Diego kocha mnie jak wariat, a jak kocham jego. Nie mogłam pogodzić się z moim odkryciem, a jednocześnie byłam szczęśliwa. Po zdradzie Leona nie chciałam się zakochać, a tu taka niespodzianka. Postanowiłam niezwłocznie powiedzieć mojemu chłopakowi, co do niego czuję. W końcu  karuzela uczuciowa kocham nie kocham, zakochałam się czy nie dobiegła końca. Po powrocie ze spotkania jednak nie zastałam w mieszkaniu nikogo, na stole leżał tylko liścik
Violu wyjeżdżam, nie wiem kiedy wrócę, postaram się odezwać- uściski
I panika, czy on mnie zostawił. Miał dość czekania. Za długo zwlekałam. Viola ogar. Przecież Diego Cię kocha. Czemu właśnie dziś ten cholerny telefon się rozładował. Postanowiłam działać. Szybko oszukałam  ładowarkę. Włączyłam, a tam dwadzieścia nieodebranych od Diego. Oddzwaniam. Poczta głosowa. Cholera jasna. Chwila- tatuś. On na pewno wie, gdzie jest mój chłopak. Ten odebrał natychmiast i ze stoickim spokojem oznajmił, że Diego za czterdzieści minut odlatuje do Kanady, na tydzień. Przecież nie będę tak długo czekać. Czterdzieści minut to mnóstwo czasu. Przekraczając wszelkie możliwe zakazy udałam się w stronę lotniska. Chowając kluczyki wpadł mi w ręce papierek od cukierka. Mądra Violetta, papierek zainspirował mnie do szalonej akcji. Szukajcie, a znajdziecie. Diego na szczęście przebywał jeszcze w poczekalni i spokojnie popijał kawę. Zdumienie na jego twarzy, gdy mnie zauważył- bezcenne
- Violuś, skarbie , co tu robisz  o tej godzinie i w ogóle tutaj, przecież zostawiłem kartkę
- Myślałam, że mnie zostawiłeś
- Ja Ciebie, nigdy głuptasku
- Wiem, głupia  byłam, ale to okazja żebym Ci dała coś o czym całkowicie zapomniałam
Otwieram dłoń, którą cały czas  z zacięciem ściskałam, dłoń ze zmiętym papierkiem
- Viola, Ty przyjechałaś, żeby dać mi papierek po cukierku
- Tak, Diego to jest papierek, który zostawiłam na pamiątkę naszego pobytu w Polsce.
Wkładam śmieciuszka w dłoń mojego chłopaka. Ten po rozwinięciu i odczytaniu treści (przeczytał i zrozumiał J) nie potrafił wydobyć słowa. Zamarł. Po chwili spytał tylko NAPRAWDĘ??????????
- Tak, najbardziej na świecie
Co zawierał papierek po zwykłych krówkach z Polski. Napis, a właściwie dwa słowa- Kocham Cię- słowa na które Diego czekał od tak dawna. Ale na tym nie koniec, jak iść na całość to z przytupem 
- Diego. Ożenisz się ze mną?
- Skoro tak ładnie prosisz.

czwartek, 21 lipca 2016

One shot "I still Love You"" - autorka Zuzka Verdas (1 miejsce)

-Dziękuję,że przy mnie jesteś. -szepnęła stłumionym głosem, z twarzą wtuloną w jego tors. Łzy dziewczyny moczyły mu koszulkę, ale on jedynie głaskał ją delikatnie po włosach.
-Tylko tobie na mnie zależy. Zawsze mnie wspierasz. Nie wiem jak Ci dziękować. -szlochała coraz ciszej, a powieki ze znużeniem zaczęły się przymykać.
-Nie musisz. Zrobiłbym dla Ciebie wszystko. -mruknął, wpatrując się w jej ładną, bladą twarz.
Szatynka jednak już dawno zasnęła, zmęczona płaczem. Chłopak westchnął i wziął towarzyszkę na ręce. Przeniósł jej kruche ciało do swojego pokoju i położył ją ostrożnie na łóżku, szczelnie przykrywając kocem.
-Dobranoc. -musnął jej czoło ustami, i przyglądał się chwile śpiącej postaci.
W końcu wyjął z szafy dmuchany materac oraz pościel, i rozłożył wszystko na podłodze. Wiedział jednak, że nie zaśnie tej nocy. Musiał dopilnować, by Ona była bezpieczna.

~~~~~~~~~~~~~***~~~~~~~~~~~~

-Do cholery, zostaw ją! Nie widzisz,że robisz jej krzywdę?! -krzyknął, zasłaniając dziewczynę swoim ciałem.
-Odpuść, błagam. Nie chcę,żeby coś Ci zrobił. -powiedziała cicho, ściskając kurczowo jego dłoń.
-Nie mieszaj się w to gówniarzu! Wypieprzaj stąd i zostaw moją córkę w spokoju! Będę z nią robił co tylko zechcę i nic Ci do tego! -wrzeszczał mężczyzna i brutalnie wyrwał szatynkę z uścisku zielonookiego. 
Dziewczyna syknęła z bólu ale on tylko mocniej pociągnął ją za chude ramię, wykręcając je do tyłu. Rozpaczliwie odwróciła głowę, szarpiąc się. Ich spojrzenia się spotkały, a on dostrzegł łzy w jej czekoladowych oczach.
Niewiele myśląc chłopak poderwał się z miejsca i niespodziewanie wymierzył cios prosto w plecy bruneta. Zaskoczony tym ruchem zatoczył się do tyłu, wpadając na słup.
-Chyba coś powiedziałem! Nie będziesz się mieszał w nie swoje sprawy śmieciu! -warknął, odzyskując równowagę.
Z furią wyjął ze swojej ciemnej kurtki nóż i podbiegł do szatyna. Córka spojrzała na niego przerażona. Wiedziała z doświadczenia,że teraz będzie już tylko gorzej.
-Uciekaj! -krzyknął chłopak, desperacko rozglądając się w poszukiwaniu ratunku.
Dziewczyna patrzyła ze strachem na rozgrywającą się przed nią scenę.
-Proszę, idź stąd! Poradzę sobie! -powiedział, uchylając się przed wymierzonym w niego ostrzem.
W końcu poddała się i z ukłuciem w sercu rzuciła się do biegu, wciąż słysząc za sobą odgłosy walki. Czuła się winna, ale to była najmądrzejsza opcja.

~~~~~~~~~~~~~***~~~~~~~~~~~~

-Wybacz... -szepnęła, głaskając jego policzek.
Szatyn leżał na szpitalnym łóżku, podłączony do wielu piszczących maszyn. Klatka piersiowa unosiła się wolno. Góra...dół...
-Tak bardzo mi przykro. -mówiła, ze łzami przyglądając się Jego ranom.
Pokaleczone ręce. Rozcięty łuk brwiowy. Szwa na brzuchu.
A wszystko to moja wina... -myślała dziewczyna.
-Pamiętaj o jednym... -mruknęła chwytając delikatnie jego nieruchomą dłoń. -Jesteś najważniejszą osobą w moim życiu.
Pochyliła się ostrożnie, i złożyła na jego ustach lekki pocałunek. Zaskoczona swoim czynem, szybko opuściła salę.
-Nie zapomnij o mnie... -powiedziała cicho, nim zniknęła za drzwiami.

~~~~~~~~~~~~~***~~~~~~~~~~~~

-Gdzie Ona jest?! -krzyczał rozpaczliwie, potrząsając ramieniem Włoszki. -Gdzie?!
Dziewczyna patrzyła na niego, ze smutkiem strącając jego drżącą rękę ze swojego ciała.
-Wyjechała. -odparła cicho.
Objęła go niepewnie, pocieszająco klepiąc jego plecy.
-Zrobiła to dla Twojego dobra. -dodała i odeszła, zostawiając chłopaka samego.
Opadł na ziemię, opierając się o betonową ścianę budynku. Ukrył twarz w dłoniach, kuląc się. Jedno słowo tak nagle zmieniło Jego życie. Nigdy nie czuł tak okropnego bólu.
-Kocham Cię Violu... -szepnął, a po bladym policzku zaczęły spływać łzy.

                                            ~~~~~~~~~~~~~***~~~~~~~~~~~~

 Kochany Leonie...
Wiem,że mocno Cię zraniłam. Pewnie się na mnie zawiodłeś.
Ale nie mogłam postąpić inaczej. 
Brzmi to jak tania wymówka, jednak nie zrobiłam tego dla siebie.
Zależało mi tylko na twoim szczęściu.
Nie mogę niszczyć Ci życia swoją obecnością. 
Kto chciałby męczyć się z przyjaciółką z niepełnej rodziny, do tego patologicznej?
Ojciec nie krzywdził tylko mnie, ty obrywałeś równie mocno.
I to przeze mnie. A to było dla mnie najgorsze.
Mam nadzieję,że będzie Ci teraz lepiej. 
Ja sobie poradzę. Ale ty masz szansę na nowe,lepsze życie.
Poznasz wspaniałe osoby. Dziewczynę...
Mam tylko małe marzenie.
Żebyś o mnie pamiętał. Bo zawsze będziesz dla mnie najważniejszy.
Będę tęsknić...
                                                                                             
                                                                                                                         Kocham  
                                                                                                                Twoja Violetta 


~~~~~~~~~~~~~***~~~~~~~~~~~~

-Daj mi tą walizkę, uparciuchu. -zaśmiał się, zabierając blondynce ciężką torbę.
Ta zachichotała cicho, ale nie protestowała już. Chłopak obdarował ją uśmiechem ukazującym dołeczki.
-Cieszę się, że Cię mam. -powiedziała dziewczyna, chwytając wolną dłoń szatyna.
-Ja też się cieszę. -odparł cicho, całując jej policzek,następnie wkładając bagaż do samochodu. 
Mimo szczęścia, jakiego doświadczał w towarzystwie swojej dziewczyny, zdawał sobie sprawę z tego, że nigdy nie poczuje do niej tak głębokiego uczucia, jakim obdarował Violettę. Na myśl o szatynce wciąż czuł wzbierające się pod powiekami łzy.
Starał się. Szukał jej przez dobre kilka miesięcy. Jednak brązowooka zniknęła bez śladu.
Nie pozostawiła po sobie niczego, prócz krótkiego listu który znalazł pod swoimi drzwiami.
Nadal trzymał go pod poduszką, i myślał o Niej każdej nocy. Martwił się o dziewczynę. Wiedział,że musi przeżywać piekło z wiecznie pijanym i agresywnym ojcem. Zwłaszcza,że oprócz Niego i Włoszki nie było nikogo, kto by ją wspierał. Ale nie wiedział już, co robić. Obwiniał się o to, jak postąpił. Jednak nie widział już innej opcji. Po prostu się poddał.
Mimo,że minęły dwa, okrągłe lata, miłość nie zblakła. Marzył o dniu, w którym ponownie ją spotka.

-Leon, tu Ziemia. Wstawaj! -głos blondynki wyrwał go z zamyślenia. 
Otrząsnął się i wysiadł, pomagając dziewczynie wnieść torby do jej mieszkania.


~~~~~~~~~~~~~***~~~~~~~~~~~~


 -O to Ci przecież chodziło. Chciałaś Jego szczęścia... -myślała, popijając ciepłą latte w kawiarni.
Przez szybę przyglądała się spieszącym tłumom ludzi. Na lotnisku przewijało się właśnie tysiące osób, jednak Ona musiała dojrzeć akurat Jego.
Tak długo starała się zapomnieć, nie myśleć o tym jak mocno Go kochała. 
Ale widząc szatyna, jej serce wręcz wyrywało się z piersi. Tak bardzo chciała do niego podbiec, wtulić się w Jego ciepłe ramiona. Chciała po prostu być przy nim chociaż przez krótką chwilę. Okropnie tęskniła.
Jednak widok pięknej blondynki kroczącej przy Jego boku nie pozwolił jej na jakikolwiek ruch. Dosłownie ją zamurowało.
Sama chciała, by zaczął normalne życie, poznał nowych ludzi. Ale nie spodziewała się,że tak mocno ją to zrani. Ciężko było dopuścić do siebie myśl,że teraz inna dziewczyna jest z nim tak blisko. I może robić to, o czym marzyła szatynka. Kochać go z wzajemnością.    Niestety, zmarnowała szansę na miłość. Stchórzyła. Chociaż, jak widać, Jej wyjazd przyczynił się do radości bardzo bliskiej zranionemu sercu szatynki osoby.
Tylko że w jednej chwili pożałowała swojego powrotu do Buenos Aires. Nikt już tu na Nią nie czekał... 
-I na co Ci to było? Zostając w Londynie oszczędziłabyś sobie bólu... -zakpiła jej podświadomość.
Ale tym razem musiała się zgodzić. Westchnęła, i dopijając kawę wyszła z kawiarni.
Chętnie wbiegła by do pierwszego lepszego samolotu i ponownie zniknęła jak najdalej stąd.          

~~~~~~~~~~~~~***~~~~~~~~~~~~


-Jak długo? -spytała drżącym głosem,nie mogąc powstrzymać ciekawości.
-Rok po twoim wyjeździe ją poznał a po kilku tygodniach byli już razem. -wytłumaczyła Włoszka, chwytając dłoń Violetty. -Przykro mi.
Szatynka, wzdychając, odparła.
-Sama tego chciałam. Gdybym nie wyjechała, może potoczyłoby się to inaczej. Ale trudno. Cieszę się,że chociaż on jest szczęśliwy.
-Nie byłabym tego taka pewna. -mruknęła Cauviglia.
Brązowooka zignorowała jednak jej słowa.
-Myślę,że powinnam wrócić do Londynu. Widocznie tam jest moje miejsce. Tu bym tylko przeszkadzała. I ty, i Leon macie już swoje życie. Nie chcę tego zmieniać. -powiedziała cicho. 
-Nawet o tym nie myśl. Bardzo się cieszę,że tu jesteś i nie pozwolę Ci znowu zniknąć. -Francesca chwyciła dłoń dziewczyny i obdarowała ją szerokim uśmiechem. -Zostajesz ze mną, kochana.
Szatynka z westchnieniem oparła się o krzesło, jednak nie sprzeciwiała się już. Wiedziała,że nie zostanie tu na długo. Widok jej ukochanego z inną szybko by ją zniszczył. Ale chciała choć kilka dni spędzić z przyjaciółką.
-Niech ci będzie. -powiedziała wreszcie, a brunetka pisnęła radośnie.


                                               ~~~~~~~~~~~~~***~~~~~~~~~~~~


-Myślisz,że to dobry pomysł? Może lepiej idź sama... -mówiła, niepewnie wygładzając białą,zwiewną sukienkę którą miała na sobie.
-Niczym się nie martw. Będzie dobrze. -odparła brunetka, uparcie zostając przy swoim.
-Jeśli coś się stanie, to będzie twoja wina, pamiętaj. -zaśmiała się dziewczyna.
-Jeszcze będziesz mi dziękować. -uśmiechnęła się, wracając do łazienki.
Brązowooka poprawiła swoją fryzurę z blond ombre. Wpięła w rozpuszczone falą na prawe ramię włosy biało-różowy wianek. Do tego wsunęła stopy w pudrowe szpilki i krytycznie przyjrzała się w lustrze.
-Wyglądasz pięknie Violu. -szepnęła Cauviglia kładąc drobną dłoń na jej plecach.
-Ty też niczego sobie. -zachichotała, rozluźniając się.
Dziewczyny zabrały swoje torebki i ruszyły do wyjścia, łapiąc się pod ramie.


                                              ~~~~~~~~~~~~~***~~~~~~~~~~~~


-Nie dam rady. Fran, ja zostaję. -panikowała, nie ruszając się z siedzenia samochodu.
-Nie wygłupiaj się. Idziesz ze mną. -powiedziała stanowczo, ciągnąc ją za rękę.
Szatynka wzięła głęboki oddech i z wahaniem wysiadła z mercedesa, przytrzymując materiał swojej sukienki.
-Boje się. -szepnęła, wolno kierując się do drzwi wejściowych.
-Jestem przy Tobie Violu. Poradzisz sobie, jestem pewna. -zapewniła, przytulając ją.
-Mam nadzieję -dodała w myślach, i przymykając powieki dała się zaciągnąć do środka.
Znalazły się w pięknej, przestronnej sali bankietowej. Dzisiejszego wieczoru państwo Verdas świętowali rocznicę ślubu, jak i kolejne sukcesy w firmie. Wszyscy przyjaciele rodziny zostali zaproszeni, włącznie z Francescą która uparła się by zabrać Castillo ze sobą. 
Dziewczyna walcząc z wielkim stresem rozejrzała się po eleganckim pomieszczeniu. Wiedziała,że jej pobyt tutaj wiąże się z tym, że wszyscy dowiedzą się o jej powrocie.
A było pewne,że i Leon jest tutaj, by świętować z rodzicami. Nie chciała niszczyć jego spokojnego życia swoim nagłym przyjazdem. Wszystko sobie na nowo ułożył, a ona tylko by to zepsuła. Pragnęła jego szczęścia, dlatego zakrywając swoją twarz włosami przeszła na mniej zaludniony kąt sali, siadając przy niewielkim stoliku. 
Kelner podał jej kieliszek szampana, którego z chęcią przyjęła. Zaraz po przywitaniu z państwem Verdas, Francesca się do niej przysiadła.
-Chyba nie myślisz,że pozwolę Ci tu siedzieć przez cały wieczór? -spytała włoszka, z politowaniem kręcąc głową. 
-A może jednak? -odparła z nadzieją.
-Ani mi się śni. Chodź, potańczymy trochę. -uśmiechnęła się, i zaprowadziła brązowooką na parkiet.
Mimo,że były tylko w swoim towarzystwie, podczas gdy inni tańczyli ze swoimi "połówkami", bawiły się całkiem dobrze. Cauviglia zdołała poprawić jakoś humor przyjaciółki.
-Dobra, ja wymiękam. Muszę usiąść. -wydusiła Violetta, wciąż śmiejąc się z kroków Fran.
Zdecydowanie nie należała do mistrzów parkietu.
Szatynka zawróciła, i zaczęła przedzierać się przez tłumy gości, uważając na wirujące w tańcu pary. Wreszcie dotarła do barku, do którego zmierzała.
Zanim jednak usiadła na krzesełku, ktoś uderzył w nią, omal nie wywracając jej drobnego ciała na podłogę. W ostatniej chwili ciepłe dłonie objęły ją w talii, przytrzymując w powietrzu. Uniosła wzrok, napotykając szmaragdowe tęczówki wpatrzone w nią ze zdumieniem.
-Violetta? -szepnął, a ją przeszył dreszcz na dźwięk jego nieco zachrypniętego głosu.
Oczy chłopaka pokryły się łzami. Szatynka poczuła ukłucie w sercu. To przez ciebie teraz płacze. Niszczysz jego szczęście. -podświadomość wciąż uświadamiała jej jaki ból mu wyrządziła.
-Przepraszam, Leon. -powiedziała cicho, wyrywając się z uścisku.
Ciężko było jej odejść, ale wiedziała,że musi. Rzuciła się biegiem w kierunku wyjścia, zostawiając jego zaskoczoną postać w tyle. 
Nie powstrzymywała łez, które spływały strumieniem po zaróżowionych policzkach. Zasłużyłam na cierpienie. Ojciec miał rację -myślała.
Na samo wspomnienie o rodzicu, rany na jej nadgarstkach, przykryte kilkoma bransoletkami, zapiekły. Poddała się i zatrzymała w holu hotelu, nie wiedząc co ze sobą zrobić. Spodziewała się, że Fran będzie jej szukać, ale chciała zostać sama. Bez zastanowienia skierowała się do windy, wybierając ostatnią cyferkę z podpisem dach.
Tam mogła znaleźć jedyne spokojne miejsce. Ocierając mokre ślady patrzyła, jak metalowe drzwi się uchylają, otwierając przed nią nocną panoramę miasta.


                                                ~~~~~~~~~~~~~***~~~~~~~~~~~~

-Kto to był? -spytała Stephanie, patrząc na jego łzy ze zdziwieniem.
Nie był w stanie odpowiedzieć. Na widok Violetty serce chłopaka się zatrzymało, by po chwili ponownie zacząć bić i to jeszcze szybszym tempem. Nigdy nie reagował tak na żadną dziewczynę, nawet na Stephie, którą "kochał". 
Nie wierzył w to, co się wydarzyło. Marzył o chwili, gdy ponownie się spotkają, ale bał się myśleć o tym,że może się to zdarzyć. Nie spodziewał się, że tak wielkie szczęście ogarnie go na jej widok. Po tak długim czasie, poczuł jak miłość którą ją darzy odżyła, nawet z większą siłą nisz kiedyś.
Bez słowa podniósł się z podłogi i ruszył w ślad za nią. Nie mógł pozwolić, by znów zniknęła z jego życia.
-Leon! -krzyczała za nim blondynka, jednak on już jej nie słuchał.


                                                ~~~~~~~~~~~~~***~~~~~~~~~~~~


Po przeszukaniu najbliższej okolicy, Leon wciąż nie znalazł szatynki. Rozpaczliwie krzyczał jej imię, jednak odpowiadała mu jedynie cisza. Z rezygnacją wrócił do hotelu, w recepcji zastając przyjaźnie wyglądającą kobietę, około czterdziestki.
-Dobry Wieczór, mogę w czymś pomóc? -spytała na widok jego zagubionej miny.
-Yy...W sumie tak. Widziała pani może szatynkę w białej sukience i wianku? Wybiegła z sali bankietowej i nie wiem gdzie jest... -odparł niepewnie.
-Hm. Wydaje mi się, że była tutaj taka. Wbiegła do windy,chyba wjechała na ostatnie piętro, ale nie jestem pewna. -wytłumaczyła.
-Dziękuję pani bardzo! -powiedział ożywiając się i wbiegł do windy nim metalowe drzwi się zatrzasnęły. Wcisnął ostatni guzik, w myślach pośpieszając maszynę. Martwił się o dziewczynę, nie mógł jej stracić.
Wreszcie po kilku minutach, które wydawały się być wiecznością Leon znalazł się na szczycie największego hotelu w mieście. Rozejrzał się i przez moment wydawało mu się,że jest tu sam. Ujrzał jednak w cieniu siedzącą na krawędzi drobną postać.
Z nieba powoli zaczynał padać drobny deszcz, a raczej mżawka. Chłopak zbliżył się trochę. Dostrzegł,że szatynka ma przymknięte oczy.
Ich ubrania z upływem kilku sekund stawały się wilgotne. Makijaż brązowookiej pozostawiał czarne smugi na nieskazitelnej, bladej twarzy.
-Violu...-wyszeptał, siadając koło niej.
Castillo gwałtownie uniosła głowę, spoglądając na niego ze strachem. 
Dopiero wtedy chłopak ujrzał kawałek rozbitego szkła, który trzymała w ręce.
Zdążyła zrobić kilka płytkich cięć, z których wypływała czerwona ciecz.
-Violu, dlaczego to robisz...? -spytał z bólem.
Nie pierwszy raz był świadkiem takiego wydarzenia. Jednak zawsze ją wspierał, i dzięki niemu rozstała się z żyletką. Nie pomyślał nawet, że mogła do tego wrócić.
Dziewczyna nie odpowiedziała, jedynie spuściła głowę, zasłaniając twarz włosami.
-Spójrz na mnie... -mruknął, delikatnie łapiąc jej dłoń.
Wolno uniósł ją do góry, i położył ją sobie na klatce piersiowej. W miejscu, gdzie biło jego serce.
-Nie mogę. -powiedziała cicho, nie zmieniając pozycji.
-Dlaczego?
-Wiem,że teraz się mną brzydzisz. Zostawiłam Cię tak nagle, wtedy gdy mnie potrzebowałeś. Leżałeś w szpitalu i to przeze mnie, a ja uciekłam. Teraz znowu Cię ranie. Obiecałam przestać się ciąć...ale nie potrafię. -mówiła, a jej ciało zaczęło drżeć.
Chłopak zdjął z siebie ciemną marynarkę, zakładając ją na ramiona dziewczyny.
Nie protestowała, dlatego ostrożnie przesunął ją trochę dalej od krawędzi dachu, obracając w swoją stronę. 
-Podnieś głowę. -wciąż prosił.
Jednak Ona wciąż pozostawiała ją spuszczoną. W końcu szatyn ujął jej podbródek i uniósł go do góry. Napotkał spojrzenie jej poczerwieniałych od płaczu oczu.
-Przepraszam. -załkała, a on od razu przyciągnął ją do siebie i mocno przytulił.
Deszcz padał coraz bardziej, ale oni zdawali się tego nie zauważać.
-Nie byłem na Ciebie zły. Wiedziałem,że chciałaś dobrze. Ale nie mogłem się z tym pogodzić. Nie potrafiłem żyć bez Ciebie. Byłaś dla mnie wszystkim. Najważniejszą osobą w moim życiu. Chciałem Cię odszukać, ale ty zniknęłaś. Martwiłem się. Bałem się,że On znów będzie Cię krzywdzić. Nienawidziłem się za to,że nie mogłem Ci pomóc, ani Cię wspierać. -wyszeptał, gładząc jej plecy.
-Leon... -zaczęła stłumionym głosem.
-Ale to już nie ważne. Nic się nie zmieniło, wciąż jesteś dla mnie wszystkim, i zawsze będziesz. Bo Cię kocham, rozumiesz? Kocham cię najbardziej na świecie. Kocham Cię za twój uśmiech, który uwielbiałem wywoływać. Chciałem,żeby był tylko dla mnie. Kocham Twój śmiech, Kocham Twoją radość,Kocham to,że nawet po tym co się działo potrafisz być pełna dobroci. Kocham Twoją wrażliwość, Kocham Twój charakter, który nie raz dawał mi się we w znaki. Kocham Cię za wszystko, za to jaka jesteś...Chcę dawać ci szczęście. Tylko błagam, nie zostawiaj mnie już. -powiedział, ocierając łzy które pojawiły się w jego szmaragdowych oczach.
-Obiecuję... -wyszeptała.
Leon uśmiechnął się z ulgą. Nie miał już przeszkód, aby złączyć ich usta w pocałunku.
Tak długo o tym marzył, wciąż nie wierzył że to właśnie się dzieje.
Przysunął się bliżej dziewczyny, jeszcze bardziej splatając ich ciała w uścisku.
Po oderwaniu się od siebie, wreszcie ujrzał na twarzy szatynki uśmiech.
-Leon...? -spytała, nieco oszołomiona, opierając swoją głowę na jego ramieniu.
-Tak? -mruknął, nie odwracając od niej wzroku. Nie mógł się napatrzeć na jej piękną twarz, na której w końcu gościł spokój.
-Ja też Ci... -zaczęła, ale przerwał jej głośny grzmot, a błyskawica przecięła niebo.
Z nieba lunął jeszcze mocniejszy deszcz, a oni zerwali się z miejsc.
-Szybko, wracajmy! -krzyknął szatyn.
W ostatniej chwili wbiegli do wnętrza budynku. Zaraz po tym w dach uderzył piorun.
Patrzyli na to zaskoczeni. 
-Było blisko... -powiedziała Violetta, patrząc na zamknięte, metalowe drzwi windy.
Przytulił dziewczynę do siebie, całując jej czoło z czułością.
-Ważne,że jesteśmy tu teraz, i nic się nam nie stało. -odparł, uspokajając ją.
-Co chciałaś mi powiedzieć? -spytał, gdy stali już w holu.
Nachyliła się, patrząc w szmaragdowe tęczówki.
-Że też Cię kocham, Leon. -szepnęła, a ich usta znów tworzyły jedność.
Szatyn oparł swoje mokre od deszczu czoło o jej, otaczając rękami jej talię. Ona za to oplotła dłonie na jego karku. Z sali leciała cicha, wolna muzyka, a oni zaczęli kiwać się w jej rytm.
Nie wierzyli w to, jak szybko potoczył się bieg wydarzeń dzisiejszego wieczora. Jeszcze kilka dni temu, leżąc w łóżkach myśleli o sobie, czując okropną tęsknotę, a dziś stoją przytuleni, szczęśliwi,że wreszcie mogą być razem. 
-To wszystko wydaję się takie dziwne...Nieprawdopodobne. Nie odważyłam się nawet pomyśleć, że to się tak potoczy. Nie sądziłam,że w ogóle będziesz o mnie pamiętać.
-Pamiętałem. Bo nie poznaliśmy się po to, by o sobie zapomnieć...-powiedział szatyn, łapiąc jej drobną dłoń.

Jeżeli łączy was prawdziwa miłość, to nawet po latach rozłąki dostaniecie drugą szansę...Bo miłość potrafi poradzić sobie z każdą przeszkodą.

środa, 20 lipca 2016

One shot "Przygoda życia" - autorka Vicky (2 miejsce)

Podróż dookoła świata statkiem... Moje marzenie z dzieciństwa. Każde dmuchanie świeczek na torcie i to marzenie przed oczami...  W moje 18 urodziny to wszystko miało się spełnić. Niby zwykłe marzenie, a jednak zmieniło wszystko...
- Mamo, jestem już spakowana! - krzyknęłam znosząc moją walizkę na dół
- To idź do samochodu. Ramallo zaraz zawiezie nas do portu
Byłam bardzo podekscytowana. Nie mogłam się doczekać. Chwilę później dotarliśmy do celu. Statek już na mnie czekał. Był ogromny. Mógł pomieścić kilka tysięcy osób. Nagle ktoś zakrył mi oczy.
- Zgadnij kto?
Zaczęłam się śmiać.
- Leon!  Jednak przyszedłeś
- W końcu musiałem się z tobą pożegnać - powiedział całując mnie
Będę za tobą tęsknić. Wracaj do mnie cała i zdrowa
- Oczywiście
Po tych słowach przytuliliśmy się. Później musiałam ruszać na statek. Z lądu machali do mnie rodzice i Leon.
Rozpoczęła się moja wielka przygoda. Stanęłam przy barierce. Poczułam wiatr we włosach. Czułam się taka wolna. Po chwili ruszyłam do mojej kajuty. Nieco się zdziwiłam, ponieważ był w niej chłopak.
- Przepraszam, czy to nie są przypadkiem damskie kajuty? - zapytałam
- Też mi się tak wydawało, ale obsługa powiedziała mi, że moje miejsce jest właśnie tutaj- wyjaśnił
Zmieszałam się. Nagle w drzwiach pojawił się kapitan.
- Przepraszam państwa za tą sytuację, ale moja obsługa coś namieszała. Mam nadzieję, że możecie zostać tutaj razem
Spojrzeliśmy po sobie.
- Myślę, że nie będzie problemu - odezwał się chłopak
- Bardzo mnie to cieszy. Życzę miłej podróży - odrzekł kapitan i wyszedł
- No to pięknie - westchnęłam
- Zobaczysz, że nie jestem aż taki zły. A tak w ogóle to jestem Federico
- A ja Violetta. Masz włoski akcent. Jesteś Włochem, prawda?
- Owszem, a ty skąd jesteś?
- Z Argentyny
- Tak myślałem - odparł Federico ziewając
Przepraszam cię, ale podróż z Włoch do Argentyny nieco mnie zmęczyła. Położę się już
- Ja chyba też
Chwilę później oboje zapadli w sen...
W nocy Violettę obudził hałas. Coś cały czas trzaskało. Dziewczyna wstała z łóżka. W kajucie było pełno wody. Violetta obudziła Federico. Ten od razu zerwał się z łóżka.
- Co się dzieje? - zapytał
- Sam zobacz-powiedziała pokazując na wodę, której ciągle przybywało
- Musimy stąd jak najszybciej wyjść - stwierdził chłopak ruszając w stronę drzwi
Po otwarciu, zalała ich fala wody. Oboje na chwilę stracili równowagę.
- Złap mnie za rękę. Będzie nam łatwiej
Violetta wykonała jego prośbę.
Szli korytarzami na których było co raz więcej wody. W końcu wyszli. Na zewnątrz byli wszyscy pasażerowie. Było naprawdę tłoczno.
- Proszę wszystkich o spokój! Za chwilę przybędą po nas łodzie ratunkowe- uspokajał wszystkich kapitan
Statek gwałtownie zaczął się ruszać. Zapadał się. Nie było szans na ratunek...
Kilka dni później - Buenos Aires
,,Znajdujemy się właśnie na miejscu największej tragedii na morzu od czasu Titanica. Nowy model statku miał wyruszyć na wyprawę dookoła świata. W nocy zaskoczyła ich poważna awaria. Cały pokład został zalany. Łodzie ratunkowe nie zdążyły na czas. Statek jest już na dnie morza. Z kilku tysięcy osób nikt nie przeżył. Zwłoki zostały już wyłowione i rozpoznane. Jednak nie znaleziono ciał Federica Pasquerliego i Violetty Castillo. Policja przeszukuje teren. Czy młodzi przeżyli? Więcej informacji już niebawem.
Mówiła dla państwa Clarisa Montec"
Violetta ocknęła się na plaży u podnóża wyspy. Na początku była zaskoczona. Nie wiedziała co tu robi. Jednak później wszystko wróciło. Ta tragiczna noc, Federico...
Właśnie. Gdzie on jest? Dziewczyna rozglądała się panicznie po plaży. Chłopak był tuż obok niej. Właśnie się obudził.
- Jak się czujesz? - zapytał
- Dobrze. Tylko cały czas mam przed oczami to wszystko co się wydarzyło... Czuję się jakbym grała w Titanicu
- Nie dziwi mnie to. Sam jestem w szoku. Idziemy znaleźć coś do jedzenia?
- No przydałoby się
Wstali i ruszyli rozejrzeć się po wyspie. Było tu naprawdę pięknie. Te wszystkie palmy dookoła...
- Patrz tam są kokosy!  - krzyknął chłopak i zaczął wspinać się na palmę
Violetta roześmiała się.
- Nie obraź się, ale wyglądasz jak małpa
Federico zeskoczył z drzewa.
- Ok. Sama tego chciałaś. Kokosy są moje - powiedział obrażony i zaczął uciekać
- Federico! - krzyknęła Violetta biegnąc za nim
Biegali tak z 15 minut. W końcu chłopak zmęczył się i położył się na piasku. Dziewczyna potknęła się i upadła na niego. W tej samej chwili ich spojrzenia spotkały się. Chłonęli się wzrokiem. Violetta postanowiła przerwać tą niezręczną sytuację.
- To co mogę jednego kokosa? - zapytała wstając
- No dobra możesz - powiedział podając jej zdobycz
W trakcie pożywiania się kokosem nie odzywali się do siebie. Violetta myślała o tym co się przed chwilą stało. Czyżby się zakochała? Nie. Tak nie mogło być. W końcu była dziewczyną Leona. Federico też myślał o tym wszystkim. Nie był w stanie wytłumaczyć co się stało...
- Federico!  To helikopter!  Spójrz !- krzyczała pokazując na niebo
Chłopak spojrzał w górę. Obydwoje poczuli nadzieję na ratunek. Zaczęli energicznie skakać i machać. Najwidoczniej pilot ich zauważył, bo zaczął lądować. Ku zdziwieniu Violetty z maszyny wysiedli German i Marija.
- Córeczko ty żyjesz! - wykrzyknął uradowany German ściskając dziewczynę
- To po prostu cud - dodała Marija
Jesteście jedynymi osobami, które przeżyły tą straszną tragedię
Violetta i Federico byli w szoku.
- Chodźcie wracamy do domu...
Woda była wszędzie. Przybywało jej co raz więcej. W końcu całe pomieszczenie zostało zalane. Nie mogłam oddychać. Zaczęłam się dusić. Do tego nigdzie nie było Federico. Traciłam siły. Wiedziałam, że mój koniec jest bliski.
- Federico! - krzyknęłam ostatkiem sił
Jednak z moich ust wydobył się jedyne bulgot...
- Violetta co się dzieje?
Dziewczyna obudziła się. Była cała spocona. Więc to wszystko sen. Od ostatniej tragedii minęły 2 tygodnie,  a ona nadal nie doszła do siebie. Jeszcze do tego Leon zostawił ją dla jakiejś Gery. Teraz,  kiedy najbardziej go potrzebowała...
- Federico to imię tego chłopaka, prawda? - zapytała Marija
- Tak - powiedziała cicho
- Krzyczałaś jego imię przez sen. Tęsknisz za nim?
Violetta westchnęła.
- Mamo, to nie jest takie proste...  Spędziłam z nim niecałe 3 dni mojego życia, a czuję, że on stał się dla mnie kimś ważnym
Marija uśmiechnęła się.
- Skarbie, to się nazywa miłość - powiedziała gładząc ją po włosach
- Zadzwoń do niego- dodała podając córce kartkę z numerem
- Skąd to masz? - zapytała zdziwiona
- Miałaś ją w kieszeni bluzy. Musiał ci ją dać zaraz po waszym powrocie tutaj
- Dziękuję - krzyknęła Violetta i pobiegła zadzwonić
W tym samym czasie Federico cały czas myślał o dziewczynie. Tęsknił za nią. Nagle zaczęła dzwonić mu komorka.
- Cześć. Tu Violetta. Nie wiem czy mnie pamiętasz...
- Ciebie nie da się zapomnieć
Dziewczyna zaśmiała się.
- Federico chciałam ci powiedzieć, że...
Chłopak przerwał jej.
- Porozmawiamy później. Za kilka godzin u ciebie będę
Faktycznie 3 godziny później stał przed jej drzwiami. Violetta rzuciła mu się na szyję i pocałowała go. Stali tak wtuleni w siebie. Kochali się. Rozumieli się bez słów. Zbliżyli się do siebie przez tą straszną tragedię. Łączyła ich wspólna pasja - morze. To one złączyło ich na zawsze...