piątek, 22 lipca 2016

One shot "Do dwóch razy miłość" - autorka Eva Eva (1 miejsce)

Zacznijmy od początku; ale od czego by tu zacząć- chyba od tego, że jest nas trzy. Tak rodziców spotkało potrójne szczęście w postaci Franceski, Ludmiły i mnie Violetty. Mamy dwadzieścia pięć lat i jak się zdążyliście zorientować jesteśmy  trojaczkami. Tyle, że każda z nas jest zupełnie inna: Ludmi to wybuchowa blondynka, Fran żywiołowa czarnulka i ja szczupła brunetka, chodzące nieszczęście Violetta.   Mieszkamy w Hiszpanii, a konkretnie w Madrycie. Nasi rodzice z zawodu są architektami. Próbowali zaszczepić w nas swoją pasję, ale niestety z marnym skutkiem. Wszystkie trzy poszłyśmy w zupełnie innym kierunku, mianowicie założyłyśmy siostrzaną spółkę i otwarłyśmy kawiarnię .Mamy wiele wspólnego między innymi miłość do kawy, tak więc padło na kawiarnię, która w niedługim czasie stała się bardzo popularna w Madrycie. Postanowiłyśmy iść za ciosem i otworzyłyśmy jeszcze dyskotekę i restaurację. Biznes kwitł. Wszystko układało się po mojej myśli. Tak, tyko w życiu zawodowym, ponieważ życie prywatne to była kompletna katastrofa. Fran i Ludmi były w szczęśliwych związkach. Franceska podczas wakacji w Rzymie poznała Marco. Chłopak był, a  raczej nadal jest kucharzem i jak mówi słynne przysłowie przez żołądek do serca. Tak pysznie gotował, że zdobył serce mojej o pięć minut starszej siostry. Miłość nie zna granic- Marco przyjechał za moją siostrą do Hiszpanii i teraz wspólnie prowadzą „ Małą Italię” naszą restaurację. Co do Lu, ona poznała swoją drugą połowę w Polsce. Byłyśmy tam na szkoleniu biznesowym. Na końcu odbył się bankiet, na którym tak zwaną gwiazdą wieczoru był  Federico- obecnie już narzeczony Lu. Fede podobnie jak Marco pochodzi z Włoch i jest piosenkarzem oraz aktorem. Dziewczyny są w szczęśliwych związkach i wspólnie z rodzicami boleją nad tym, że ja jestem samotna. Rozwój naszej firmy spowodował, że podzieliłyśmy się obowiązkami: ja zajęłam się kawiarnią, Lu z Fede dyskoteką i klubem, a Fran i Marco restauracją.
Tamten dzień zapamiętam chyba do końca życia. Dzień zaczął się źle, później było tylko gorzej, skończył się  dobrze, ale efekt końcowy był opłakany w skutkach. Czas pokazał że był to jeden z najgorszych dni w moim życiu. To był wtorek. 13 stycznia. Godzina 6:00 rano-zadzwonił budzik. Dzień zaczynam od prysznica; a tu niespodzianka- awaria,  równa się brak ciepłej wody. SUPER !!! Minus dziesięć na dworze, a ja zażywam lodowatego prysznica. Żeby było mało samochód umarł śmiercią naturalną. Autobusu brak. Kawiarnia powinna być otwarta od 8:00 czyli za pół godziny. Myślę sobie już gorzej być nie może. A jednak. Słyszę telefon. Natalia. Ona dziś ma być ze mną na zmianie. Odebrałam  tylko po to, żeby dowiedzieć się, że leży w łóżku  i ma 39 stopni  gorączki i nie da rady dziś przyjść do pracy, ale mam się nie martwić bo około dziesiątej zjawi się Max i mi pomoże. Super. Z wrażenia potknęłam się i zaliczyłam upadek. Ba, przecież chodnik musiał być śliski. Jakimś cudem, do teraz nie potrafię powiedzieć jak, dotarłam na miejsce punktualnie. Panie, które zajmowały się wypiekami już kończyły układać lady z pysznościami. Zapach rogali, czekoladowych muffinek  i przeróżnych ciasteczek uderzył we mnie z całą mocą. Marzyłam tylko o tym by wypić espresso moje kochane i zjeść coś pysznego. Ale nie, bo po co ? Przecież mój pech trwa dalej. 8:00 pierwszy klient. Boże, kto w taką pogodę się pcha  na dwór. Przywołuję na twarz uśmiech, odwracam się z zamiarem przywitania przybysza i dosłownie zamieram. W drzwiach stoi najprzystojniejszy mężczyzna jakiego do tej pory widziałam. Jest wysoki, dobrze zbudowany, jego błękitne oczy otulone są długimi, czarnymi rzęsami. Ciemnoblond włosy oprószone śniegiem w rozkosznym nieładzie. Jest  tak apetyczny jak czekoladowa muffinka – tylko schrupać. Facet pyta czy może zamówić kawę, a ja jak ta rybka w akwarium ruszam ustami, ale głosu wydobyć nie mogę. Co za wstyd,  zrobiłam z siebie debilkę. Po dłuższej chwili udaje się nam dojść do porozumienia, super przystojniak zamawia kawę. Siedząc przy stoliku cały czas się mi przygląda. Każdy normalny zrobiłby i podał kawę, ale nie Viola. Ekspres się zbuntował, zaczął pryskać na mnie- połowa kawy zamiast we filiżance, to wylądowała na mojej koszulce. Po paru minutach udało się; kawa dotarła na miejsce przeznaczenia. Około dziesiątej zjawił się Max, podzieliliśmy się pracą  i jakoś poszło. To właśnie Maksi dostarczył mi bilecik z informacją o zaproszeniu na spacer. A od kogo? Od super przystojniaka, który jak się okazało miał na imię Leon. I tak to się zaczęło. Dzień tak źle rozpoczęty skończył się cudownie. O 16:05 przyszedł po mnie Leon i zabrał na spacer uliczkami Madrytu. Znaliśmy się parę godzin, prawie wcale, a spędziliśmy naprawdę miło czas. Dowiedziałam się, że Leon wykłada politologię na uniwersytecie, pochodzi z Argentyny, jest jedynakiem i ma 30 lat. Parę lat temu przeniósł się z Argentyny do Hiszpanii, bo jego rodzice prowadzili tu interesy. W czasie jak rozwijała się moja historia z Leonem miało miejsce bardzo podniosłe wydarzenie. Mianowicie rocznica ślubu naszych rodziców. Jako, że była to okrągła 25 rocznica postanowiłyśmy  z dziewczynami przygotować coś wyjątkowego. Na dwa dni dyskoteka zamieniła się w elegancką salę bankietową w której dominowały kolory bieli i granatu czyli ulubione kolory rodziców. Całości dopełniały wazony z pięknymi białymi i niebieskimi różami oraz niezliczone ilości srebrnych świec. Każda z nas miała pracy po same cebulki włosów. Lu i Fede zajęli się oprawą muzyczną i wyborem alkoholi, Marco i Fran dwoili się i troili by zapewnić jak najlepsze, najwykwintniejsze potrawy, natomiast desery należały do mnie. Impreza  zgromadziła mnóstwo gości, rodziny i przyjaciół. Niestety, nie obyło się bez przykrości. Mój partner w ostatniej chwili zadzwonił i powiedział, że pilnie wyjeżdża do Barcelony i muszę iść sama. Tak więc, chcąc nie chcąc, poszłam sama. Około drugiej w nocy miałam dość wszystkich i wszystkiego, zwłaszcza moich sióstr, które co róż wynajdowały mi partnerów do tańca. I nie docierało do nich żadne tłumaczenie zwłaszcza, że Lu niezbyt przypadł do gustu Leon.
Korzystając z chwili nieuwagi zaszyłam się w loży na piętrze, łudząc się nadzieją, że tu wreszcie będę miała spokój. Moją samotność przerwało wejście pewnej osoby. Mianowicie był to Diego. Jeden z  najcenniejszych współpracowników ojca. Diego w firmie ojca zajmuje stanowisko głównego architekta. Zapytał czy może się przysiąść. W sumie, nie wiem dlaczego się zgodziłam, ale już po chwili gadaliśmy jak starzy znajomi. Dowiedziałam się, że mężczyzna ma 34 lata, zajmuje się głównie architekturą użytkową. Projektuje muzea, sale koncertowe, szkoły, przedszkola. Zaangażowany jest również w działalność charytatywną. Znałam Diego wcześniej, ale nigdy nie miałam okazji z nim rozmawiać. Nawet nie podejrzewałam, że jest tak super facetem. Całe to nasze spotkanie przerwał dziwny incydent. Mianowicie Diego mnie pocałował. Rozmawialiśmy jakby nigdy nic, a po chwili on mnie całuje. Ale jak! Ten pocałunek poruszył wszystkie moje komórki. Był tak delikatny jak dotknięcie skrzydeł motyla. Jego ciepłe wilgotne, wargi pieściły moje- OBŁĘD. Oderwałam się od niego jak oparzona. Zdezorientowany patrzył na mnie, nie wiedząc o co chodzi.
-Diego przepraszam, ale ja mam chłopaka. Przepraszam, jeśli  zrobiłam coś, co opacznie zrozumiałeś
- Nie, to ja przepraszam- usłyszałam w odpowiedzi- to był impuls. Po prostu jesteś mądrą, piękną kobietą, z nikim nie rozmawiało mi się tak dobrze jak z Tobą. Nie do końca panowałem nad tym odruchem.
I wtedy zrobił coś co mnie kompletnie zaskoczyło. Wyciągnął rękę i powiedział:
- To co- przyjaciele?
I tak zaczęła się nasza przyjaźń.  Od tego dnia czas dzieliłam między pracę, chłopaka, rodzinę i przyjaciela. Jakże różne były to relacje.
Leon- więcej go nie było jak był. Ciągłe wykłady, odczyty, konferencje naukowe. W międzyczasie ja. Eleganckie  kolacje, wyjścia do opery, ekskluzywne spa. Drogie szampany, kawiory ( co za obrzydlistwo) wszystko z górnej półki. No i sex. Tak to można określić; nie miłość, nie kochanie się tylko zwykły sex. Taka bliskość na odczepne, w pośpiechu. Zero deklaracji, czy obietnic. No, ale byłam szaleńczo zakochana w tych błękitnych oczach. Najgorszą  katorgą było dla mnie poznanie rodziców mojego „ spotykacza się”. Dramat. Ojciec Pedro jeszcze, jeszcze, ale matka Maria czarownica do kwadratu. Na dzień dobry usłyszałam:
-Leoś ty się z barmanką umawiasz.
No wstrząsnęło mną nieźle. Nie zna mnie, a już ocenia. Co za franca.
Tyle w kwestii  Leona.
A Diego, no cóż- przyjaźń ever, forever. Następnego  dnia po nieszczęsnym pocałunku, otrzymałam przepiękny bukiet kolorowych tulipanów. Cała paleta barw w jednym bukiecie.  Poszliśmy też na spacer. Po prostu przed siebie uliczkami Madrytu w blasku latarni, wśród tłumów turystów. Tylko ja i on.  I rozmowy. Niekończące się rozmowy o wszystkim i o niczym. O tym, kto jest lepszy Real czy Barcelona, czy lepsza książka to „Buszujący w zbożu” czy „Sto lat samotności”, czy bardziej wpada w ucho muzyka Iglesiasa czy naszego Fede- od banalnych spraw, po dyskusje jak najlepiej zdobyć pieniądze dla fundacji, która zajmuje się chorymi dziećmi. Diego zawsze był. Nie ważne, co by się działo zawsze mogłam na niego liczyć, niestety nie mogłam powiedzieć tego samego o Leonie.
Tak  przeleciał rok. Znów był styczeń, znów padał śnieg. A ja coraz bardziej uświadamiałam sobie, że coś z tym mim związkiem jest nie tak.  Serce mówiło mi, że mój czas z Leonem dobiegł końca, ale rozum zaprzeczał.  Czasem zastanawiałam się, czy to nie Diego jest moim chłopakiem.
Czas wspomnieć o drugim najgorszym dniu w moim życiu- w Saragossie odbywało się szkolenie baristyczne na które pojechałam. Impreza była naprawdę super, ale postanowiłam wrócić wcześniej i zrobić niespodziankę Leonowi.  Poprosiłam Diego aby odebrał mnie z lotniska i podwiózł do mieszkania Leona. Podekscytowana postanowiłam użyć klucza, który kiedyś mi przekazał. Po wejściu do mieszkania usłyszałam jakieś dziwne odgłosy, a przecież Leona nie powinno być. Do odgłosów dołączyły rzeczy, które walały się wszędzie. Idąc tym tropem zobaczyłam coś, co zwaliło mnie z nóg. Mój chłopak w całej okazałości, w łóżku z kobietą, zaznaczam nie ze mną – rozumiem, że czuć ironię. Mój chłopak uprawiał sex ze swoją studentką, którą miałam „zaszczyt” poznać. Ta scena tak intymna, a ja nawet nie miałam sił się ruszyć. Stałam tam i patrzyłam. Robiło mi się na przemian zimno i gorąco, brało mnie na wymioty. To było odpychające. W końcu wyrwałam się z tego letargu. Odwróciłam się i uciekłam. Moje serce rozpadło się na milion kawałeczków.  Obiecałam sobie, że już nigdy, przenigdy się nie zakocham.  Stwierdziłam, że skoro i tak nikt nie wie o moim powrocie, nie pozostaje mi nic innego jak wziąć się nawalić w cztery litery. Doszłam do domu z zapasem procentów, a tam zastałam Diego. Widząc moją zalaną łzami twarz, podszedł i mnie po prostu przytulił.
- Violetta- co się stało?
- Nic Diego, tylko straciłam chłopaka. Nie chcę o tym mówić. Wiedz, że już nigdy się nie zakocham.
- Pamiętaj  tylko, że nie wszyscy faceci  muszą cierpieć za coś, co zrobił ci ten dupek.
Drugi najgorszy dzień w życiu zaliczony, zorientować się można, że pierwszym był ten, w którym poznałam Leona. Mój były chłopak przypomniał sobie o mnie po tygodniu, a ja pogodziłam się z faktem , że i tak byśmy się rozstali, ale zdrada to zdrada i boli jak cholera. Wiem już, że te wszystkie odczyty to jedna wielka ściema. Diego w kwestii Leona nie wypowiadał się. Miał mega problem związany z projektem tarasu widokowego w Polsce. Ktoś mocno chciał podkopać jego autorytet i projekt nie był pozytywnie zaopiniowany mimo, że był jednym z lepszych mojego przyjaciela. W międzyczasie przyjaciel zaprosił mnie jako osobę towarzyszącą na galę rozdania nagród Międzynarodowego Towarzystwa Architektonicznego. Mój ojciec zdecydował, że naszą firmę reprezentować będzie właśnie projekt Diego, który był zamówiony przez Poznańskie Towarzystwo Historyczne z Polski.  Gala była bardzo ważna dla mojego przyjaciela, ale i dla całej firmy, tak więc ojciec zarządził dyscyplinę rodzinną. Na gali mieliśmy pojawić się wszyscy bez wyjątku. Bardzo cieszyłam się na tę uroczystość, bo byłam stuprocentowo pewna zwycięstwa mężczyzny. Wszystko odbywało się na Zamku Królewskim. Tak . Blichtr pełną gębą. Śmietanka towarzyska całej Europy, a w tym wszystkim Violetta. Mimo moich obaw, starałam się wspierać Diego, który był mega zdenerwowany. Ciągle mówiłam mu jak cudowną jest osobą, jak dobrym architektem, a przede wszystkim cudownym człowiekiem. Podziękował mi delikatnie muskając moje usta. Zdziwił mnie tym gestem, ale jednocześnie było mi bardzo przyjemnie. Z niecierpliwością oczekiwałam na werdykt, tylko ojciec stał pewny siebie, a na pytanie dlaczego tak jest odpowiedział tylko:
- ja pewny jestem zwycięstwa.
 O dziwo ojciec miał rację. Diego ku uciesze wszystkich wygrał, a ponad to  nasza firma zgarnęła wszystkie liczące się nagrody. To były cudowne chwile. Diego cieszył się jak dziecko. Ciągle powtarzał, że to moja zasługa, bo przecież to ja opowiedziałam mu wiele ciekawostek o mieście dla którego robił projekt. W całym zamieszaniu nie zauważyłam, że do rodziców podeszli państwo Vardas oczywiście z Leonem i Larą. Gdy tylko to zauważyłam uciekłam czym prędzej do  toalety. Tam niestety dopadła mnie matka Leona.
-Co zwykła barmanka robi na takiej gali z Diego Hernandezem?
I w tym momencie poczułam, że to już czas
- Pani Vardas, co też ma Pani do barmanek, praca jak każda inna
- Ja po prostu nie toleruję Ciebie – usłyszałam w odpowiedzi
- Pani Mario dla Pani informacji Diego to mój przyjaciel.  Wraz z siostrami znajdujemy się w rankingu 500 najbogatszych kobiet świata według Forbes. Dodatkowo mam dyplom  magistra historii Uniwersytetu w Poznaniu. Poznań to Polska dla Pani wiedzy. Literaturę angielską kończyłam w  Londynie, a biznes w Madrycie , mówię też płynnie w 5 językach, a nazywam się Violetta Martina Castillo- córka Germana i Angeles.
Dumna z siebie dosłownie wyfrunęłam z toalety wprost w ramiona Diego. Mężczyzna przytulił mnie i pocałował. Był to bardzo czuły i namiętny pocałunek.
Od czasu tego pocałunku coś się zmieniło. Ukradkowe dotknięcia, czułe pocałunki kradzione podstępem, długie spacery z trzymaniem się za ręce, maratony filmowe w objęciach jego silnych ramion.  Wszystko było cudowne, czułam się jak księżniczka z bajki. Tymczasem Diego oznajmił, że wyjeżdża do Polski, a ja jadę z nim. Zgodziłam się. Podróż nie była męcząca. Lądowaliśmy na lotnisku Ławica, a stamtąd  wynajęty samochód zawiózł nas do Hotelu Sheraton. Podczas pobytu dzieliliśmy z Diego pokój. Dużo rozmawialiśmy na temat naszych  relacji. Uzgodniliśmy, że nie będziemy się śpieszyć, damy sobie czas, poznamy się nie tylko jak przyjaciele, ale  również na płaszczyźnie kobieta- mężczyzna. Mimo wielu obowiązków pobyt w Poznaniu jawił się jak bajkowa podróż. Spacery starymi uliczkami w świetle księżyca, śmieszne wizyty w teatrze, bo sztuka grana była w języku polskim, a Diego po polsku ni w ząb. Pierogi na śniadanie, obiad, kolację, wycieczki do zoo. Podczas jednego z takich spacerów zostałam oficjalnie dziewczyną Diego. Nurtowało mnie tylko pytanie, dlaczego Diego cały czas krył się z uczuciami do mnie. Zapytany odpowiedział:
 -Jeśli kogoś bardzo się kocha to należy pozwolić mu być szczęśliwym, nawet jeśli oznacza to szczęście z inną osobą, Ty byłaś szczęśliwa z Leonem to i ja byłem.
To wyznanie zwaliło mnie z nóg, jednocześnie pozwoliło mi zrozumieć czym tak naprawdę jest miłość. Postanowiłam, że jeśli już wypowiem te dwa magiczne słowa to będą one definitywne i ostateczne, miałam też przeczucie, że Diego będzie pierwszym i ostatnim, który usłyszy to wyznanie.
Postanowiliśmy też, że po powrocie zamieszkamy razem. Mimo, że byliśmy bardzo zajęci zawsze wracaliśmy do wspólnego domu. Tworzyliśmy  malutkimi kroczkami wspólny świat pełen czułości, śmiechu,  radości , magii. Podczas jednego z comiesięcznych spotkań z moimi siostrzyczkami oficjalnie przyznałam si, że jesteśmy parą. Opowiadałam o tym, że kocham spędzać z nim czas, kocham jego uśmiech, kocham jego wady, kocham jego niewyjaśnioną miłość do komedii romantycznych, kocham to przestawianie budzika o dziesięć minut, dopijanie kawy tylko do połowy, układanie frytek w rządku na talerzu. Kocham jego. To spadło jak grom z jasnego nieba- KOCHAM GO. Dziewczyny stwierdziły, że tak głupia jestem tylko dlatego, że urodziłam się jako ostatnia. I, że chyba wszyscy prócz mnie wiedzą, że Diego kocha mnie jak wariat, a jak kocham jego. Nie mogłam pogodzić się z moim odkryciem, a jednocześnie byłam szczęśliwa. Po zdradzie Leona nie chciałam się zakochać, a tu taka niespodzianka. Postanowiłam niezwłocznie powiedzieć mojemu chłopakowi, co do niego czuję. W końcu  karuzela uczuciowa kocham nie kocham, zakochałam się czy nie dobiegła końca. Po powrocie ze spotkania jednak nie zastałam w mieszkaniu nikogo, na stole leżał tylko liścik
Violu wyjeżdżam, nie wiem kiedy wrócę, postaram się odezwać- uściski
I panika, czy on mnie zostawił. Miał dość czekania. Za długo zwlekałam. Viola ogar. Przecież Diego Cię kocha. Czemu właśnie dziś ten cholerny telefon się rozładował. Postanowiłam działać. Szybko oszukałam  ładowarkę. Włączyłam, a tam dwadzieścia nieodebranych od Diego. Oddzwaniam. Poczta głosowa. Cholera jasna. Chwila- tatuś. On na pewno wie, gdzie jest mój chłopak. Ten odebrał natychmiast i ze stoickim spokojem oznajmił, że Diego za czterdzieści minut odlatuje do Kanady, na tydzień. Przecież nie będę tak długo czekać. Czterdzieści minut to mnóstwo czasu. Przekraczając wszelkie możliwe zakazy udałam się w stronę lotniska. Chowając kluczyki wpadł mi w ręce papierek od cukierka. Mądra Violetta, papierek zainspirował mnie do szalonej akcji. Szukajcie, a znajdziecie. Diego na szczęście przebywał jeszcze w poczekalni i spokojnie popijał kawę. Zdumienie na jego twarzy, gdy mnie zauważył- bezcenne
- Violuś, skarbie , co tu robisz  o tej godzinie i w ogóle tutaj, przecież zostawiłem kartkę
- Myślałam, że mnie zostawiłeś
- Ja Ciebie, nigdy głuptasku
- Wiem, głupia  byłam, ale to okazja żebym Ci dała coś o czym całkowicie zapomniałam
Otwieram dłoń, którą cały czas  z zacięciem ściskałam, dłoń ze zmiętym papierkiem
- Viola, Ty przyjechałaś, żeby dać mi papierek po cukierku
- Tak, Diego to jest papierek, który zostawiłam na pamiątkę naszego pobytu w Polsce.
Wkładam śmieciuszka w dłoń mojego chłopaka. Ten po rozwinięciu i odczytaniu treści (przeczytał i zrozumiał J) nie potrafił wydobyć słowa. Zamarł. Po chwili spytał tylko NAPRAWDĘ??????????
- Tak, najbardziej na świecie
Co zawierał papierek po zwykłych krówkach z Polski. Napis, a właściwie dwa słowa- Kocham Cię- słowa na które Diego czekał od tak dawna. Ale na tym nie koniec, jak iść na całość to z przytupem 
- Diego. Ożenisz się ze mną?
- Skoro tak ładnie prosisz.

1 komentarz: