#Leon
Czas mija nieubłaganie a ja nadal siedzę w tym szpitalu i czekam aż wreszcie ktoś raczy mi powiedzieć co z Violettą. Nie wiem co z nią, nie wiem co z dzieckiem, jestem całkowicie niepoinformowany!
-Pan Verdas? - usłyszałem nad swoją głową.
-Tak to ja - zerwałem się na równe nogi - pan jest lekarzem prowadzącym mojej żony? - spytałem z nadzieją.
- Owszem
-Coś wiadomo? Proszę mi powiedzieć co Violettą - chyba chciał coś jeszcze powiedzieć ale mu przeszkodziłem.
-Zapraszam pana do mojego gabinetu.
Weszedłem za nim do jakiegoś białego pokoju. Pielęgniarka akurat wlewała kawę do filiżanki. Skinęłam głową w moim kierunku a ja usiadłem.
-Panie doktorze co się dzieje?
-Panie Verdas spokojnie zaraz wszystko panu wyjaśnię. Otóż, bardzo mi przykro ale pańska żona poroniła. Stało się to na skutek zażytych tabletek poronnych. Niestety pani Violetta będzie musiała pozostać jeszcze kilka dni u nas ponieważ substancje w tabletkach bardzo jej zaszkodziły. Musiała być pewnie na nie uczulona - lekarz mówił a ja siedziałem jak wryty.
- Ale co z dzieckiem? - spytałem oszołomiony. Nawet nie wiem do końca co przed chwilą powiedział.
-Proszę pana, powiedziałem przed chwilą że pani Violetta straciła dziecko w wyniku zażytych tabletek poronnych. Panie Verdas. Wszystko dobrze? - powiedział lekarz a do mnie dotarło że naszego dziecka już nie ma.
-Nniee - wyjąkałem. Wstałem i prawie biegiem opuściłem gabinet. Tabletki? Dziecko. Nie ma go. Violetta. Tabletki. Poronne.
Pół godziny temu wyszedłem ze szpitala. Szedłem przed siebie nie myśląc o niczym. Znalazłem się w parku. Usiadłem na ławce, zacząłem płakać.
-Leon? - usłyszałem czyjś głos.
-Caroline. Cześć miło cię widzieć - odparłem widząc blondynkę którą spotkałem na kolacji z moją ciocią.
-Coś się stało? Nie wyglądasz dobrze - odparła spadając obok mnie.
-Violetta poroniła - ledwo mi to przeszło przez gardło.
-I dlatego teraz tu siedzisz? Zamiast być przy niej? - spojrzała na mnie a ja stwierdziłem że ma racje.
-Chyba tak - wstałem i ruszyłem w kierunku szpitala. Po chwili się odwróciłem - dzięki - powiedziałem do niej.
Wróciłem do szpitala. Lekarz powiedział mi że mogę ją zobaczyć. Wszedłem do sali i zobaczyłem ją. Leżała a z jej oczu płynęły łzy. Usiadłem obok niej ale nic nie powiedziałem. Nie spojrzała na mnie. W głowie brzmiało mi tylko jedno słowo. Tabletki. Nie rozumiem. Jak mogła je wziąć. Zabiła nasze dziecko a teraz płacze. Wszystko jest mocno pokręcone. Wygląda jakby sama była zaskoczona. Może powinienem być zły ale nie jestem. To chyba za dużo emocji naraz. Czuję tylko pustkę i rozpacz. Chwyciłem ją za rękę. Ścisnęła ją lekko ale nadal patrzyła w górę i płakała. A ja z nią. Szpital zawsze był dla mnie miejscem szczęśliwym. Tu urodziły nam się dwie córki. Od teraz, go nienawidzę.
O ta stara krowa mnie popamieta!
OdpowiedzUsuńSerio!
Co ona narobiła?! Przy nią V straciła maluszka!
Do tego Leon i te jego podejrzenia, że V sama wzięła tabletki.
Niby dlaczego?! Przecież chciała tego dziecka.
Smutno mi. :(
Czekam na next :*
Buziaczki :* ❤
Maddy ❤
Dziękuję bardzo:** Jutro następny rozdział. Zdradzę ci że w rodzinie Verdasów w najbliższym czasie nie będzie tak kolorowo jak zazwyczaj
UsuńCholera...i to pewnie przez ta starą żmije :/
Usuń