czwartek, 21 lipca 2016

One shot "I still Love You"" - autorka Zuzka Verdas (1 miejsce)

-Dziękuję,że przy mnie jesteś. -szepnęła stłumionym głosem, z twarzą wtuloną w jego tors. Łzy dziewczyny moczyły mu koszulkę, ale on jedynie głaskał ją delikatnie po włosach.
-Tylko tobie na mnie zależy. Zawsze mnie wspierasz. Nie wiem jak Ci dziękować. -szlochała coraz ciszej, a powieki ze znużeniem zaczęły się przymykać.
-Nie musisz. Zrobiłbym dla Ciebie wszystko. -mruknął, wpatrując się w jej ładną, bladą twarz.
Szatynka jednak już dawno zasnęła, zmęczona płaczem. Chłopak westchnął i wziął towarzyszkę na ręce. Przeniósł jej kruche ciało do swojego pokoju i położył ją ostrożnie na łóżku, szczelnie przykrywając kocem.
-Dobranoc. -musnął jej czoło ustami, i przyglądał się chwile śpiącej postaci.
W końcu wyjął z szafy dmuchany materac oraz pościel, i rozłożył wszystko na podłodze. Wiedział jednak, że nie zaśnie tej nocy. Musiał dopilnować, by Ona była bezpieczna.

~~~~~~~~~~~~~***~~~~~~~~~~~~

-Do cholery, zostaw ją! Nie widzisz,że robisz jej krzywdę?! -krzyknął, zasłaniając dziewczynę swoim ciałem.
-Odpuść, błagam. Nie chcę,żeby coś Ci zrobił. -powiedziała cicho, ściskając kurczowo jego dłoń.
-Nie mieszaj się w to gówniarzu! Wypieprzaj stąd i zostaw moją córkę w spokoju! Będę z nią robił co tylko zechcę i nic Ci do tego! -wrzeszczał mężczyzna i brutalnie wyrwał szatynkę z uścisku zielonookiego. 
Dziewczyna syknęła z bólu ale on tylko mocniej pociągnął ją za chude ramię, wykręcając je do tyłu. Rozpaczliwie odwróciła głowę, szarpiąc się. Ich spojrzenia się spotkały, a on dostrzegł łzy w jej czekoladowych oczach.
Niewiele myśląc chłopak poderwał się z miejsca i niespodziewanie wymierzył cios prosto w plecy bruneta. Zaskoczony tym ruchem zatoczył się do tyłu, wpadając na słup.
-Chyba coś powiedziałem! Nie będziesz się mieszał w nie swoje sprawy śmieciu! -warknął, odzyskując równowagę.
Z furią wyjął ze swojej ciemnej kurtki nóż i podbiegł do szatyna. Córka spojrzała na niego przerażona. Wiedziała z doświadczenia,że teraz będzie już tylko gorzej.
-Uciekaj! -krzyknął chłopak, desperacko rozglądając się w poszukiwaniu ratunku.
Dziewczyna patrzyła ze strachem na rozgrywającą się przed nią scenę.
-Proszę, idź stąd! Poradzę sobie! -powiedział, uchylając się przed wymierzonym w niego ostrzem.
W końcu poddała się i z ukłuciem w sercu rzuciła się do biegu, wciąż słysząc za sobą odgłosy walki. Czuła się winna, ale to była najmądrzejsza opcja.

~~~~~~~~~~~~~***~~~~~~~~~~~~

-Wybacz... -szepnęła, głaskając jego policzek.
Szatyn leżał na szpitalnym łóżku, podłączony do wielu piszczących maszyn. Klatka piersiowa unosiła się wolno. Góra...dół...
-Tak bardzo mi przykro. -mówiła, ze łzami przyglądając się Jego ranom.
Pokaleczone ręce. Rozcięty łuk brwiowy. Szwa na brzuchu.
A wszystko to moja wina... -myślała dziewczyna.
-Pamiętaj o jednym... -mruknęła chwytając delikatnie jego nieruchomą dłoń. -Jesteś najważniejszą osobą w moim życiu.
Pochyliła się ostrożnie, i złożyła na jego ustach lekki pocałunek. Zaskoczona swoim czynem, szybko opuściła salę.
-Nie zapomnij o mnie... -powiedziała cicho, nim zniknęła za drzwiami.

~~~~~~~~~~~~~***~~~~~~~~~~~~

-Gdzie Ona jest?! -krzyczał rozpaczliwie, potrząsając ramieniem Włoszki. -Gdzie?!
Dziewczyna patrzyła na niego, ze smutkiem strącając jego drżącą rękę ze swojego ciała.
-Wyjechała. -odparła cicho.
Objęła go niepewnie, pocieszająco klepiąc jego plecy.
-Zrobiła to dla Twojego dobra. -dodała i odeszła, zostawiając chłopaka samego.
Opadł na ziemię, opierając się o betonową ścianę budynku. Ukrył twarz w dłoniach, kuląc się. Jedno słowo tak nagle zmieniło Jego życie. Nigdy nie czuł tak okropnego bólu.
-Kocham Cię Violu... -szepnął, a po bladym policzku zaczęły spływać łzy.

                                            ~~~~~~~~~~~~~***~~~~~~~~~~~~

 Kochany Leonie...
Wiem,że mocno Cię zraniłam. Pewnie się na mnie zawiodłeś.
Ale nie mogłam postąpić inaczej. 
Brzmi to jak tania wymówka, jednak nie zrobiłam tego dla siebie.
Zależało mi tylko na twoim szczęściu.
Nie mogę niszczyć Ci życia swoją obecnością. 
Kto chciałby męczyć się z przyjaciółką z niepełnej rodziny, do tego patologicznej?
Ojciec nie krzywdził tylko mnie, ty obrywałeś równie mocno.
I to przeze mnie. A to było dla mnie najgorsze.
Mam nadzieję,że będzie Ci teraz lepiej. 
Ja sobie poradzę. Ale ty masz szansę na nowe,lepsze życie.
Poznasz wspaniałe osoby. Dziewczynę...
Mam tylko małe marzenie.
Żebyś o mnie pamiętał. Bo zawsze będziesz dla mnie najważniejszy.
Będę tęsknić...
                                                                                             
                                                                                                                         Kocham  
                                                                                                                Twoja Violetta 


~~~~~~~~~~~~~***~~~~~~~~~~~~

-Daj mi tą walizkę, uparciuchu. -zaśmiał się, zabierając blondynce ciężką torbę.
Ta zachichotała cicho, ale nie protestowała już. Chłopak obdarował ją uśmiechem ukazującym dołeczki.
-Cieszę się, że Cię mam. -powiedziała dziewczyna, chwytając wolną dłoń szatyna.
-Ja też się cieszę. -odparł cicho, całując jej policzek,następnie wkładając bagaż do samochodu. 
Mimo szczęścia, jakiego doświadczał w towarzystwie swojej dziewczyny, zdawał sobie sprawę z tego, że nigdy nie poczuje do niej tak głębokiego uczucia, jakim obdarował Violettę. Na myśl o szatynce wciąż czuł wzbierające się pod powiekami łzy.
Starał się. Szukał jej przez dobre kilka miesięcy. Jednak brązowooka zniknęła bez śladu.
Nie pozostawiła po sobie niczego, prócz krótkiego listu który znalazł pod swoimi drzwiami.
Nadal trzymał go pod poduszką, i myślał o Niej każdej nocy. Martwił się o dziewczynę. Wiedział,że musi przeżywać piekło z wiecznie pijanym i agresywnym ojcem. Zwłaszcza,że oprócz Niego i Włoszki nie było nikogo, kto by ją wspierał. Ale nie wiedział już, co robić. Obwiniał się o to, jak postąpił. Jednak nie widział już innej opcji. Po prostu się poddał.
Mimo,że minęły dwa, okrągłe lata, miłość nie zblakła. Marzył o dniu, w którym ponownie ją spotka.

-Leon, tu Ziemia. Wstawaj! -głos blondynki wyrwał go z zamyślenia. 
Otrząsnął się i wysiadł, pomagając dziewczynie wnieść torby do jej mieszkania.


~~~~~~~~~~~~~***~~~~~~~~~~~~


 -O to Ci przecież chodziło. Chciałaś Jego szczęścia... -myślała, popijając ciepłą latte w kawiarni.
Przez szybę przyglądała się spieszącym tłumom ludzi. Na lotnisku przewijało się właśnie tysiące osób, jednak Ona musiała dojrzeć akurat Jego.
Tak długo starała się zapomnieć, nie myśleć o tym jak mocno Go kochała. 
Ale widząc szatyna, jej serce wręcz wyrywało się z piersi. Tak bardzo chciała do niego podbiec, wtulić się w Jego ciepłe ramiona. Chciała po prostu być przy nim chociaż przez krótką chwilę. Okropnie tęskniła.
Jednak widok pięknej blondynki kroczącej przy Jego boku nie pozwolił jej na jakikolwiek ruch. Dosłownie ją zamurowało.
Sama chciała, by zaczął normalne życie, poznał nowych ludzi. Ale nie spodziewała się,że tak mocno ją to zrani. Ciężko było dopuścić do siebie myśl,że teraz inna dziewczyna jest z nim tak blisko. I może robić to, o czym marzyła szatynka. Kochać go z wzajemnością.    Niestety, zmarnowała szansę na miłość. Stchórzyła. Chociaż, jak widać, Jej wyjazd przyczynił się do radości bardzo bliskiej zranionemu sercu szatynki osoby.
Tylko że w jednej chwili pożałowała swojego powrotu do Buenos Aires. Nikt już tu na Nią nie czekał... 
-I na co Ci to było? Zostając w Londynie oszczędziłabyś sobie bólu... -zakpiła jej podświadomość.
Ale tym razem musiała się zgodzić. Westchnęła, i dopijając kawę wyszła z kawiarni.
Chętnie wbiegła by do pierwszego lepszego samolotu i ponownie zniknęła jak najdalej stąd.          

~~~~~~~~~~~~~***~~~~~~~~~~~~


-Jak długo? -spytała drżącym głosem,nie mogąc powstrzymać ciekawości.
-Rok po twoim wyjeździe ją poznał a po kilku tygodniach byli już razem. -wytłumaczyła Włoszka, chwytając dłoń Violetty. -Przykro mi.
Szatynka, wzdychając, odparła.
-Sama tego chciałam. Gdybym nie wyjechała, może potoczyłoby się to inaczej. Ale trudno. Cieszę się,że chociaż on jest szczęśliwy.
-Nie byłabym tego taka pewna. -mruknęła Cauviglia.
Brązowooka zignorowała jednak jej słowa.
-Myślę,że powinnam wrócić do Londynu. Widocznie tam jest moje miejsce. Tu bym tylko przeszkadzała. I ty, i Leon macie już swoje życie. Nie chcę tego zmieniać. -powiedziała cicho. 
-Nawet o tym nie myśl. Bardzo się cieszę,że tu jesteś i nie pozwolę Ci znowu zniknąć. -Francesca chwyciła dłoń dziewczyny i obdarowała ją szerokim uśmiechem. -Zostajesz ze mną, kochana.
Szatynka z westchnieniem oparła się o krzesło, jednak nie sprzeciwiała się już. Wiedziała,że nie zostanie tu na długo. Widok jej ukochanego z inną szybko by ją zniszczył. Ale chciała choć kilka dni spędzić z przyjaciółką.
-Niech ci będzie. -powiedziała wreszcie, a brunetka pisnęła radośnie.


                                               ~~~~~~~~~~~~~***~~~~~~~~~~~~


-Myślisz,że to dobry pomysł? Może lepiej idź sama... -mówiła, niepewnie wygładzając białą,zwiewną sukienkę którą miała na sobie.
-Niczym się nie martw. Będzie dobrze. -odparła brunetka, uparcie zostając przy swoim.
-Jeśli coś się stanie, to będzie twoja wina, pamiętaj. -zaśmiała się dziewczyna.
-Jeszcze będziesz mi dziękować. -uśmiechnęła się, wracając do łazienki.
Brązowooka poprawiła swoją fryzurę z blond ombre. Wpięła w rozpuszczone falą na prawe ramię włosy biało-różowy wianek. Do tego wsunęła stopy w pudrowe szpilki i krytycznie przyjrzała się w lustrze.
-Wyglądasz pięknie Violu. -szepnęła Cauviglia kładąc drobną dłoń na jej plecach.
-Ty też niczego sobie. -zachichotała, rozluźniając się.
Dziewczyny zabrały swoje torebki i ruszyły do wyjścia, łapiąc się pod ramie.


                                              ~~~~~~~~~~~~~***~~~~~~~~~~~~


-Nie dam rady. Fran, ja zostaję. -panikowała, nie ruszając się z siedzenia samochodu.
-Nie wygłupiaj się. Idziesz ze mną. -powiedziała stanowczo, ciągnąc ją za rękę.
Szatynka wzięła głęboki oddech i z wahaniem wysiadła z mercedesa, przytrzymując materiał swojej sukienki.
-Boje się. -szepnęła, wolno kierując się do drzwi wejściowych.
-Jestem przy Tobie Violu. Poradzisz sobie, jestem pewna. -zapewniła, przytulając ją.
-Mam nadzieję -dodała w myślach, i przymykając powieki dała się zaciągnąć do środka.
Znalazły się w pięknej, przestronnej sali bankietowej. Dzisiejszego wieczoru państwo Verdas świętowali rocznicę ślubu, jak i kolejne sukcesy w firmie. Wszyscy przyjaciele rodziny zostali zaproszeni, włącznie z Francescą która uparła się by zabrać Castillo ze sobą. 
Dziewczyna walcząc z wielkim stresem rozejrzała się po eleganckim pomieszczeniu. Wiedziała,że jej pobyt tutaj wiąże się z tym, że wszyscy dowiedzą się o jej powrocie.
A było pewne,że i Leon jest tutaj, by świętować z rodzicami. Nie chciała niszczyć jego spokojnego życia swoim nagłym przyjazdem. Wszystko sobie na nowo ułożył, a ona tylko by to zepsuła. Pragnęła jego szczęścia, dlatego zakrywając swoją twarz włosami przeszła na mniej zaludniony kąt sali, siadając przy niewielkim stoliku. 
Kelner podał jej kieliszek szampana, którego z chęcią przyjęła. Zaraz po przywitaniu z państwem Verdas, Francesca się do niej przysiadła.
-Chyba nie myślisz,że pozwolę Ci tu siedzieć przez cały wieczór? -spytała włoszka, z politowaniem kręcąc głową. 
-A może jednak? -odparła z nadzieją.
-Ani mi się śni. Chodź, potańczymy trochę. -uśmiechnęła się, i zaprowadziła brązowooką na parkiet.
Mimo,że były tylko w swoim towarzystwie, podczas gdy inni tańczyli ze swoimi "połówkami", bawiły się całkiem dobrze. Cauviglia zdołała poprawić jakoś humor przyjaciółki.
-Dobra, ja wymiękam. Muszę usiąść. -wydusiła Violetta, wciąż śmiejąc się z kroków Fran.
Zdecydowanie nie należała do mistrzów parkietu.
Szatynka zawróciła, i zaczęła przedzierać się przez tłumy gości, uważając na wirujące w tańcu pary. Wreszcie dotarła do barku, do którego zmierzała.
Zanim jednak usiadła na krzesełku, ktoś uderzył w nią, omal nie wywracając jej drobnego ciała na podłogę. W ostatniej chwili ciepłe dłonie objęły ją w talii, przytrzymując w powietrzu. Uniosła wzrok, napotykając szmaragdowe tęczówki wpatrzone w nią ze zdumieniem.
-Violetta? -szepnął, a ją przeszył dreszcz na dźwięk jego nieco zachrypniętego głosu.
Oczy chłopaka pokryły się łzami. Szatynka poczuła ukłucie w sercu. To przez ciebie teraz płacze. Niszczysz jego szczęście. -podświadomość wciąż uświadamiała jej jaki ból mu wyrządziła.
-Przepraszam, Leon. -powiedziała cicho, wyrywając się z uścisku.
Ciężko było jej odejść, ale wiedziała,że musi. Rzuciła się biegiem w kierunku wyjścia, zostawiając jego zaskoczoną postać w tyle. 
Nie powstrzymywała łez, które spływały strumieniem po zaróżowionych policzkach. Zasłużyłam na cierpienie. Ojciec miał rację -myślała.
Na samo wspomnienie o rodzicu, rany na jej nadgarstkach, przykryte kilkoma bransoletkami, zapiekły. Poddała się i zatrzymała w holu hotelu, nie wiedząc co ze sobą zrobić. Spodziewała się, że Fran będzie jej szukać, ale chciała zostać sama. Bez zastanowienia skierowała się do windy, wybierając ostatnią cyferkę z podpisem dach.
Tam mogła znaleźć jedyne spokojne miejsce. Ocierając mokre ślady patrzyła, jak metalowe drzwi się uchylają, otwierając przed nią nocną panoramę miasta.


                                                ~~~~~~~~~~~~~***~~~~~~~~~~~~

-Kto to był? -spytała Stephanie, patrząc na jego łzy ze zdziwieniem.
Nie był w stanie odpowiedzieć. Na widok Violetty serce chłopaka się zatrzymało, by po chwili ponownie zacząć bić i to jeszcze szybszym tempem. Nigdy nie reagował tak na żadną dziewczynę, nawet na Stephie, którą "kochał". 
Nie wierzył w to, co się wydarzyło. Marzył o chwili, gdy ponownie się spotkają, ale bał się myśleć o tym,że może się to zdarzyć. Nie spodziewał się, że tak wielkie szczęście ogarnie go na jej widok. Po tak długim czasie, poczuł jak miłość którą ją darzy odżyła, nawet z większą siłą nisz kiedyś.
Bez słowa podniósł się z podłogi i ruszył w ślad za nią. Nie mógł pozwolić, by znów zniknęła z jego życia.
-Leon! -krzyczała za nim blondynka, jednak on już jej nie słuchał.


                                                ~~~~~~~~~~~~~***~~~~~~~~~~~~


Po przeszukaniu najbliższej okolicy, Leon wciąż nie znalazł szatynki. Rozpaczliwie krzyczał jej imię, jednak odpowiadała mu jedynie cisza. Z rezygnacją wrócił do hotelu, w recepcji zastając przyjaźnie wyglądającą kobietę, około czterdziestki.
-Dobry Wieczór, mogę w czymś pomóc? -spytała na widok jego zagubionej miny.
-Yy...W sumie tak. Widziała pani może szatynkę w białej sukience i wianku? Wybiegła z sali bankietowej i nie wiem gdzie jest... -odparł niepewnie.
-Hm. Wydaje mi się, że była tutaj taka. Wbiegła do windy,chyba wjechała na ostatnie piętro, ale nie jestem pewna. -wytłumaczyła.
-Dziękuję pani bardzo! -powiedział ożywiając się i wbiegł do windy nim metalowe drzwi się zatrzasnęły. Wcisnął ostatni guzik, w myślach pośpieszając maszynę. Martwił się o dziewczynę, nie mógł jej stracić.
Wreszcie po kilku minutach, które wydawały się być wiecznością Leon znalazł się na szczycie największego hotelu w mieście. Rozejrzał się i przez moment wydawało mu się,że jest tu sam. Ujrzał jednak w cieniu siedzącą na krawędzi drobną postać.
Z nieba powoli zaczynał padać drobny deszcz, a raczej mżawka. Chłopak zbliżył się trochę. Dostrzegł,że szatynka ma przymknięte oczy.
Ich ubrania z upływem kilku sekund stawały się wilgotne. Makijaż brązowookiej pozostawiał czarne smugi na nieskazitelnej, bladej twarzy.
-Violu...-wyszeptał, siadając koło niej.
Castillo gwałtownie uniosła głowę, spoglądając na niego ze strachem. 
Dopiero wtedy chłopak ujrzał kawałek rozbitego szkła, który trzymała w ręce.
Zdążyła zrobić kilka płytkich cięć, z których wypływała czerwona ciecz.
-Violu, dlaczego to robisz...? -spytał z bólem.
Nie pierwszy raz był świadkiem takiego wydarzenia. Jednak zawsze ją wspierał, i dzięki niemu rozstała się z żyletką. Nie pomyślał nawet, że mogła do tego wrócić.
Dziewczyna nie odpowiedziała, jedynie spuściła głowę, zasłaniając twarz włosami.
-Spójrz na mnie... -mruknął, delikatnie łapiąc jej dłoń.
Wolno uniósł ją do góry, i położył ją sobie na klatce piersiowej. W miejscu, gdzie biło jego serce.
-Nie mogę. -powiedziała cicho, nie zmieniając pozycji.
-Dlaczego?
-Wiem,że teraz się mną brzydzisz. Zostawiłam Cię tak nagle, wtedy gdy mnie potrzebowałeś. Leżałeś w szpitalu i to przeze mnie, a ja uciekłam. Teraz znowu Cię ranie. Obiecałam przestać się ciąć...ale nie potrafię. -mówiła, a jej ciało zaczęło drżeć.
Chłopak zdjął z siebie ciemną marynarkę, zakładając ją na ramiona dziewczyny.
Nie protestowała, dlatego ostrożnie przesunął ją trochę dalej od krawędzi dachu, obracając w swoją stronę. 
-Podnieś głowę. -wciąż prosił.
Jednak Ona wciąż pozostawiała ją spuszczoną. W końcu szatyn ujął jej podbródek i uniósł go do góry. Napotkał spojrzenie jej poczerwieniałych od płaczu oczu.
-Przepraszam. -załkała, a on od razu przyciągnął ją do siebie i mocno przytulił.
Deszcz padał coraz bardziej, ale oni zdawali się tego nie zauważać.
-Nie byłem na Ciebie zły. Wiedziałem,że chciałaś dobrze. Ale nie mogłem się z tym pogodzić. Nie potrafiłem żyć bez Ciebie. Byłaś dla mnie wszystkim. Najważniejszą osobą w moim życiu. Chciałem Cię odszukać, ale ty zniknęłaś. Martwiłem się. Bałem się,że On znów będzie Cię krzywdzić. Nienawidziłem się za to,że nie mogłem Ci pomóc, ani Cię wspierać. -wyszeptał, gładząc jej plecy.
-Leon... -zaczęła stłumionym głosem.
-Ale to już nie ważne. Nic się nie zmieniło, wciąż jesteś dla mnie wszystkim, i zawsze będziesz. Bo Cię kocham, rozumiesz? Kocham cię najbardziej na świecie. Kocham Cię za twój uśmiech, który uwielbiałem wywoływać. Chciałem,żeby był tylko dla mnie. Kocham Twój śmiech, Kocham Twoją radość,Kocham to,że nawet po tym co się działo potrafisz być pełna dobroci. Kocham Twoją wrażliwość, Kocham Twój charakter, który nie raz dawał mi się we w znaki. Kocham Cię za wszystko, za to jaka jesteś...Chcę dawać ci szczęście. Tylko błagam, nie zostawiaj mnie już. -powiedział, ocierając łzy które pojawiły się w jego szmaragdowych oczach.
-Obiecuję... -wyszeptała.
Leon uśmiechnął się z ulgą. Nie miał już przeszkód, aby złączyć ich usta w pocałunku.
Tak długo o tym marzył, wciąż nie wierzył że to właśnie się dzieje.
Przysunął się bliżej dziewczyny, jeszcze bardziej splatając ich ciała w uścisku.
Po oderwaniu się od siebie, wreszcie ujrzał na twarzy szatynki uśmiech.
-Leon...? -spytała, nieco oszołomiona, opierając swoją głowę na jego ramieniu.
-Tak? -mruknął, nie odwracając od niej wzroku. Nie mógł się napatrzeć na jej piękną twarz, na której w końcu gościł spokój.
-Ja też Ci... -zaczęła, ale przerwał jej głośny grzmot, a błyskawica przecięła niebo.
Z nieba lunął jeszcze mocniejszy deszcz, a oni zerwali się z miejsc.
-Szybko, wracajmy! -krzyknął szatyn.
W ostatniej chwili wbiegli do wnętrza budynku. Zaraz po tym w dach uderzył piorun.
Patrzyli na to zaskoczeni. 
-Było blisko... -powiedziała Violetta, patrząc na zamknięte, metalowe drzwi windy.
Przytulił dziewczynę do siebie, całując jej czoło z czułością.
-Ważne,że jesteśmy tu teraz, i nic się nam nie stało. -odparł, uspokajając ją.
-Co chciałaś mi powiedzieć? -spytał, gdy stali już w holu.
Nachyliła się, patrząc w szmaragdowe tęczówki.
-Że też Cię kocham, Leon. -szepnęła, a ich usta znów tworzyły jedność.
Szatyn oparł swoje mokre od deszczu czoło o jej, otaczając rękami jej talię. Ona za to oplotła dłonie na jego karku. Z sali leciała cicha, wolna muzyka, a oni zaczęli kiwać się w jej rytm.
Nie wierzyli w to, jak szybko potoczył się bieg wydarzeń dzisiejszego wieczora. Jeszcze kilka dni temu, leżąc w łóżkach myśleli o sobie, czując okropną tęsknotę, a dziś stoją przytuleni, szczęśliwi,że wreszcie mogą być razem. 
-To wszystko wydaję się takie dziwne...Nieprawdopodobne. Nie odważyłam się nawet pomyśleć, że to się tak potoczy. Nie sądziłam,że w ogóle będziesz o mnie pamiętać.
-Pamiętałem. Bo nie poznaliśmy się po to, by o sobie zapomnieć...-powiedział szatyn, łapiąc jej drobną dłoń.

Jeżeli łączy was prawdziwa miłość, to nawet po latach rozłąki dostaniecie drugą szansę...Bo miłość potrafi poradzić sobie z każdą przeszkodą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz