sobota, 31 grudnia 2016

Rozdział 27



  ~~~~~Leon~~~~~



-Leon nie miałeś przypadkiem jechać do mamy?
-Miałem - odparłem drapiąc Melkę po brzuszku.
-No więc - drążyła Ludmiła krzątając się po kuchni.
-No więc pojadę wieczorem.
-Ale wieczorem mieliśmy...
-Tak, Ludmi, wiem co mieliśmy - podszedłem do niej i przyciągnąłem do siebie - I nadal spędzimy ten wieczór razem. Mam wszystko ustalone, wątpisz we mnie?
-Ależ skąd - odpowiedziała zalotnie się uśmiechając. Zarzuciła mi ręce na szyję i zatraciliśmy się w głębokim pocałunku.
-Mówiłem ci już jak bardzo cię uwielbiam?- mówiłem między pocałunkami.
-A ja mówiłam ci, że mam naczynia do pozmywania? - zaśmiała się a ja niechętnie wpuściłem ją z objęć.
-Wiesz, że nie musisz tego robić.
-Ale chcę. Często u ciebie bywam więc chcę pomóc.
-Jesteś wspaniała.

Pojechałem oblodzonymi drogami do domu rodziców. Mama jak zwykle wcisnęła we mnie ciasta własnej roboty i zapraszała na wieczór ale grzecznie jej wytłumaczyłem, że wolę go spędzić sam z Ludmiłą. Oczywiście nie była zadowolona ale nie pokazała tego po sobie. Zorientowałem się już dawno, że wszyscy naokoło nie są zadowoleni z mojego związku z Ludmiłą. Moja mama, Francesca wolałaby oczywiście gdybym znowu związał się z Violettą. Może i kiedyś chciałem. Wybaczyć,, zapomnieć, być w końcu szczęśliwym. Ale teraz jest inaczej. Wiele się zmieniło. Ja się zmieniłem i jestem gotowy na coś nowego. Bez Violetty.

Kiedy wróciłem do domu, Ludmiła leżała na sofie i czytała gazetę. Melka leżała w swojej kołysce obok i bawiła się grzechotką. Idealny widok.
-Wróciłem - podszedłem do Lu i cmoknąłem ją w czoło.
Uśmiechnęła się i odłożyła gazetę.
-Twoja mama znowu wcisnęła ci swoje wypieki? - wskazała na pojemniki, które postawiłem na blacie w kuchni.
-Tak. Bądź pewna, że z głodu nie umrzemy - zaśmiałem się - Kazała cię pozdrowić.
-To miłe. Na Wigilii wydawało mi się, że nie jest do końca zadowolona z tego, że my razem - skrzywiła się.
-Wydawało ci się. Ona naprawdę cię lubi tylko...
-Tylko wolałaby żebyś był z Violettą - dokończyła za mnie jakby czytając mi w myślach.
-Nie, Ludmiła to nie do końca tak że by wolała. Ona po prostu była do Violetty przywiązana - tłumaczyłem choć dobrze wiedziałem, że tu nie ma żadnego wytłumaczenia - Ale proszę cię nie rozmawiajmy o tym akurat dzisiaj.
-No dobrze - zgodziła się.
-Co trzeba jeszcze przygotować na nasz wieczór? - zapytałem.
-Zrobiłam jedzenie, a reszta należy do ciebie - uśmiechnęła się i ruszyła do kuchni.
-Reszta czyli co? Sypialnia?
Zaśmiała się.
-Miałam na myśli szampana, fajerwerki i jakąś muzykę ale to też może być.

Wszystko poszło tak jak chcieliśmy. Melka uznała, że nie chce oczekiwać nowego roku i zasnęła jak aniołek. Ludmiła przygotowała pyszne jedzenie, a ja kupiłem najlepszego szampana. To właśnie dzisiaj, w wieczór sylwestrowy, chcę jej powiedzieć po raz pierwszy, kocham. Nie do wiary jak bardzo zmieniło się moje życie. Wreszcie jestem szczęśliwy. Znowu czuję, że jest w moim życiu ktoś kogo naprawdę kocham i kto kocha mnie.
Zbliżała się północ. Przez chwilę mocowałem się z butelkę szampana a Ludmiła po cichu śmiała się ze mnie. W końcu zostało tylko parę minut i zaczęliśmy odliczać.
-I jeden! - krzyknęliśmy.
-Wszystkiego co najlepsze w nowym roku kochanie - powiedziała Ludmiła tuląc się do mnie.
-Tobie też, żeby to był nasz rok - spojrzałem w jej piękne ciemne oczy - Puścimy światełko?

Wyszliśmy na zewnątrz. Ludmiła panikowała, że mam szybko zapalić i uciekać bo wybuchnie w palcach. Jednak jej obawy się nie sprawdziły. Niebo rozbłysło milionami kolorów. Podszedłem do niej i objąłem w talii. Patrzyliśmy chwilę w górę i podziwialiśmy taniec kolorowych świateł.
-Kocham cię - szepnąłem do jej ucha. Spojrzała na mnie, a na jej twarzy wykwitł promienny uśmiech.
-Dziękuję. Ja ciebie też, Leon.

W następnym rozdziale...

-Nie wiem dokładnie co się między wami wydarzyło ale...
-Najwidoczniej nie było to aż takie ważne skoro już ma inną...

**********************************************************************************
Kochani!
To ja, pamiętacie mnie jeszcze? Znowu mnie trochę nie było.Niestety.
Ale dopóki się z wami oficjalnie nie żegnam możecie mieć pewność, że zawsze wrócę :)

W nowym roku chcę Wam życzyć dużo radości, zdrowia, spokoju, żeby wasze wszystkie marzenia, się spełniły, wielu sukcesów i po prostu tego abyście zawsze robili to co kochacie. A sobie życzę wytrwałości i tego abym w końcu zaczęła dodawać rozdziały regularnie :)

Do siego roku kochani!




wtorek, 29 listopada 2016

Rozdział 26,5 + NOTKA

 ~~~~~Francesca~~~~~


Kolejny dzień zaczął się tak samo i prawdopodobnie też się tak skończy. Nie żeby mi to przeszkadzało. Wręcz przeciwnie. Kocham moją rutynę. A Melanie jest tak słodka ,że to sama przyjemność się nią zajmować. Jednakże coraz częściej kręci się tutaj Ludmiła. Nowa dziewczyna Leona niekoniecznie przypadła mi do gustu. Tak naprawdę jest całkiem w porządku ale dla zasady, wolę się z nią zbytnio nie spoufalać. Mimo wszystko nadal wierzę w jego miłość do Violetty.
Przedpołudnie minęło doprawdy z zawrotną prędkością. Służba u Leona, wizyta u Violetty i obiad w jednej z moich ulubionych restauracji. Zajęłam stolik w dalszej części sali i rozłożyłam na zielono-białej serwetce swój laptop. Postanowiłam trochę popracować. Moje ulubione spaghetti plus miejsce przy oknie równa się dobrze napisany artykuł. Pracuję na pół etatu w jednej z redakcji internetowych. Mimo ,że rzadko bywam na miejscu, sumienie wykonuje swoją pracę. Zanim zdążyłam napisać choćby jedno zdanie, moja komórka wydała charakterystyczny dźwięk. Przyszedł SMS. 

Od: Marco
Co robisz słońce? 

Uśmiechnęłam się.

Do: Marco
Myślę o tobie. 

Odpisałam śmiejąc się. Odpowiedź przyszły niemal natychmiast.

Od: Marco
Chcąc nie chcąc będziesz musiała wyrwać
się ze mną dziś na spacer.

Do: Marco
Może znajdę chwilę :) O której? 

Od: Marco
17:30 jestem po ciebie. Beż żadnego ale :)

Do:Marco
 Będę czekać


Odłożyłam telefon i wróciłam do pracy. Jednakże myślami byłam już na spacerze z Marco. 

W drodze z restauracji wstąpiłam na chwilkę do Leona ale, że była tam Ludmiła, szybko się ewakuowałam. Wróciłam do domu i zaparzyłam herbatkę. Miałam jeszcze niecałą godzinkę do spaceru. Jednakże bardzo szybko ona zleciała. Zdążyłam zmienić bluzkę i poprawić fryzurę, a Marco już dzwonił do drzwi. Ucieszył mnie jego widok. Oraz cudowny bukiet róż jaki od niego dostałam. Od razu wstawiłam je do wazonu a następnie wyszliśmy. Chłopak zasypywał mnie komplementami a ja rumieniłam się niczym kilkunastoletnia dziewczyna. Spacerowaliśmy alejkami pobliskiego parku trzymając się za ręce. Choć pogoda nie była najładniejsza i tak wewnątrz mnie świeciło słońce. Mieć takiego chłopaka to skarb. Tak powinien wyglądać idealny związek. A przynajmniej ja na razie jest idealnie. Długie spacery, czułe pocałunki, trzymanie za ręce, rozmowy o bzdurach. Bezsensowne kłótnie trwające co najwyżej dziesięć minut oraz stuprocentowe zaufanie i szczerość. W pewnym momencie poczułam na nosie coś mokrego. Podniosłam głowę do góry i znowu coś na mnie skapnęły. Zaczynało kropić. Marco zaśmiał się i doprawdy nie wiem skąd ale wyciągnął duży parasol. Rozłożył go i objął mnie w pasie przyciągając do siebie abyśmy oboje zmieścili się pod parasolką. Z każdą chwilą padało coraz mocniej. Mimo to dalej szliśmy tym samym wolnym tempem. Deszcz nie mógł przerwać nam tego cudownego spotkania. Zatrzymaliśmy się na białym mostku i patrzyliśmy jak deszcz uderza o taflę wody. Po chwili Marco złączył nasze usta w czułym pocałunku.
-Pocałunek w deszczu. Jak w filmach - uśmiechnęłam się.
-Racja - odwzajemnił uśmiech i skradł mi jeszcze jednego buziaka - A żeby życie naprawdę przypominało film i to romantyczny, brakuje tego.
Zdziwiłam się kiedy podał mi parasolkę a sam uklęknął na jedno kolano i wyciągnął granatowe pudełeczko z tylnej kieszeni spodni. Zasłoniłam usta dłonią.
-Francesco, czy uczynisz mi ten zaszczyt i zechcesz zostać moją żoną? - wyrecytował patrząc mi w oczy.
-Marco wstań przecież tu jest mokro - wydusiłam po chwili nie mogąc powstrzymać wzruszenia.
-Będę tak klęczał dopóki nie powiesz tak - rzekł z poważną miną jednak widziałam wesołe iskierki w jego oczach - A jeżeli powiesz nie, to będę tak trwać do końca świata.
Zaśmiałam się. Okręciłam parasolkę i krzyknęłam na cały głos "TAK".  Nie wierząc we własne szczęście rzuciłam mu się na szyję. W końcu go puściłam a on wstał i założył mi na palec mój jedyny, wymarzony pierścionek zaręczynowy. Stanowiący obietnicę ,że od teraz i na zawsze jestem tylko jego. A on tylko mój. 


**********************************************************************************
Moi kochani!
Wiem, wiem.
Poległam na całej linii.
Nie będę się tłumaczyć bo to i tak nie wynagrodzi wam prawie miesiąca przerwy.
Jakoś tak wyszło, po prostu. 
Przepraszam was i obiecuję poprawę :)
Mimo to jeden komentarz pewnego anonima dał mi trochę do myślenia.
To nieprawda ,że o was zapominam.
I nieprawda ,że przestałam trzymać się terminów bo blog stał się bardziej popularny. Nie mam nikmu za złe ,że napisał taki komentarz bo po to one są żeby wyrazić swoje zdanie.
Niemniej żeby nie było niedomówień, przestaję od przyszłego rozdziału ustalać terminy następnego. Bo potem są takie niepotrzebne sytuacje gdzie czasem nie uda mi się wstawić rozdziału na czas.
Następny rozdział z perspektywy Leona. Być może pojawi się w tym tygodniu. Sama nie wiem.
Do zobaczenia!

poniedziałek, 28 listopada 2016

A gdzie rozdział?

Moi kochani!

Przepraszam, przepraszam, przepraszam.
Nawaliłam i to na całego ale cóż... Dużo się ostatnio działo.
Rozdział napisany od dwóch tygodni czeka na poprawkę. A ,że jutro mam trochę czasu, obiecuję wam go wstawić.
Nie gniewajcie się i do jutra!

wtorek, 8 listopada 2016

Rozdział 26

 ~~~~~Violetta~~~~~


Ludmiła. Ludmiła Ferro. Wiele o niej słyszałam. Leon wspominał mi o ich przyjaźni. Nigdy jednak nie było dane mi jej poznać osobiście, aż do tego wigilijnego wieczora. Zobaczyłam ją w ślicznej bordowej sukience ze spływającymi na ramiona blond lokami. Złapała Leona za rękę. I tym razem nie była tylko jego przyjaciółką.
Ja i Leon nie jesteśmy razem już dosyć długo. Sama pozwoliłam na to aby żył własnym życiem. I to głupie, ale nie spodziewałam się tego. Albo może właśnie spodziewałam. Jednakże pojęcie ,że Leon sobie kogoś znajdzie było takie abstrakcyjne. Nie wyobrażam sobie ,że ja mogłabym się teraz z kimś związać. I myślałam o Leonie tak samo. A jednak się myliłam. On zaczął już układać sobie życie. Z moją córką, nie ze mną.
Siedziałam w moim przestrzennym salonie, na białej sofie, przykryta kocem. Jak byłam mała, ten pokój był taki radosny. Niby nic się nie zmieniło od czasu kiedy babcia zmarła. Może zniknęło tylko kilka zdjęć z komody. Lecz kiedy ja się tu wprowadziłam, życie z tego miejsca uciekło. Ze mnie też już powoli ucieka. Z przemyśleń wyrwał mnie dźwięk otwieranych drzwi. Nie zdziwiłam się ani trochę kiedy w wejściu po chwili stanęła Francesca.
-Ciągle siedzisz i nic nie robisz? - założyła ręce na piersi - Violetta wstawaj i chodź do kuchni. Przyniosłam coś ciepłego.
Powoli zwlokłam się z sofy i ruszyłam za Fran. Kiedy weszłam do pomieszczenia, na blacie stały już jakieś pojemniczki i talerzyki a moja przyjaciółka krzątała się w tę i z powrotem. Usiadłam przy stole i wsparłam głowę na ręce. Obserwowałam Włoszkę zastanawiając się nad jej trybem życia. Żyje w ciągłym biegu. Raz jest u mnie, raz zajmuje się Mel, wieczorami pracuje nad swoimi felietonami. Zastanawiam się kiedy ona ma czas na życie towarzyskie. Chociaż może ja nie powinnam się na ten temat wypowiadać. Mimo wszystko wydaje się być szczęśliwa.
-Proszę - postawiła przede mną talerz z gorącym ryżem i sosem.
-Dzięki - mruknęłam a ona usiadła obok mnie ze swoją pracą.
-Violu, muszę z tobą porozmawiać o czymś ważnym - zaczęła a ja mimo woli przewróciłam oczami. Nie miałam ochoty na rozmowy. Zwłaszcza te poważne.
-Więc słucham.
-Obie wiemy ,że nie radzisz sobie ze swoim nałogiem...
-To nie jest nałóg - oburzyłam się.
-Dobrze. Nie radzisz sobie z alkoholem. Ze swoim uzależnieniem. I myślę ,że znalazłam dobre wyjście - zaczęła z ta swoją nutką podekscytowania w głosie.
-Jakie wyjście? - zapytałam trochę znudzona.
-Terapia. I to bardzo dobra terapia. Moja daleka kuzynka z niej skorzystała i bardzo jej to pomogło. Sprawdziłam dokładnie ich stronę internetową. To zamknięty ośrodek w Rosario. Terapia trwa w zależności od sześciu do ośmiu tygodni - tłumaczyła ale ja pokręciłam głową.
-Dziękuję ale niepotrzebnie się wysilałaś. Nie mam zamiaru nigdzie jechać.
-Violetta.
-Żadna Violetta. Nie, nie potrzebuję żadnej terapii.
-Nie sądzisz ,że to mogłoby być dobre rozwiązanie? - spojrzała na mnie wyczekując odpowiedzi.
-Nie - powiedziałam stanowczo.
-Zastanów się. To może zmienić twoje życie - uśmiechnęła się lekko - Na lepsze.
-Nie chcę niczego zmieniać.
-Dlaczego? Nie chciałabyś znowu przejąć opieki nad córką? Nie chcesz znowu być szczęśliwa, z rodziną?
-Fran, Leon już sobie kogoś znalazł na moje miejsce.
-A dziwisz mu się? - zabolało mnie to pytanie.
-Nie. Powinien być szczęśliwy- przełknęła ślinę.
-I tak jeszcze nie wszystko stracone.


W następnym rozdziale...

-Kocham cię 
-Kocham cię

***

13 listopada, godzina 19:00

*********************************************************************************
Cześć kochani!
Jak wam się podoba rozdział?  
Kolejny dopiero w niedzielę ale zapraszam was na sobotę na rozdział połówkowy. 
Tak więc do jutra!
Buziaki :* 

niedziela, 6 listopada 2016

Rozdział 25

 ~~~~~Leon~~~~~


Nawet nie zauważyłem ,a święta dobiegły końca. W tym roku spędziłem je bardzo miło. Co prawda zabrakło przy stole ojca ale i tak panowała przyjemna atmosfera. Poznałem rodziców Ludmiły, ona poznała moją mamę. Wszyscy się polubiliśmy. Wczoraj w nocy śnieg spadł i przysypał drogi. Co za tym idzie, na drogach zrobiły się jeszcze większe korki. Ech, zwariuję kiedyś z tymi korkami.W radiu już huczą o licznych wypadkach i poślizgach. I pomyśleć ,że większość z nich spowodowana jest brakiem zmienionych opon na zimowe. Kiedy zatrzymałem się w kolejnym korku, rozdzwoniła się moja komórka. Nie lubię odbierać kiedy prowadzę ale tym razem zrobiłem wyjątek. Tak jak myślałem, dzwonił Fede. Jak już kiedyś mówiłem, dobry z niego kumpel. Umówiliśmy się a ja znowu się spóźniam.

-Tak, wiem Fede, zabijesz mnie.
-Bez przesady. Tylko zanim przyjedziesz to zdążę tutaj zakwitnąć. 
-Może uda mi się jakoś wyminąć te korki. Zaraz będę, na razie. 

Szanse ,że uda mi się pojechać jakimiś bocznymi drogami były naprawdę znikome. Z każdą minutą czułem się coraz bardziej senny. Zmęczyły mnie te świąteczne przygotowania choć w gruncie rzeczy uwielbiam ten czas. Dodatkowo Melka miała ostatnio gorsze noce. W tym momencie po raz kolejny zadzwonił mój telefon.

-Fede wybacz. Mam nadzieję ,że zaraz coś się ruszy.
-A co się ruszy kochanie? 
-Lu, cześć. Stoję w korku i znów jestem spóźniony. 
-Ty i to twoje szczęście do wpadania w korki. Zobaczymy się wieczorem? 
-Mam nadzieję. 19:00? Przyjechać po ciebie? 
-Przyjadę swoim, muszę jeszcze coś załatwić na mieście. W takim razie do zobaczenia. 
-Do zobaczenia słońce. 

 Kiedy wreszcie udało mi się dojechać na miejsce, Federico kończył już drugą kawę i studiował coś na swoim smartfonie.
-Spóźniłeś się dokładnie trzydzieści siedem minut. Nie, czekaj. Trzydzieści osiem - uśmiechnął się głupio patrząc na swój zegarek.
-Pogadamy kiedy to ja będę na ciebie czekał - usiadłem na brązowym krześle przy stoliku ,który zajął Federico.
Spojrzałem w okno. Śnieg znowu prószył i mimo ,że była dopiero 16:00 to zaczęło się już lekko ściemniać.
-Zanim przyjechałeś to tak siedziałem i obserwowałem wchodzących klientów - zaczął.
-Chyba klientki - zaśmiałem się, a on zareagował podobnie.
-No racja. I powiem ci ,że chyba nie ma w tym mieście ładnych dziewczyn - stwierdził.
-Nie mogę się niestety z tobą zgodzić.
-Masz jakąś? Czemu się nie chwalisz - zainteresował się.
-Bo nie spotykamy się długo. Niecałe dwa miesiące.
-Kumplowi tego nie powiedzieć to jest grzech ciężki - oburzył się - Ale jedno mnie zastanawia. Nie spotykacie się długo, a macie dziecko?
-Ty jesteś jasnowidzem czy co? Nigdy ci o tym nie mówiłem - zdziwiłem się.
-Kiedyś wspomniałeś ale spieszyłeś się i nie zdążyłem zapytać. Więc jak to jest - wyjaśnił.
-To nie dziecko Ludmiły. Długa historia, kiedyś ci opowiem.

Punkt 19:00 byłem w domu. A minutę później przyjechała Ludmiła. Choć raz w tym dniu nigdzie się nie spóźniłem. Razem zajęliśmy się Melką a potem zjedliśmy kolację. Kolejny wieczór mogłem zaliczyć do udanych.

W następnym rozdziale...

-Nie sądzisz ,że to mogłoby być dobre rozwiązanie? 
-Nie...
-Zastanów się. To może zmienić twoje życie... Na lepsze...

8 listopada, godzina 19:00

***********************************************************************************
Witajcie kochani!
Przychodzę dzisiaj do Was z 25 rozdziałem.
I to po dość długim urlopie. Mam nadzieję ,że mi wybaczycie.
Zorientowałam się ,że zbliża się 100 tyś wyświetleń. Nie wiem kiedy tyle tego przybyło.
Z tej okazji coś dla Was wymyślę. Może konkurs? Zobaczymy.
Zdecydowałam ,że nie będę zajmować miejsc pod rozdziałami.
Jeśli chcecie to zostawiajcie po sobie ślad, będzie mi bardzo miło :)
Jednakże z tymi miejscami zawsze jest problem dlatego rezygnuję choć było mi bardzo miło ,że ktoś chciał mieć stałe miejsce :)
Dziękuję Wam za wszystko i do następnego razu :*

niedziela, 2 października 2016

Przeczytaj

Kochani moi!
Tak wiem. Znowu nawaliłam. Znowu nie było rozdziału. Dlaczego? A no dlatego ,że miałam straszny nawał obowiązków w tym tygodniu. Pełno sprawdzianów, zajęcia dodatkowe, wyjazdy, występy, próby. Różne zdarzenia ,którymi się przejmowałam i myślałam nad ich rozwiązaniem.
W piątek miałam nieszczęśliwy wypadek na w-fie. Wybity nadgarstek, nie mogę ruszać ręką. Także co za tym idzie... Nie będzie rozdziałów przez cały tydzień. Strasznie ciężko mi się stuka w klawiaturę tylko jedną ręką.
Wybaczcie.
Nie zapomniałam o was. Po prostu nie ułożyło mi się w tym tygodniu :D
Do zobaczenia kochani!
Mam nadzieję do następnego poniedziałku :*

poniedziałek, 26 września 2016

Rozdział 24

  ~~~~~Violetta~~~~~


Wigilia. Jedyny dzień w roku ,w którym nikt nie powinien być samotny. A jednak ja siedzę sama. Ale właśnie tego chciałam. Za oknem śnieg, pierwsza gwiazdka już dawno błyszczy na niebie. Ludzie w tej chwili pewnie dzielą się opłatkiem. Wybaczają sobie wszystko życząc dobrego życia. A ja? A ja siedzę, zastawiam się. Nad sobą, nad moimi decyzjami ,których dobrze wiem ,nie podjęłam najlepiej. Nie tak wyobrażałam sobie moje życie. Ale coś we mnie krzyczy ,że w chwili obecnej jest dobrze i nie trzeba nic zmieniać. Tego dna nie spodziewałam się nikogo, jednak ktoś zadzwonił do drzwi. Wstałam, chowając butelkę dopiero co otwartego wina do szafki. Otworzyłam drzwi a w nich stał Leon. Zdziwiłam się. Uśmiechał się lekko.
-Cześć - przywitał się - Mogę wejść?
-Jasne - przełknęłam ślinę go wpuściłam - Co cię tu sprowadza?
-Są święta - stwierdził -  Przyjechałem ci złożyć życzenia.
-Leon - westchnęłam - Po co nam te cyrki.
-Violetta mimo to jak jest między nami chcę ci po prostu życzyć wszystkiego najlepszego. Jest wigilia.
-Dziękuję, ja tobie też życzę wesołych świąt i wszystkiego dobrego - odparłam słabo się uśmiechając.
-Violetta ja naprawdę nie chcę się już z tobą kłócić. Idź w swoją stronę a ja pójdę w swoją...
-Leon? - usłyszeliśmy jakiś damski głos i po chwili w przedpokoju pojawiła się jakaś dziewczyna.
Swoją drogą bardzo ładna. Zdawało mi się albo na twarz Leona wstąpiło zakłopotanie.
-Leon, kto to? - zwróciłam się do niego.
-Ludmiła - blondynka szybko wyciągnęła do mnie rękę.
-Violetta - powiedziałam ostrożnie patrząc na Leona.
-Violetto to jest Ludmiła - zaczął.
-Wy? - szepnęłam do niego znacząco.
-Tak, jesteśmy parą od niedawna - wmurowało mnie.
-Wybaczcie nie chciałam się wtrącać, po prostu długo cię nie było Leon - zwróciła się do niego.
Więc Fran miała rację. I to o to chodziło Leonowi. On już poszedł swoją drogą. Znalazł sobie kogoś. Na moje miejsce.


W następnym rozdziale...

-Nie wiem Oliverze... 
-Przemyśl to jeszcze...

***

-Ale to już koniec...
-A może właśnie początek... 

29 września, godzina 19:00
 

czwartek, 22 września 2016

Przepraszam

Moi drodzy, zamiast rozdziału, znowu pojawiam się ja.
Tak. Znowu nawaliłam
Miał być dzisiaj rozdział ale go nie będzie z moich osobistych powodów. Nie jestem w nastroju, nie mam ochoty na pisanie. Ale to tak wyjątkowo. Tylko dzisiaj. Rozdział oczywiście wstawię. Ale już nie w tym tygodniu. Jutro mam cały dzień zawalony bo najpierw szkoła potem coś mi wypada a sobota, nie ma mnie w domu, idę świętować urodziny przyjaciółki. Rozdział przewiduje na poniedziałek. Mam nadzieję ,że poczekacie.
Miłego weekendu wam życzę i do zobaczenia!

wtorek, 20 września 2016

Rozdział 23

 ~~~~~Leon~~~~~


-Mamo, chcę z tobą o czymś porozmawiać - powiedziałem już od progu.
-Synu, nawet się ze mną nie przywitasz? - podeszła a ja szybko cmoknąłem ją w policzek - Chodź do kuchni bo właśnie ugotowałam zupę.
-Mamo, Ludmiła zaprasza nas na święta - wypaliłem.
-Ludmiła? - zdziwiła się i wtedy zdałem sobie sprawę ,że nie wspomniałem jej o moim nowym związku.
-Wybacz, nie powiedziałem ci.. Spotykam się z kimś - na moje słowa odstawiła z trzaskiem miskę na blat.
-I kiedy miałeś zamiar mi o tym powiedzieć?
-Właśnie teraz - wyszczerzyłem zęby - Wybacz, ale jakoś mi uciekło. Ale jak ją poznasz to ją na pewno polubisz.
-Leon, nie wiem czy to dobry pomysł abyś szukał Melanie nowej mamy - odrzekła.
-A moje uczucia się nie liczą? Może ja też chcę być szczęśliwy! - fuknąłem.
-Nie mówię synku ,że nie masz być szczęśliwy. Tylko wydaje mi się ,że niepotrzebnie od razu postawiłeś krzyżyk na waszym związku z Violettą. Moim zdaniem macie jeszcze szansę.
-Ja chcę o niej zapomnieć. Nie chcę mieć z nią już nic do czynienia - odparłem.
-Dobrze się zastanów Leon. Pamiętaj kogo kocha twoje serce.
-Mamo, myślałem ,że będziesz mnie wspierać - oburzyłem się.
-Ja cię zawsze wspieram. Po prostu tym razem się z tobą nie zgadzam - uśmiechnęła się stawiając przede mną talerz zupy.
-Twój ojciec nie przyjedzie w tym roku na święta - powiedziała po chwili.
-Nie martw się mamo. Więc tym bardziej powinniśmy przyjąć propozycję Ludmiły - podjąłem ponownie temat na co ona zmarszczyła brwi.
-Nie wiem. Mogę się na to zgodzić ale pod warunkiem ,że to oni przyjadą do nas. Przez całe życie nie opuszczałam tego miejsca w święta i tym razem również nie zamierzam.


Dwie godziny później siedziałem u siebie w kuchni i piłem kawę razem z Fran. Kiedy powiedziałem jej o moim związku z Ludmiła, zareagowała podobnie jak moja mama. Jednakże w końcu dała sobie spokój z drążeniem tematu.
-Violetta spędzi w tym roku Wigilię sama - odezwała się Fran.
-Dlaczego? A co z Oliverem?
-Powiedziała ,że nie chcę spędzać świąt z rodziną kiedy jej mama nie żyje. Moje zaproszenie też odrzuciła.
-W takim razie będzie sama na własne życzenie - odparłem. Fran skrzywiła się.
-Nie mów tak, Leon. Wiesz przecież jak jej ciężko. Nie może pozbierać się po tym wszystkim i nie daje sobie pomóc.
-Rozumiem to Fran ale ja nic już na to nie poradzę.

W następnym rozdziale...

-Ludmiła...
-Violetta...

***

22 września, godzina 19:00

*********************************************************************************
Hej kochani!
Znowu nawaliłam ale to nie moja wina! 
To znaczy, moja też trochę... Nie ustawiłam dobrej daty więc rozdział się nie wstawił. Ostatnio jakoś wszystko mi się myli. Wyznaczam nową godzinę wstawiania rozdziałów. 19:00. 
Do następnego kochani!  

poniedziałek, 19 września 2016

Rozdział 22,5

 ~~~~~Ludmiła~~~~~



 -Tak mamo... Tak, zapytam... Dobrze jego mamę też... Wiem... Nie wiem czy jego tata będzie... Przecież pamiętam... No ja ciebie też, pa - rozłączyłam się i schowałam telefon do tylnej kieszeni spodni.
Za 10 minut zaczynam zajęcia. Mam w tym tygodniu taki napięty grafik, bo nie dość ,że zajęcia to jeszcze mnóstwo spraw do załatwienia. Wizyta w banku, muszę jechać do rodziców, prywatne lekcje z jednym z uczniów... I tak dalej. Codziennie coś. Pocieszam się tym ,że niedługo uczniowie mają przerwę świąteczną a jak i oni o i ja. Jeszcze w tym wszystkim muszę znaleźć czas dla Leona. Spotykamy się już dwa tygodnie. Jednak nie widzieliśmy się już cztery dni. Ja praca, on praca. Ale dzisiaj do niego pojadę. Rozmawiałam z rodzicami. Bardzo się cieszą z mojego nowego związku. I ja też się bardzo cieszę. Zaproszę go razem z jego mamą na święta do nas. Moi rodzice bardzo chcą go poznać.
-Lu co ty tu jeszcze robisz? Masz zajęcia! - w pokoju nauczycielskim właśnie zjawił się Maxi, dyrektor studia i mój przyjaciel.
-Już lecę, wybacz - odstawiłam pusty kubek po kawie i wybiegłam szybko z pokoju nauczycielskiego.

-Cześć moi drodzy - przywitałam się z klasą.
-Dzień dobry Ludmiła - odpowiedzieli chórem.
-No to od kogo dzisiaj zaczynamy? - otworzyłam swój notes - Alice, twoja kolej zaprezentowania piosenki. Zapraszam.

Około godziny 15:00 wyszłam ze Studia. Teraz szybki do Leona. Z tego co wiem jest dziś w domu. Droga do domu Leona nie zajęła mi długo. Kilkanaście minut później byłam już pod jego drzwiami. Weszłam bez pukania. Akurat siedział w kuchni i czytał gazetę.
-Hej - przywitałam się na co w odpowiedzi dostałam całusa.
-No witaj, w końcu jesteś - powiedział.
-Ale niestety tylko na chwilkę bo muszę zaraz jechać do rodziców. Ale przyszłam cię o coś spytać.
-No więc zamieniam się w słuch - uśmiechnął się gładząc moje dłonie.
-Moi rodzice bardzo chcą cię poznać i zapraszają ciebie i twoich rodziców na Wigilie - powiedziałam.
-To bardzo miłe ale muszę to jeszcze uzgodnić z mamą. Nie wiem nawet czy ojciec w tym roku dojedzie - odparł.
-Bardzo bym chciała spędzić z tobą te święta.
-No ja z tobą też - musnął moje usta ale po chwili się odsunęłam.
-Muszę lecieć - uśmiechnęłam się odsuwając się od niego.
-Nie możesz zostać chociaż na chwilę? - spytał smętnie patrząc na mnie błagalnie.
-Nie, wybacz ale za to w weekend będę cała twoja.
-Przecież dopiero poniedziałek - wzniósł ręce do góry a ja się zaśmiałam.
-Pa - pokiwałam mu i wyszłam.  

*******************************************************************************
Hej kochani!
Tym razem mamy perspektywę Ludmiły, mam nadzieję ,że wam się podoba.
Nie bądźcie tak źle do niej nastawieni :D Jak to wspaniale ujęła Eva, dajemy LAJKA Ludmi!
Jutrzejszy rozdział wstawi się sam, ponieważ nie będzie mnie w domu o tej godzinie także jutro nie będzie zajętych miejsc pod rozdziałem.
Mimo to zapraszam jutro na 16:00.
Buziaki :*

niedziela, 18 września 2016

Rozdział 22

 ~~~~~Violetta~~~~~


Dzwonek do drzwi. Otworzyłam a za nimi stał Oliver. Nie spodziewałam się go. Wszedł do środka a ja zaproponowałam mu coś do picia. Rozmawialiśmy chwilę nie schodząc na temat mamy. Staram się o niej nie myśleć. W ogóle o niczym ostatnio nie myślę.
-Violu, niedługo Wigilia. Mam nadzieję ,że spędzisz ją ze mną i resztą rodziny - powiedział nagle Oliver wyrywając mnie z rozmyśleń. Wigilia? O czym on mówi?
-Wiesz, chyba wolę nie - pokręciłam głową - Nie czuję się dobrze w towarzystwie mojej rodziny.
-Ja to rozumiem Violu ale nie powinnaś tego dnia być sama - nalegał.
-Dziękuję ale naprawdę nie chcę. 
-A jak z Leonem? - zadał to okropne pytanie.
-Jak zwykle. Nijak. Wybacz ale nie chcę  tym rozmawiać.


Oliver siedział jeszcze trochę a potem wyszedł. Kiedy na zegarku pojawiła się 21:00 i byłam pewna ,że to koniec gości na dziś, wyciągnęłam butelkę wina i usiadłam w salonie na sofie. Wypiłam pierwszy kieliszek. Chciałam nalać sobie drugi ale usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi. Wyprostowałam się przerażona. Szybko spojrzałam na butelkę stojącą na stoliku i chciałam ją schować ale nie zdążyłam bo nagle w salonie pojawiła się Francesca.Spojrzła na mnie a potem przeniosła wzrok na butelkę.
-Violetta - powiedziała z wyrzutem - Myślałam ,że już nie pijesz.
-Fran przestań mi teraz robić wyrzuty.
-Marnujesz sobie życie.
-Ale to moje życie.
Pokręciła głową z rezygnacją.
-Dobrze, nie przyszłam sie kłócić. Chcę z tobą porozmawiać i coś ci zaproponować.
-Więc słucham.
-Kontaktowałam się z Oliverem i wiem ,że nie chcesz spędzić Wigili z twoją rodziną. Rozumiem. W takim razie ja chcę żebyś spędziła ją ze mną  - powiedziała szybko.
Zawsze wykłada kawę na ławę.
-Fran naprawdę ci dziękuję ale - zaczęłam.
-Nie ma żadnego ale - przerwała mi.
-Spędzę tę święta sama. Nie chcę się narzucać. Naprawdę i nie zmienię zdania. Dziękuję ci za propozycję - powiedziałam stanowczo.
-Violu przemyśl to jeszcze.
-Wybacz - uśmiechnęłam się blado.
-No dobrze ale gdybyś zmieniła zdanie to wiesz gdzie mnie szukać. A teraz lecę ale wpadnę jutro z Mel, pa - pokiwała mi i już jej nie było.

W następnym rozdziale...
 -Dobrze się zastanów Leon...
-Mamo, myślałem ,że będziesz mnie wspierać...
-Ja cię zawsze wspieram. Pp prostu tym razem się z tobą nie zgadzam...

20 września, godzina 16:00

********************************************************************************
Hej kochani!
Przepraszam was za to opóźnienie :( 
Coś mi wypadło. Następny rozdział pojutrze ale jutro kolejny rozdzialik połówkowy :) 
Więc do jutra kochani :)
 

sobota, 17 września 2016

Rozdział?

Hej kochani!

Zamiast rozdziału dzisiaj wstawiam wam notkę. Coś mi wypadło i nie mogę dzisiaj wstawić rozdziału. Ale jutro wieczorkiem gdzieś koło 19:00 powinien się pojawić.
Przepraszam was kochani i do jutra.
Paaa:*

czwartek, 15 września 2016

Rozdział 21

~~~~~Leon~~~~~
 

Wstałem dzisiaj o wiele szybciej niż zazwyczaj. Ale to w sumie dobrze bo mogłem w spokoju przygotować się do pracy. Ubrałem się, umyłem zęby i zajrzałem do lodówki z zamiarem zrobienia sobie śniadania. Jej wnętrze świeciło pustkami. Będę musiał po pracy skoczyć na szybkie zakupy ponieważ to właśnie dzisiaj umówiłem się z Ludmiłą. Wyciągnąłem dwa jajka i zrobiłem jajecznicę. Zdążyłem zjeść i umyć naczynia kiedy ktoś zapukał delikatnie do drzwi. Wiedziałem ,że to Fran. Nigdy nie używa dzwonka w obawie ,że obudzi Mel.
-Cześć Fran - przywitałem się kiedy weszła do środka.
-No hej Leon, tak wcześnie już na nogach? Zawsze o tej porze dopiero wstajesz.
-Tak jakoś szybciej się dziś obudziłem - wzruszyłem ramionami wieszając jej płaszcz na wieszak - Przynajmniej wypijemy razem kawę.
Weszła do kuchni i postawiła na blacie swoje tobołki z przeróżnymi rzeczami ,które zawsze ze sobą zabierała.
-To ja zrobię, a Mel śpi? - spytała.
-Chyba tak.
-Dobra to siadaj a ja zrobię kawę - poleciła i zaczęła się krzątać po kuchni.
Kilka minut później postawiła przede mną kubek.
-Jakie plany na dziś? - zapytała upijając łyk ze swojego kubka.
-Praca, potem zakupy i - chwilę się wahałem czy powiedzieć jej o spotkaniu z Ludmiłą - zaprosiłem na kolację koleżankę.
-Koleżankę? - rzuciła mi podejrzliwe spojrzenie.
-Ludmiła, kiedyś ci o niej wspominałem.
-Tak, tak. Ludmiła, stara znajoma - przytaknęła Fran nadal patrząc na mnie dziwnie - A co musisz kupić? Ja chętnie pojadę do sklepu, zabiorę Melke to się przewietrzy - dodała.
-Sam nie wiem jeszcze nie zrobiłem listy.
-No to się zastanów czego potrzebujesz a ja pojadę i zrobię te zakupy.
-Fran ale nie musisz - chciałem zaprotestować ale na nic się to zdało bo Włoszka uciszyła mnie gestem dłoni.
-Leon, to dla mnie czysta przyjemność. Od razu uzupełnię swoje zapasy - uśmiechnęła się.


Te kilka godzin w pracy zdawały się trwać w nieskończoność. Prawdą jest ,że kiedy się na coś czeka to czas płynie wolniej. W końcu nadszedł upragniony moment zakończenia pracy. Szczęście mi sprzyjało bo miałem spokojną drogę bez korków. W domu czekała na mnie Francesca. Siedziała akurat na sofie w salonie i czytała jakąś gazetę.
-Jak w pracy? - spytała wstając i kierując się do kuchni.
-Dużo roboty - westchnąłem zdejmując z siebie koszulę.
Poszedłem do łazienki. Umyłem ręce i założyłem wygodny T-shirt który leżał na pralce. Kiedy wróciłem do kuchni, czekał już na mnie kubek pysznej kawy.
-Dobra wypiję szybko z tobą i uciekam bo pewnie chcesz się przygotować do wizyty gościa - usiadła na swoim stałym miejscu naprzeciw mnie.
-Mel śpi? - próbowałem zepchnąć rozmowę na inny tor.
-Tak ale pewnie niedługo wstanie bo już trochę śpi - odpowiedziała - Leon, zapytam cię wprot bo wiesz ,że nie lubię podchodów.
-No słucham cię.
-To randka? - spytała patrząc na mnie z powagą - Wiesz. Czy ta dzisiejsza kolacja, to randka.
-Ludmiła to tylko moja stara koleżanka z liceum.
-Ale czy to nadal jest tylko koleżanka? Czujesz coś do niej?
-Nie wiem, ja - zacząłem się trochę gubić w tym co mówię - No nie wiem. Ale Fran do czego zmierzasz?
-Do niczego. Tak pytam tylko czy planujesz zafundować Mel nową mamę - powiedziała nieco wyzywająco ale wiem ,że nie miała niczego złego na myśli.
-Fran, jeśli chodzi ci o Violettę to wątpię ,że wrócimy do tego co było. I nawet jeśli. Ludmiłą to nie byłaby tylko przyjaźń, to czy ja nie mam prawa być szczęśliwy?
-Masz takie prawo. Wybacz, wiesz ,że jestem ciekawska - uśmiechnęła się - Ale powiesz mi jeśli się coś między wami wydarzy?
-Będziesz pierwszą osobą ,której powiem.


 Po wyjściu Fran wziąłem się do roboty. Za dwie godziny miała przyjść Ludmiła a nic jeszcze nie było gotowe. Zabrałem się gotowanie bo to było w tym wszystkim najważniejsze. W międzyczasie Mel się obudziła i musiałem ją nakarmić. Potem włożyłam ją do kołyski ,która stała w salonie. Dostałem ją od rodziców Violetty. Zazwyczaj tam Mel spędzała wieczory zanim szła spać. Nakryłem do stołu i poszedłem się przebrać. Postawiłem na moją jedną z lepszych koszul w kratę. Ułożyłem trochę włosy i jeszcze raz sprawdziłem czy wszytko gotowe.
-Jak wyglądam Mel? Nie za zwyczajnie? - zwróciłem się do dziewczynki ,która bawiła się grzechotką.
Zdawało mi się ,że mnie rozumie bo zaczęła wesoło ruszać rączkami. Punkt 19:00 zjawiła się Ludmiła. Jak zwykle wyglądała pięknie. Miała na sobie habrową sukienkę przed kolano i klasyczne, czarne szpilki.
-Witaj - uśmiechnęła się a ja cmoknąłem ją w policzek.
-Prześliczne wyglądasz - zarumieniła się pod wpływem komplementu.
-Dziękuję. A więc tak mieszka Leon Verdas - powiedziała kiedy zaprowadziłem ją do salonu.
-Nic specjalnego - zaśmiałem się - Zaraz podam kolację.
-Leon miałeś mi przedstawić tę damę z którą mieszkasz - powiedziała.
-No tak, chodź jest tutaj - pokazałem jej kołyskę.
Podeszliśmy bliżej do dziewczynki. Mała przyglądała się uważnie Ludmile. Ona zaś pogłaskała ją po brzuszku.
-Jest śliczna - zachwyciła się - Ma twoje oczy.
-To taki szczegół - zażartowałem na co ona uśmiechnęła się.
-Mogę ją potrzymać? - spytała.
-Ależ tak - zgodziłem się - A ja pójdę przygotować do stołu.
Poszedłem do kuchni zerkając jeszcze ukradkiem jak Ludmiła radzi sobie z małą. Cieszyłem się ,że Mel jej się spodobała.
-Kolacja podana - powiedziałam uroczyście zapraszając Ludmiłe do stołu.
Odsunąłem jej krzesło aby mogła usiąść i sam zająłem miejsce po drugiej stronie.
-Naprawdę umiesz gotować - oznajmiła biorąc do ust kolejny kęs.
-Mam wiele talentów - uśmiechnąłem się dumnie na co ona się zaśmiała.
Jedliśmy w miłej atmosferze. Melka nam nie przeszkadzała, bo cały czas grzecznie bawiła się w kołysce. Rozmawiało nam się niezmiernie miło. Nie patrzyłem nawet na to ,która jest godzina.
Po skończonej kolacji chciałem znieść talerze do kuchni aby zrobić miejsce na stole. Wstałem i zacząłem zbierać talerze.
-Pomogę ci - ona też się podniosła i zaczęła sprzątać.
-Nie, nie siedź. Dam sobie radę, jesteś gościem - powstrzymałem ją.
Uśmiechnęła się i usiadła. Nagle postawiłem talerze z powrotem na stole i zwróciłem się do niej.
-Albo wiesz co, jednak wstań - złapałem ją za rękę, przyciągnąłem do siebie i złączyłem nasze usta.
Niemal natychmiast oddała pocałunek. Czułem się wspaniale, jej miękkie usta tańczyły na moich i idealnie się wypełnialiśmy. Zanim jednak zdążyłem go pogłębić, usłyszeliśmy płacz Melki. Oderwaliśmy się od siebie powoli.
-Wybaczysz mi na chwilkę? Muszę ją nakarmić i położyć spać ale potem do ciebie wrócę - obiecałem a ona tylko pokiwała głową na znak zgody.
Pocałowałem ją przelotnie w policzek i poszedłem do płaczącej córki. Po kilkunastu minutach Melka zasnęła i mogłem wrócić do Ludmiły. Wszedłem do kuchni a ona właśnie kończyła myć naczynia.
-Nie musiałaś tego robić - uśmiechnąłem się podchodząc do niej.
-Ale chciałam - odwzajemniła uśmiech i nieśmiało mnie pocałowała.
-Chodź - pociągnąłem ją do salonu.
Usiadła na sofie a ja wyciągnęłam z szafki dwa kieliszki i butelkę dobrego, czerwonego wina.
-Dziękuję - powiedziała kiedy podałem jej kieliszek.
Po chwili usiadłem obok niej upijając łyk.
-Leon - zaczęła ale jej przerwałem.
-Może lepiej nic nie mówmy.
-Leon ale ja chcę żebyś wiedział ,że nie szukam kogoś na chwilę. Już miałam taki związek - powiedziała patrząc mi głęboko w oczy.
-Ja też nie szukam rozrywki. Chcę stałego związku i czuję ,że może nam się udać - pogłaskałem ją po policzku.
Znowu złączyliśmy usta w pocałunku. Tym razem czułym i delikatnym.
-Czuję coś do ciebie i mam nadzieję ,że ty do mnie też - wyznałem.
-Tak, ja też - uśmiechnęła i wtuliła się we mnie.
Objąłem ją ramieniem. W tamtym momencie jakieś drzwi się dla mnie zamknęły. Ale otworzyły się nowe i mam teraz obok siebie kogoś z kim poznam to co się za nimi kryje. 
 
W następnym rozdziale... 

-Ja to rozumiem Violu ale nie powinnaś tego dnia być sama... 
-Dziękuję ale naprawdę nie chcę...

***

-To wszystko jest zbyt skomplikowane...
-Ale to nie znaczy ,że jest już za późno...
-Tylko ja nie chcę...

***

17 września, godzina 16:00 

********************************************************************************

Ta - dam!
Oto rozdział 21! 
Zaskoczeni? 
Czy raczej się spodziewaliście?
Czekam na wasze komentarze bo pewnie macie wiele do powiedzenia na temat dzisiejszego rozdziału :D
Buziaki:*

środa, 14 września 2016

Rozdział 20

 ~~~~~Violetta~~~~~


Drzwi się otwierają. To Fran. Tylko ona wchodzi bez pukania.
-Cześć - przywitała się kładąc na blat jakąć reklamówkę i stawiając nosidełko na krześle.
-Cześć, jak dzień? - spytałam.
-U mnie w porządku. Jadę na zakupy a ty zajmij się małą, dobrze? - powiedziała ale zaprotestowałam.
-Nie Fran nie będę się nią opiekować.
-Dlaczego? - zapytała siadając naprzeciw mnie.
-Bo nie potrafię Fran - ledwo przeszło mi t przez gardło - I wiem ,że specjalnie ją tutaj przywozisz żebym się nią zajmowała, ale...
-Violetta, w ogóle siebie słyszysz? Jesteś jej matką - powiedziała z wyrzutem - I nie możesz pozowlić aby ktoś zajął twoje miejsce obok Leona i Mel.
-Co masz na myśli? - zawahała sie.
-Nie, nic konkretnego. Tylko weź się w garść i walcz o Leona.
-Nie...
-Violu, ja zawsze jestem z tobą. Mogę ci pomóc przez to przejść.
-Nie dam rady.
-Uwierz w siebie. Jeszcze nie jest za późno - posłała mi pokrzepiający uśmiech. 
Nie zdążyłam nic powiedzieć bo komórka ,która leżała przede mną zawibrowała i na wyświetlaczu wyświetlił się sms od Diego. 
-To znowu ten chłopak z klubu? - Fran rzuciła mi podejrzliwe spojrzenie.
-Nieważne - odpowiedziałam szybko czytając wiadomość. 

Od: Diego
Dlaczego ostatnio nie
przyszłaś? Może dzisiaj wpadniesz?
Przyjechać po ciebie? 

Nagle Francesca wyrwała mi komórkę z ręki i odczytała wiadomość.Pokręciła głową z niedowierzaniem. 
-To ja się produkuję, chcę ci pomóc, z reszta nie tylko ja, a ty chodzisz po klubach z jakimś Diego? - powiedziała z wyrzutem wstając od stołu. 
-Fran nie to nie tak...
-Nie tak? Ostatnio też Leon wyciągał cię z jakiejś imprezy i ty mi mówisz ,że to nie tak jak wygląda - fuknęła.
Milczałam nie wiedząc co powiedzieć. 
-Wiesz co zastanów się, na czym i przede wszystkim na kim ci tak naprawdę zależy - dodała po czym wzięła Melanie i wyszła. 

W następnym rozdziale... 

-Pomogę ci...
-Nie, siedź.... Albo wiesz co, jednak wstań...
***
15 września, godzina 16:00
**********************************************************************************
Hej kochani!
Jak wam się podoba rozdział?
Mam nadzieję ,że chociaż trochę. Jutro już będzie dłuzej i ciekawiej. 
Musiałam jakoś przebrnąć przez te rozdziały dzielące pogrzeb a to co jutro nastąpi :)
Do jutra kochani :* 

wtorek, 13 września 2016

Rozdział 19

 ~~~~~Leon~~~~~


-Puść mnie! - krzyknęła kiedy znaleźliśmy się już na zewnątrz.
-Wiesz, mnie naprawdę nie interesuje co robisz i z kim robisz...
-Leon, to co mówisz a to co robisz się wyklucza. Skoro masz to gdzieś to po co tutaj przyszedłeś i w ogóle skąd wiedziałeś gdzie jestem? - przerwała mi.
-To nieistotne skąd wiedziałem. Nie pozwolę na to ,żebyś ciągle piła i chodziła po jakiś klubach flirtując z obcymi facetami! Bądź co bądź jesteś matką mojego dziecka a nie chcę żeby Mel miała mamę alkoholiczkę!
-Nie twoja sprawa co robię, i nie rób ze mnie jakiejś patologii - syknęła - Poza tym Mel jest też moja.
-Nie rozśmieszaj mnie. Masz w ogóle szczęście ,że pozwalam Fran ją do ciebie zabierać.
-Mam do niej takie same prawa jak ty! - krzyknęła a ja zaśmiałem sie z kpiną.
-Nie masz do niej żadnych praw. I jeżeli chcesz to ci to udowodnię. Nie ma sprawy, możemy to załatwić w sądzie i będziesz to miała na papierze!
-Nie będziesz mnie straszył sądami!
-To przestań pić!
-Leon, po co nam ta wojna - powiedziała już spokojniej powstrzymując łzy.
-No właśnie, po co. Chyba nie muszę ci przypominać kto jest temu winien.
-Nic nie rozumiesz! Nie chciałam cię zostawić!
-I co z tego ,że nie chciałaś? Zrobiłaś to i nigdy nawet nie chciałaś mi tego wyjaśnić - powiedziałem z goryczą niemal słysząc jej ostanie słowa zanim wyszła trzaskając drzwiami.
-Bo nie potrafię, nie rozumiesz... Nie umiem być taka jaką byś chciał...
-Czyli? Gdybyś nie była dla mnie idealna to nigdy bym ci się nie oświadczył.
Milczała przez dłuższą chwilę, podobnie jak ja.
-Może skończmy tę rozmowę bo i tak nie ma sensu - pokręciłem głową z rezygnacją - Odwiozę cię.
-Nie musisz.
-Muszę, bo tam wrócisz.


Północ dochodzi, nie mogę zasnąć. Odwiozłem Violettę i mam nadzieję ,że nie wróciła do tych swoich znajomych. Fran do mnie zadzwoniła i powiedziała ,że była u Violetty ale jej nie zastała. Zostawiła telefon z włączoną wiadomością od jakiegoś Diego i Włoszka od razu chciała po nią jechać, jednak powiedziałem ,że sam to zrobię. Nie wiem czemu to zrobiłem. Może po cichu liczyłem ,że w końcu normalnie porozmawiamy. Sen całkowicie spełznął mi z powiek. Do moich myśli nagle wkradła się Ludmiła. Przypomniałem sobie o naszej kolacji. To już pojutrze. Ogromnie się cieszę ,że zaakceptowała fakt ,że mam dziecko i sam je wychowuje. W końcu myśląc o Ludmile i snując plany na nasz wspólny wieczór, zasnąłem.

W następnym rozdziale....

-Violu, ja zawsze jestem z tobą... Mogę ci pomóc przez to przejść...
-Nie dam rady...
-Uwierz w siebie... Jeszcze nie jest za późno...

***
 14 września, godzina 16:00

 

poniedziałek, 12 września 2016

Rozdział 18

~~~~~Violetta~~~~~



Ostatnio coraz częściej przyłapuje się na rozmyślaniu o tym co by było gdyby. Od śmierci matki, można powiedzieć ,że nie opuszczam mojego mieszkania. Snuje się po domu, kompletnie bez celu. Zaglądam do barku, wyciągam butelki wina albo wódki i piję żeby zatopić smutek, poczucie winy i świadomość tego jaka jestem beznadziejna. Piję wieczorami. Zazwyczaj bardzo późnymi. Wtedy kiedy kiedy jestem pewna ,że nikt mnie na tym nie przyłapie. To strasznie dziecinne ale listu od mojej matki nie otworzyłam. Oglądam go codziennie bardzo uważnie. Jednak od miesiąca nie zdobyłam się na to aby go przeczytać. Samochód stoi w garażu, nieużywany. Mam prawo jazdy. Ale nie jeździłam długo i trochę się boję usiąść za kierownicą. Poza tym, gdzie ja mogłabym nim pojechać. Wiadomości od Diego przestały przychodzić i cieszy mnie ten fakt. Teraz jedyną osobą z którą się kontaktuje, jest Francesca. Przyjeżdża teraz jeszcze częściej niż zwykle. Zazwyczaj z Mel.
Dzwonek do drzwi przerwał moje rozmyślania. Powoli podniosłam się z krzesła w kuchni. Szybko schowałam butelkę wina do szafki. Została jeszcze od wczorajszego wieczora. W pierwszej chwili pomyślałam ,że to Fran ale potem zdałam sobie sprawę ,że ona nigdy nie dzwoni tylko wchodzi. Otworzyłam drzwi.
-Witaj Violu, mogę wejść - w progu stał Oliver z bladym uśmiechem na twarzy.
Kiwnęłam głową i odsunęłam się aby mógł wejść. Zaprowadziłam go do kuchni. Usiedliśmy przy stole. Zaproponowałam coś do picia ale nic nie chciał.
-Wpadłem tak tylko na chwilę sprawdzić czy u ciebie w porządku. Nie odzywałaś się od pogrzebu - na słowo pogrzeb włoski stanęły mi dęba.
Inaczej to brzmi w moich myślach.
-Tak jakoś się nie złożyło, wybacz - odpowiedziałam zdając sobie sprawę ,że to najgłupsze wytłumaczenie jakie mogłam powiedzieć.
-Jak się trzymasz?
-Fran mi pomaga, jest dobrze.
-A jak z Leonem?
-Leon ma swoje życie. Nie mieszam się do niego - wydusiłam przypominając sobie naszą ostatnią rozmowę.
Pół godziny gadki szmatki i Oliver wyszedł. Widać ,że się o mnie martwi. Ale nie chcę współczucia.
Nadszedł wieczór. A wraz z nim wiadomość od Diego.

Od: Diego
Jesteśmy w tym klubie
z którego nam ostatnim razem
uciekłaś. Wpadnij jak chcesz.

W pierwszej chwili pomyślałam ,że nigdzie nie idę ale w sumie stwierdziłam ,że nikogo to nie zaboli jeżeli pójdę trochę potańczyć. Może dobrze mi to zrobi. Umalowałam się i włożyłam jakąś sukienkę. Na miejsce pojechałam taksówką. Kiedy weszłam do klubu pierwsze co, zamówiłam sobie drinka. Rozglądałam się w poszukiwaniu Diego i reszty ale nigdzie nie mogłam ich dostrzec. Barman podał mi szklankę. Podziękowałam i od razu upiłam łyk. Nagle obok mnie ktoś się pojawił.
-Cześć śliczna - na siedzeniu obok usiadł wysoki blondyn. Widać było ,że jest lekko wstawiony.
-Hej - mruknęłam upijając kolejny łyk.
-Ale jesteś ładna. Mówię serio, a jestem dopiero po pierwszym piwie.
-Tak? To wyobraź sobie jaka jest ładna po dwóch - usłyszałam czyjś bardzo znajomy głos.
Odwróciłam się a za mną stał Leon.
-Leon co ty tu robisz?
-Idziemy - powiedział stanowczo łapią mnie za ramię i podnosząc do pozycji stojącej.
-Ej gościu bez nerwów - zwrócił się do Leona chłopak który przysiadł się do mnie wcześniej.
-Nie wtrącaj się! - warknął Leon na co blondyn wstał i błyskawicznie się oddalił.
-Idziemy - powtórzył ale ja stanowczo zaczęłam kręcić głową.
-Nie, nigdzie nie idę. Nie będziesz za mnie decydować.
-Powiedziałem wychodzimy - zanim zdążyłam ponownie zaprotestować, pociągnął mnie w stronę wyjścia.

W następnym rozdziale...

-Mam do niej takie same prawa jak ty!
-Nie masz do niej żadnych praw. I jeżeli chcesz to ci to udowodnię...

***

13 września, godzina 16:00

niedziela, 11 września 2016

Rozdział 17,5

 ~~~~~Francesca~~~~~


Od śmierci mamy Violetty minął już prawie miesiąc. Pierwsze dni grudnia już za nami. Monotonia ogarnęła mnie na całego. Wstaję, jadę do Leona, jadę z Mel do Violi, wracam do domu Leon, na koniec jadę do domu. W weekendy spotykam się z Marco i tak dni lecą. Nie mówię ,że mi to przeszkadza, uwielbiam opiekować się Mel. Mogę w ten sposób pomóc chociaż trochę Leonowi. Dzisiaj jednak korzystając z okazji ,że Leon pojechał z Mel do swojej mamy, postanowiłam wybrać się do Violetty i wyciągnąć ją na cmentarz. Nie była tam od pogrzebu. Wiem ,że jej ciężko ale wypada żeby chociaż raz tam zajrzała.
Podjechałam pod jej dom. Zapukałam do drzwi choć w ogóle nie potrzebnie bo od razu weszłam. Zastałam ją w kuchni. Przeglądała jakąś gazetę a na blacie stała otwarta butelka wina.
-Cześć - przywitałam się a ona tylko kiwnęła głową - Ubieraj się.
Spojrzała na mnie dziwnie.
-No szybko, przecież nie pojedziesz w piżamie - zarządziłam.
-Gdzie nie pojadę? Fran nigdzie nie idę, nie mam nastroju - burknęła i wróciła do czytania czasopisma.
Wyjęłam jej z rąk pisemko.
-Nie pytam czy chcesz tylko mówię ci żebyś się poszła ubrać i uczesać. Zabieram cię na cmentarz - pokręciła głową.
-Nigdzie nie idę Fran.
-Naprawdę nie stać cie nawet na to żeby odwiedzić matkę i zapalić jej znicz? - postanowiłam ją trochę podebrać bo inaczej by się nie ruszyła.
Bez słowa wstała od stołu i poszła na górę. Kiedy zniknęła mi z oczu, chwyciłam butelkę tego przeklętego wina ,która leżała na blacie i wylałam zawartość do zlewu. Niecałe piętnaście minut później Violetta zeszła na dół. Wyszłyśmy z domu i wsiadłyśmy do mojego auta. Jak zdążyłam się zorientować, samochód, który dostała Violetta w spadku po mamie stoi sobie w garażu. Violetta choć ma prawo jazdy, jakoś nie pali się do tego żeby się przemieszczać gdziekolwiek tym sprzętem.

Droga minęła w milczeniu. Próbowałam nawiązać rozmowę ale Violetta nie była chętna. Od pogrzebu, a właściwie od dnia śmierci jej mamy zrobiła się strasznie cicha i przygnębiona. Co do picia, nie rozmawiamy o tym. Kilka razy zastałam ją śpiącą na sofie w salonie, podczas gdy obok stały puste butelki po winie albo wódce. Na temat Leona wolę się nie odzywać. Z nim też o niej nie rozmawiam. Chciałabym żeby Violetta wyjaśniła wszystko Leonowi. Żeby oboje sobie wszystko powiedzieli. Zwłaszcza ,że później może być już za późno. Ostatnio spotkał tę swoją koleżankę Ludmiłę i spędza z nią dość dużo czasu.
W końcu znalazłyśmy się pod bramą cmentarną. Violetta nieco ociągała się z wyjściem z samochodu. Kiedy znalazłyśmy się pod grobem pani Marii, zapaliłam znicz i zmówiłam modlitwę. Violetta stała tyłem do pomnika. Podeszłam do niej i pogładziłam po ramieniu. Widziałam ,że płacze.
-Violu, nie płacz - zaczęłam a ona po prostu mnie przytuliła i rozpłakała się na dobre.
-Dziękuję Fran - mówiła - Za to ,że mnie tu zabrałaś  za wszystko co dla mnie robisz.
Zdziwiłam się ale też poczułam miłe ciepło w środku. Po raz pierwszy mi podziękowała.

**********************************************************************************
No kochani, mamy perspektywę Fran.
Następny rozdział połówkowy pojawi się szybko bo już za pięć rozdziałów.
Piszcie jak wam się podoba a ja uciekam i widzimy się jutro o 16:00 :)
Buziaki :*

sobota, 10 września 2016

Rozdział 17

 ~~~~~Leon~~~~~



Kochany Leonie!

Jeżeli czytasz ten list to znaczy ,że już mnie nie ma na tym świecie. Od dawna przeczuwałam swoją śmierć. Uważam ,że każdy z nas podświadomie boi się śmierci. Ja też.
Traktowałam Cię jak własnego syna. Przez cały ten czas żyłam w błogiej nieświadomości, i myślałam ,że Ty i Violetta jesteście szczęśliwi. Czekałam tylko na ten moment kiedy dostanę od Was zaproszenie na ślub. I myślisz pewnie ,że to dlatego ,że przez cały ten czas nie znałam prawdy zapisałam Ci te pieniądze. Otóż nie. Zmieniłam swój testament w ostatniej chwili. Zanim jednak przejdę do tej kwestii chcę Ci coś wyjaśnić. Nie wiem co wpłynęło na zmianę mojej córki ale mam pewne podejrzenia. Wiem, że nie znałeś mojego zmarłego męża, Germana. Sama przyczyniłam się do tego abyś go dobrze nie poznał. Widziałeś go może dwa, trzy razy lecz nigdy nie udało Ci się z nim dobrze porozmawiać. Pieniędzy na koncie bankowym nigdy mi nie brakowało. Firma Germana dobrze prosperowała i zarobki były bardzo duże. Mimo wszystko zawsze oszczędzałam i odkładałam pieniądze na czarną godzinę i ta godzina, właśnie nadeszła. Pewnego dnia, firma zbankrutowała. Co za tym idzie, German stracił pracę. Od tego czasu nigdy nie był już taki jak przedtem. Zmienił się diametralnie. Popadł w alkoholizm i każdy grosz szedł właśnie na alkohol. Violetta bardzo się tym przejęła. I myślę ,że właśnie zmiana Germana a potem jego śmierć doprowadziły do tego ,że stała się inna. To tylko moje spostrzeżenia. Naprawdę nie znam konkretnego powodu, dlaczego od Ciebie odeszła. Jednak wiem ,że ona Cie kocha. Pamiętaj o tym, Leon.
Pieniądze ,które otrzymałeś są dla Ciebie i możesz z nimi zrobić co chcesz. Liczę ,że dziki nim uda Ci się zapewnić dobre życie sobie i Melanie. Jesteś bardzo odpowiedzialny. Wychowujesz sam córkę, pracujesz. Te pieniądze przydadzą Ci się. Ufam Tobie i wiem ,że mądrze je wykorzystasz. 
Teraz kiedy wszystko Ci już przekazałam, mogę odejść. Leonie, pamiętaj. Jesteś silnym mężczyzną i jesteś dla mnie jak syn. Moją ostatnią prośbą jest to abyś chociaż czasami przyszedł z moją wnuczką na mój grób. Proszę, wspomnij jej o mnie. 
 
Maria


Przełknąłem ślinę. Po przeczytaniu tego listu czułem kopletnie się wyprany z uczuć. Nie potrafiłem nawet płakać. Dlaczego Violetta ukrywała przede mną prawdę o swoim ojcu. Nie rozumiałem tego i może nie chciałem zrozumieć. 

Kilka następnych dni minęło w zaskakującym tempie. Nieubłaganie zbliżał się grudzień. Zawalony pracą, nie miałem czasu na nic. W tygodniu udało mi się wyrwać na obiecane spotkanie z Fede. Trochę pogadaliśmy. Fajny z niego gość. Pogrzebowe emocje zdążyły już opaść choć ciągle w głowie miałem list pani Marii. Francesca wskoczyła na jeszcze wyższe obroty i ostatnio kiedy wróciłem do domu po pracy, zastałem wyszorowane mieszkanie i dużą kolację na stole. Z Violettą, po staremu. Nie rozmawiamy. Nie mamy o czym. Widzę ją czasami jak zabieram się od niej z Fran. Moja przyjaciółka często u niej przebywa razem z Mel. Violetta to jej matka więc nie mam nic przeciwko ale tylko dopóki obok jest Francesca. Gnębiły mnie wyrzuty sumienia jeśli chodzi o kwestię Ludmiły. Od wizyty u notariusza nie widziałem się z nią a głupio mi było bo ostatnim razem też ją nagle zostawiłem. Postanowiłem nadrobić zaległości i zaprosiłem ją na kawę i jakieś ciastko. Jak zwykle zjawiła się punktualnie. Zaczęliśmy luźną pogawędkę ale czułem wiszące w powietrzu napięcie. Widziałem ,że coś nie daje jej spokoju. I w końcu zapytała:
-Leon, mogę cię o coś spytać? - powiedziała zmieszana.
-Pewnie.
-Nie chcę się wtrącać ale dlaczego zostałeś wezwany na odczytanie testamentu? Mówiłeś ,że już nie jesteście z Violettą razem
Wiedziałem ,że nic nie trwa wiecznie. I ,że w końcu będę musiał powiedzieć Ludmile prawdę.
-To prawda, nie jestem już z Violettą ale - pokręciłem głową czując się żałośnie - Ale długo byliśmy ze sobą. Zdążyliśmy się zaręczyć. Violetta zaszła w ciąże a po urodzeniu dziecka, zostawiła mnie - powiedziałem to najszybciej i najkrócej jak tylko potrafiłem.
Milczeliśmy przez dłuższą chwilę.
-Teraz dziecko jest ze mną a Violetta zaczęła... Nadużywać alkoholu - dodałem choć nie przyszło mi to najłatwiej.
Ludmiła spuściła wzrok i byłem pewien ,że wyjdzie z kawiarni ale od tylko uśmiechnęła się i powiedziała:
-To chłopczyk czy dziewczynka?
-Dziewczynka, Melanie.
-Na pewno jest cudowna - powiedziała.
-Naprawdę tak myślisz? - zdziwiłem się lekko - Wiesz, myślałem ,że...
-Leon, nie jestem taka płytka. Myślałeś ,że mnie tym odstraszysz. Ale to ,że masz córeczkę i sam ją wychowujesz świadczy o tym ,że jesteś naprawdę dzielny.
-Kamień z serca - odetchnąłem śmiejąc się.
-Będę ją mogła kiedyś poznać? Twoją córkę - spytała.
-Jeśli chcesz. Wiesz, mam pomysł. Zapraszam cię na kolację, do mnie. Umiem też nieźle gotować - uśmiechnąłem się - Co ty na to? W przyszłym tygodniu?
-Dziękuję, świetny pomysł.

W następnym rozdziale...

-Idziemy...
-Nie... Nie będziesz za mnie decydować...
-Powiedziałem wychodzimy....

***

12 września, godzina 16:00

**********************************************************************************
Hej kochani! 
Jak wam się podoba rozdział?
Spieszę was poinformować ,że rozdział 18 jak już wiecie pojawi się pojutrze ale jutro czeka nas kolejny rozdział połówkowy. 
Tak więc do jutra.
Do zobaczenia:*

czwartek, 8 września 2016

Rozdział 16

 ~~~~~Violetta~~~~~


Siedząc w gabinecie tego notariusza, myślałam ,że zwariuję. Byłam napięta jak struna. Oliver siedział obok mnie i wpatrywał się okno. Dalej ciocia Angie, siostra mamy, nerwowo drapała się po nadgarstkach. Kiedyś jak byłam mała, byłyśmy blisko, potem kontakt się urwał. Notariusz przy swoim biurku przeglądał jakieś papiery i co rusz zerkał na swój zegarek. Jedno miejsce obok mnie było wolne. Czekaliśmy na Leona. Spóźniał się już dziesięć minut. To do niego niepodobne ale w sumie dowiedział się w ostatniej chwili i pewnie w po drodze wdał się w jakiś korek. Zawsze miał do tego talent. Uśmiechnęłam się pod nosem. Kolejne dziesięć minut minęło i zaczęłam się już trochę denerwować ,że nie przyjedzie. 
-Czyli czekamy jeszcze na pana Leona Verdasa, tak? - odezwał się nagle notariusz wychylając nos spoza swoich kartek. 
-Mhm - mruknęłam widząc ,że Oliver zamyślił się i nawet nie słyszał tego co powiedział mężczyzna. -Ale on chyba już nie przyjedzie. 
-To już prawie pół godziny - mruczał do siebie mężczyzna.
Zaczęłam nerwowo poprawiać włosy. Miałam nadzieję ,że jednak Leon dotrze.
-Dobrze, w takim razie zacznijmy - zarządził notariusz i w tej samej chwili drzwi się otworzyły i ,ku mojej uldze i zadowoleniu, stał w nich Leon.
-Dzień dobry. Najmocniej przepraszam za spóźnienie - powiedział zajmując miejsce obok mnie.
Notariusz kiwnął głową i poprawił okulary na nosie.
-Nie szkodzi, jest pan w porę. Właśnie mieliśmy zaczynać. Czyli teraz jesteśmy już wszyscy?
-Tak - odpowiedzieliśmy chórem.
-Dobrze. Więc pani Maria Castillo z domu Saramego odeszła 8 listopada bieżącego roku. Zostawiła jednak testament ,który dokładnie rozpatrzyłem i właśnie w tej sprawie państwa wezwałem.
Przełknęłam ślinę. Nie wiem czy aby na pewno chcę poznać treść tego dokumentu. Nie mam pojęcia co mama mogłaby mi zapisać choć jest to teraz w tym wszystkim najmniej ważne. Boję się ,że testament jeszcze bardziej poróżni mnie i Leona.
-Panu Oliverowi Steel, został zapisany dom oraz ten list - przesunął po biurku białą kopertę z napisem Oliver.
-Pani Angeles Carrara, pani siostra powierzyła pani biżuterię ,która należała do waszej matki, połowę pieniędzy z konta bankowego i ten list - kolejna koperta powędrowała do mojej ciotki.
Naszła mnie ochota by wyrwać ten list jej rąk. Tak bardzo chciałam trzymać coś co tak niedawno pisała moja mama.
-Pannie Violettcie Castillo - wyprostowałam się słysząc swoje nazwisko - został przekazany samochód i również list - kiedy wyciągnął ze swojej teczki biała kopertę z napisem "Violetta" niemal rzuciłam się na niego aby mu ją wyrwać.
Nie obchodził mnie samochód, który dostałam. Liczyło się dla mnie tylko to ,że trzymam list ,który pisała moja mama.
-Panu Leonowi Verdas. - otrząsnęłam się i przeniosłam wzrok na Leona - Pani Maria zapisała panu drugą połowę swoich pieniędzy czyli dokładnie 76 tyś, oraz to - Leon z wahaniem wziął kopertę ze swoim imieniem.
Mama napisała list do każdego. Sama nie wiem dlaczego zapisała Leonowi te pieniądze. Absolutnie mu tego nie zazdroszczę ale trochę się dziwię. Chociaż w sumie, moja mama traktowała Leona prawie jak własnego syna.
Omówiliśmy jeszcze jakieś sprawy bardziej formalne z ,których niewiele rozumiałam, po czym opuściliśmy budynek.
-Podwieźć cię? - usłyszałam głos Leona kiedy już znaleźliśmy się na zewnątrz - Czy jedziesz z Oliverem?
-Możesz mnie podwieźć - mruknęłam trochę speszona.
Ruszyliśmy do jego auta. Usiadłam po stronie pasażera i pogrążyłam się w myślach. Nawet nie zauważyłam, kiedy podjechaliśmy pod mój dom. Powiedziałam tylko krótkie "dzięki" i szybko ruszyłam do drzwi.

W następnym rozdziale...

-Leon mogę cię o coś spytać?...
-Pewnie...
-Nie chcę się wtrącać ale dlaczego zostałeś wezwany na odczytanie testamentu? Mówiłeś ,że już nie jesteście z Violettą razem... 

10 września, godzina 16:00

wtorek, 6 września 2016

Rozdział 15

~~~~~Leon~~~~~


Od: Ludmiła
Spacer?
Dzisiaj, o której będziesz chciał. 
Sobota więc chyba masz wolne :)
Wynagrodzisz mi ostatnią kawę :)

Do: Ludmiła
13:00?

Od: Ludmiła
Może być. Na placu głównym?

Do: Ludmiła
Okej :)

Nie widziałem się z Ludmiłą dobre dwa tygodnie. Najpierw ten pogrzeb, potem praca. Cieszę się , że zaproponowała spotkanie bo chciałbym odnowić z nią kontakt. W końcu kiedyś byliśmy przyjaciółmi. Dochodziła 12:00. Jak zwykle moja mama ucieszyła się kiedy poprosiłem ją o popilnowanie Melki na dwie lub trzy godzinki. Zgodziła się bez wahania. Zadowolony udałem się w umówione miejsce. Ku mojemu zadowoleniu, byłem na miejscu pierwszy. Zazwyczaj to ona na mnie czekała. Chwilę później zobaczyłem ją. Wiatr rozwiewał jej długie blond włosy. Miała na sobie kremowy płaszczyk i czarne szpilki. Podeszła do mnie i szeroko się uśmiechnęła.
-Ale dzisiaj wieje - zaśmiała się i cmoknęła mnie w policzek na powitanie.
-Mimo to, widzę utrzymujesz równowagę w tych butach.
-Jestem taka niska - westchnęła - Muszę się jakoś podwyższyć. 
Zaśmialiśmy się. 
-Gdzie idziemy?
-Przed siebie  - odparła i pociągnęła mnie za sobą.

Szliśmy parkiem, rozmawiając o totalnych bzdurach. Zatrzymaliśmy się po drodze na lody. Może to nie do końca był dobry pomysł bo w końcu mamy środek listopada ale jak szaleć to szaleć. Wspominaliśmy szkolne czasy i ku mojej uciesze, ani razu nie zeszliśmy na temat Violetty. 
-Pamiętasz jak próbowałeś ściągać i zawsze wpadałeś? 
-To było okropne.
Śmialiśmy się i żartowaliśmy. Od czasu zerwania z Violettą, raczej mało było sytuacji kiedy bym był rozbawiony. 
-Chyba się trochę ubrudziłaś - powiedziałem kiedy spojrzeliśmy na siebie a ona znowu się zaśmiała.
-Naprawdę? Ale ze mnie niezdara, nie nawet chusteczki. Gdzie? - spytała.
-Poczekaj ja chyba mam jakąś chusteczkę - wyciągnąłem z kieszeni paczkę i wyjąłem jedną - O tutaj - wytarłem jej ubrudzone miejsce obok ust. 
Uśmiechnęła się. 
-Dzięki. 

Rozmawiało nam się wspaniale. Nie musiałem myśleć o Violettcie, o pracy, o tym ,że sam muszę wychowywać Melanie. No właśnie. Nie powiedziałem jeszcze mojej koleżance o tym ,że mam dziecko. Sam nie wiem czemu. To tylko stara znajomość więc to chyba i tak niepotrzebne. A może po prostu boję się ,że wtedy ona już nie będzie chciała się ze mną spotykać. Do rzeczywistości przywołał mnie dźwięk mojej komórki. Na wyświetlaczu widniała napis "Violetta". Przeprosiłem Ludmiłę i odebrałem. 

-Tak? 
-Leon, wybacz  ,że dzwonię ale mam pilną sprawę. 
-O co chodzi? 
-Powinnam była ci o tym wcześniej powiedzieć. Za godzinę mamy spotkanie u notariusza. W -sprawie testamentu i spadku po mamie. 
-Violetta ale to już nie jest moja sprawa. 
-No właśnie ,że jest. Moja mama ci coś zapisała. Tak powiedział notariusz. 
-Czemu mi tego wcześniej nie powiedziałaś. Jestem teraz zajęty. 
-Nie wiem, sama się dopiero dzisiaj dowiedziałam. Proszę cię przyjedź. Podeślę ci adres esemesem. 
-No dobrze.
-Do zobaczenia.
-Na razie.

Schowałem telefon do kieszeni. Ludmiła patrzyła na mnie badawczo. 
-Violetta?
-Tak. Chodzi o testament jej matki. Ludmiła wybacz ale muszę iść - powiedziałem zmieszany, całując ją na pożegnanie w policzek. 
-Nie szkodzi, do zobaczenia!
-Do zobaczenia!

W następnym rozdziale... 
 
-Dobrze, w takim razie zacznijmy....
-Dzień dobry. Najmocniej przepraszam za spóźnienie...
-Nie szkodzi, jest pan w porę. Właśnie mieliśmy zaczynać.... 
 
***
 
8 września, godzina 16:00

niedziela, 4 września 2016

Rozdział 14

~~~~~Violetta~~~~~



Nienawidzę spotkań rodzinnych. Zaskakujące ,że zawsze odbywają się u nas i muszę być na nich obecna.Tym razem to coś w rodzaju stypy ale nikt nie chcę tego tak nazwać. Zjechali się dosłownie wszyscy. W tym moje ciotki do których chowam urazę po dziś dzień. Chociaż właściwie to miały rację.
Najpierw był wspólny obiad. Jedliśmy w milczeniu. To znaczy oni jedli, ja tylko udawałam ,że coś przeżuwam. Nie było ani Leona ani Fran. Oboje nie chcieli się wtrącać do rodziny. Ktoś mógłby sobie coś pomyśleć. Atmosfera była dosyć lekka i aż dziwne ,że chodzi o śmierć. Nikt poza mną i Oliverem zdawał się nie przejmować utratą członka rodziny.
Kiedy wszyscy już zjedli, zaczęłam znosić brudne talerze ze stołu żeby zrobić miejsce na czyste talerzyki do ciasta. Zaniosłam do kuchni ostatnią partię talerzy i wzięłam się za wyciąganie z szafki czystych naczyń. Do kuchni weszły moje dwie ciotki. Zaczęły o czymś po cichu dyskutować. Chciałam przerwać tę ich rozmowę więc postawiłam nieco głośniej talerzyki na blat. Obie obejrzały się na mnie a ja tylko skinęłam głową i ruszyłam do jadalni.
-Violu pozwolisz nam tu na moment? - usłyszałam za sobą głos jednej z nich.
Odwróciłam się starając trzymać fason.
-Tak?
-Bardzo nam smutno z powodu twojej mamy - zaczęła ciocia a ja poczułam ,że zaraz znowu się rozpłaczę. Posłałam im tylko wymuszony, blady uśmiech.
-Ale myślałyśmy ,że w takich chwilach będzie przy tobie Leon - powiedziała druga.
-Gdzie on jest? I gdzie twoje dziecko, widzę ,że urodziłaś.
Zmieszałam się. Wiedziałam ,że zapytają.
-Leon nie mógł tu dzisiaj ze mną być - wydukałam.
Prychnęły z pogardą a ja odwróciłam się i wyszłam z kuchni. Zaczęłam rozstawiać talerzyki na stole starając się trzymać łzy. Musiałam niestety wrócić do kuchni po ciasto. Zatrzymałam się jednak przed wejściem bo słyszałam ,że ciotki o czymś rozmawiają.
-Zostawił ją. Jestem pewna.
-Wcale mu się nie dziwię. Od razu widać ,że to nie jest aniołek.
-Maria powinna była ją trzymać krócej. Charakter Germana. 
-Nie nadaje się ani na żonę ani tym bardziej na matkę. Pewnie dziecko jest z nim albo piła i urodziło się martwe. 
-Może by ciocie przestały obgadywać mnie za plecami? - wtargnęłam do kuchni chcąc przerwać tę ich rozmowę.
-Nikt cię nie nauczał ,że nie ładnie podsłuchiwać? - powiedziała jedna patrząc na mnie z kpiną. 
-Bezczelność - dodała druga po czym obie wyszły z kuchni. 
Zakręciło mi się w głowie. Łzy znowu napłynęły mi do oczu. Czułam się upokorzona. Jak mogły tak o mnie mówić i jeszcze krytykować metody wychowawcze mojej mamy. I to w dzień jej pogrzebu. " Spokojnie, trzymaj nerwy na wodzy. Nie daj im tej satysfakcji", powtarzałam sobie w myślach i nawet trochę pomogło. Wróciłam do pokoju i postawiłam na stole talerze z ciastem. Do końca spotkania obyło się bez większych niespodzianek. 

Tę noc spędziłam po raz kolejny w rodzinnym miejscu. Jednakże następnego dnia musiałam stawiać czoła rzeczywistości ,która czekała na mnie za drzwiami mojego domu.

W następnym rozdziale... 
 
-Violetta ale to już nie jest moja sprawa. 
-No właśnie ,że jest. Moja mama ci coś zapisała. Tak powiedział notariusz. 
-Czemu mi tego wcześniej nie powiedziałaś. Jestem teraz zajęty. 

***

6 września, godzina 15:00

sobota, 3 września 2016

Rozdział 13

~~~~~Leon~~~~~


Fala ubranych na czarno ludzi zalała cały kościół. Nie usiadłem razem z Oliverem i Violettą w przodzie. Tam siedziała najbliższa rodzina a przecież oprócz dziecka z Violettą nie łączy mnie absolutnie nic. Zająłem miejsce w ostatniej bocznej ławce. Wziąłem ze sobą znicz i kwiaty. Nigdy nie sądziłem ,że kiedyś to nastąpi. Czułem się jakbym był na pogrzebie własnej matki. Całą mszę powstrzymywałem łzy cisnące mi się do oczu. Widok trumny leżącej na środku kościoła, wcale nie ułatwiał sytuacji. Potem wszyscy ruszyli na cmentarz. Jedynym kolorowym akcentem w tej całej czarnej chmarze były kwiaty. Choć większość z nich była białych. Droga zdawała się nie mieć końca. Ciekawskie spojrzenia rzucane przez ludzi zza firanek, irytowały mnie. W końcu znaleźliśmy się na cmentarzu. Stanęliśmy w półkole patrząc jak powoli biała, pozłacana trumna znika pod ziemią. Nie mogłem i nie chciałem na to patrzeć. Przymknąłem oczy i spuściłem wzrok. Po drugiej stronie ujrzałem Violettę. Ledwo się trzymała na nogach. Choć tym razem nie była pijana. Miałem wrażenie ,że zaraz zemdleje i gdyby Fran nie trzymała jej za ramię to pewnie by się przewróciła. Płakała. Tak jak wtedy kiedy siedzieliśmy na ławce na tarasie.
Przemowa pożegnalna trwała w nieskończoność. Pani Maria odeszła dokładnie 8 listopada. Z każdym słowem to przemówienie było coraz bardziej przygnębiające.
W końcu pogrzeb dobiegł końca. Violetta razem z Oliverem zaprosili mnie na obiad i kawę w domu państwa Castillo. Ale wiedziałem ,że zjedzie się cała rodzina Violetty więc odmówiłem chcąc uniknąć niepotrzebnych pytań. 
Wracałem w podłym nastroju. Pojechałem do domu moich rodziców. Musiałem odebrać Melkę. Moja mama też chciała iść na pogrzeb pani Marii ale ostatecznie została z Mel bo inaczej nie miałby się nią kto zająć. Jak zwykle próbowała wepchnąć we mnie obiad ale podziękowałem i ruszyłem jak najszybciej do własnego mieszkania. Nie miałem ochoty z nikim rozmawiać. Okropnie się czułem nie tylko z powodu pogrzebu ale też mojej ostatniej rozmowy z Violettą. Obiecałem sobie ,że już nie będę ją prosić o rozmowę. I jednak uległem tej pokusie. I jak zwykle nic to nie dało. Nie odpowiedziała mi. Cóż, może przez gardło nie może jej przejść prawda ,że alkohol jest ważniejszy. I choć nadal uważam ,że zasługuję na wyjaśnienie, to nigdy już nie będę jej o to pytał.

W następnym rozdziale... 

-Może by ciocie przestały obgadywać mnie za plecami?...
-Nikt cię nie nauczał ,że nie ładnie podsłuchiwać?... 

***

4 września, godzina 13:00

 **********************************************************************************


Hej kochani!
Dzisiaj tak wyjątkowo wstawiam wam szybciej rozdział niż planowałam bo wypadło mi coś akurat na 15:00. Mam nadzieję ,że pomimo tego ,że jest krótki wam się podoba. 
Do jutra kochani!

czwartek, 1 września 2016

Rozdział 12

~~~~~Violetta~~~~~


W domu nie byłam już prawie tydzień. Wstąpiłam tam raz po ubrania. Jak na razie dnie przesiaduje w moim rodzinnym domu i razem z Oliverem ustalamy sprawy dotyczące pogrzebu. A właściwie to Oliver ustala bo ja tylko siedzę. Nie tknęłam alkoholu od śmierci mamy. Może to tylko niecałe 7 dni ale czuję jakbym nie piła już miesiąc. Okropnie jest mi przyznać ,że zaczęło mi tego brakować.
Wszystko już załatwione. Ksiądz, miejsce na cmentarzu, pomnik, trumna. Msza oraz pogrzeb odbędą się pojutrze. Nie wiem czy dam radę tam stanąć.
Piłam herbatę kiedy przyszedł do mnie SMS.

Od: Diego
Cześć śliczna ;)
Dawno się nie widzieliśmy.
Wyskoczysz z nami do klubu?

Do: Diego
Nie dzisiaj.

Nie chciałam mu się zwierzać. On zna tę Violette ,którą jestem na co dzień. Tę ,która imprezuje, szaleje, pije. Nie zrozumie tego, on to nie Leon. Tak bardzo boję się tego pogrzebu. Wtedy będę zmuszona pożegnać się z nią na zawsze. Nie wiem jak to wytrzymam. Ludzie umierają i dopiero kiedy to się się dzieje zdajemy sobie sprawę jak dużo tracimy. 

Pamiętam jak mama tylko raz we mnie zwątpiła. I wtedy ja zrobiłam to samo. Przyznała rację moim ciotkom, osobom ,które widziały mnie raz do roku. Ale chcę wierzyć ,że po prostu nie chciała się kłócić. Mimo to, zawsze ją kochałam. Uwielbiała Leona. Zawsze kiedy mnie odwiedzał, zapraszała go na herbatę i częstowała ciastkami. Dużo czasu spędzaliśmy z nią na tarasie. Opowiadała nam historie ze swojego dzieciństwa a Leon słuchał jej z ogromnym zainteresowaniem. Chwilami miałam wrażenie ,że przychodzi do niej a nie do mnie. Bardzo się ucieszyła kiedy ogłosiliśmy zaręczyny. Same oświadczyny były cudowne. Leon mnie kochał i okazywał to na każdym kroku. Potem wszytko potoczyło się szybko. Zostawiłam Leona. Wiedziałam ,że nie podłam. W głowie ciągle szumiało mi ,że nie jestem dla niego odpowiednia. To było coś więcej niż głupie myśli. Chwilami miałam wrażenie ,że mam depresje. Nie potrafiłam na siebie patrzeć, widziałam siebie taką jaką ludzie zaczęli mnie postrzegać przez błędy ojca. W końcu poddałam się temu. Zatraciłam się w alkoholu ,który dawał ukojenie. Leon prosił mnie kilka razy o rozmowę, o to żebym wróciła. Nie potrafiłam. I nadal nie potrafię. Łzy cisną mi się do oczu kiedy myślę jaki błąd popełniłam nie mówiąc o tym wszystkim mamie. Może teraz byłoby inaczej. Może teraz tuliłabym się do Leona i obejmowała Mel. Może znosilibyśmy ten ból razem. 

Zadrżałam kiedy rozległ się dzwonek do drzwi. Poszłam otworzyć. Spodziewałam się ,że to pewnie ktoś z rodziny ale ujrzałam Leona.
-Cześć - mruknął - Oliver prosił żebym mu to podrzucił - podał mi jakąś papierową torebkę. 
-Dzięki, wejdziesz? - spytałam.
-Nie, nie chce przeszkadzać.
-Nie będziesz przeszkadzać - powiedziałam mając nadzieję ,że zostanie. 
Spojrzał na mnie a potem pokiwał głową i zgodził się wejść. 
Zaprowadziłam go do kuchni.
-Chcesz herbaty?
-Nie, dziękuję.
-Pogrzeb będzie pojutrze. Będziesz? - spytałam siadając obok niego. 
-Tak - powiedział uśmiechając się lekko. 
Nie bardzo wiedziałam o czym mam z nim rozmawiać. Czułam się trochę niezręcznie ale Olivera nie było teraz a potrzebowałam czyjejś obecności.
-Gdzie Melanie? - podjęłam temat.
-U mojej mamy - odparł wlepiając wzrok w blat stołu - Słuchaj, nie chcę być niemiły ale dlaczego nagle się nią zaczęłaś interesować?
-Leon, zawsze się nią interesowałam.
-To dlaczego odeszłaś? - spojrzał na mnie wyczekująco - Przestałaś mnie kochać? Znudziłem ci się?
-Nie, to nie tak - zaczęłam się tłumaczyć.
-Więc jak? 
-Leon...
-Chcę żebyś tylko mi to wyjaśniła. O nic więcej nie proszę - powiedział stanowczo wyczekując odpowiedzi. 
To było dla mnie za dużo. Nie mogłam się zdobyć na kolejne wyjaśnienia. Milczałam przez dłuższą chwilę. 
-Rozumiem - powiedział nagle wstając i śmiejąc się kpiąco. 
-Leon - szepnęłam tak cicho ,że tego nie usłyszał. Łzy zaczęły wypełniać moje oczy.
-Po prostu wódka była ważniejsza - syknął mi do ucha po czym wyszedł z domu. 
Słyszałam tylko jak odjeżdża z piskiem z podjazdu. Zaczęłam płakać.

W następnym rozdziale... 

Po drugiej stronie ujrzałem Violettę. Ledwo się trzymała na nogach. Choć tym razem nie była pijana....

***

3 września, godzina 15:00

***********************************************************************************
Hej kochani! 
Jak 1 września? 
Wakacje się skończyły, niestety. 
A jak wam się rozdział podoba? 
Do pojutrza kochani :*

środa, 31 sierpnia 2016

Rozdział 11

~~~~~Leon~~~~~



-Dziękuję, do widzenia! - i mam nadzieję do nie zobaczenia. Pożegnałem się z mechanikiem mam nadzieję na długo.
Moim naprawionym autkiem śmigałem przez miasto z zadowoloną miną. Już zdążyłem zapomnieć jak wygodnie się siedzi na tym siedzeniu przed kierownicą. Oczywiście standardowo wdałem się po drodze w korek. Ale nawet się uśmiechnąłem kiedy zatrzymałem się za niebieskim samochodem. Melanie zostawiłem u mojej mamy a sam umówiłem się na kawę z Ludmiłą. Dotarłem w końcu do kawiarni w ,której umówiłem się z blondynką. Siedziała przy stoliku i czytała jakąś książkę.
-Cześć - podszedłem do niej a ona uśmiechnęła się i wstała.
-Hej Leon - cmoknąłem ją w policzek i usiadłem naprzeciw.
-Wybacz spóźnienie. Korki. Co studiujesz? - wskazałem na książkę.
-Ach taki tam poradnik dla kobiet - odpowiedziała i schowała ją do torby - Ty pewnie jak za czasów liceum nadal oczytany.
-Szczerze mówiąc ostatnio zaniedbałem to czytanie. Nie mam czasu.
-To co takiego robisz ,że nie masz czasu? - spytała z rozbawieniem.
Nie zdążyłem się nawet zastanowić nad odpowiedzią bo zadzwoniła moja komórka. 
Na wyświetlaczu widniał napis "Francesca". 
-Przepraszam cię na moment - powiedziałem i przyłożyłem telefon do ucha. 
-Cześć Fran... Co? Jak to?... Kiedy?... Wczoraj?... Tak nagle?... Rozumiem... Strasznie mi przykro... Jasne... Do zobaczenia.
-Coś się stało? - Ludmiła spojrzała na mnie niespokojnie - Zbladłeś.
-Mama Violetty nie żyje - odparłem zgodnie z prawdą nadal wpatrując się w ekran komórki.
-Och - westchnęła - Mogę ci jakoś pomóc?
-Trochę to mną wstrząsnęło bo kiedy jeszcze byliśmy z Violettą parą to była dla mnie jak druga matka - powiedziałem.
-Leon, tak mi przykro - dotknęła mojej dłoni ,która leżała na stoliku. Chciała pewnie tym gestem dodać mi otuchy. 
-Pojadę później tam.
-Jedź teraz - powiedziała stanowczo.
-Nie, teraz mieliśmy wypić kawę i porozmawiać.
-Nie szkodzi. Następnym razem - uśmiechnęła się.

Kilka minut później byłem już w drodze do rodzinnego domu Violetty. Gdyby nie fakt ,że uwielbiałem panią Marię to w ogóle bym tam teraz nie jechał. Z tego co powiedziała mi Fran to jest tam razem z Violettą.  W końcu znalazłem się na podjeździe państwa Castillo. Spędziłem w tym domu wiele miłych chwil. Dziwne ,że prawie w ogóle nie poznałem pana Germana. Wiem ,że zmarł a potem mama Violetty wyszła ponownie za mąż za Olivera. W sumie to spoko gość. Zadzwoniłem dzwonkiem i po chwili otworzył mi Oliver. 
-Dzień dobry - przywitałem się.
-Cześć Leon - powiedział smętnie wpuszczając mnie do środka.
-Chciałem powiedzieć ,że - zacząłem ale pokręcił głowa i mi przerwał.
-Wszystkim nam jest przykro - mruknął smutno - Każdy z nas bardzo to przeżywa. Violetta szczególnie.Wejdź, napij się herbaty.
Poprowadził mnie do kuchni. W powietrzu wisiało wyraźne napięcie a atmosfera była raczej przygnębiająca. W kuchni rządziła Francesca. No tak, wszędzie gdzie jest zaprowadza swoje porządki i stara się pomóc jak tylko może. Posłała mi delikatny uśmiech kiedy mnie zobaczyła. Omiotłem wzrokiem kuchnię ale Violetty nigdzie nie było.Francesca zdążyła postawić przede mną kubek gorącej herbaty.
-Violetta jest na tarasie - powiedziała Włoszka chyba czytając mi w myślach -Idź do niej. Wiem ,że chcesz.
Wstałem i skierowałem się do dużych drzwi balkonowych na końcu korytarza. Doskonale widziałem gdzie są ponieważ na tym tarasie spędzaliśmy większość czasu. Odsunąłem szklaną szybę i wyszedłem na zewnątrz. W kącie stała wiklinowa ławka a na niej okryta kocem siedziała Violetta. Wpatrywała się pustym wzrokiem przed siebie. Powoli podszedłem do niej. Nawet nie spojrzała.
-Mogę? - wskazałem miejsce obok niej. Prawie niezauważalnie pokiwała głową.
Usiadłem. Przyglądałem się starej wiśni ,która już prawie zrzuciła swoje liście. W końcu już listopad. Potem przeniosłem wzrok na Violettę.
-Wiem jak się czujesz - zacząłem cicho - Zdaję sobie sprawę ,że była dla ciebie najważniejsza osobą na świecie.
Nadal wpatrywała się w ten sam punkt.
-Wiesz ,że uwielbiałem twoją matkę. Była dla mnie niczym jak druga mama. Dlatego wiem co czujesz. Rozumiem twój ból. Tylko ty tak naprawdę odczuwasz w pełni tę stratę bo to ty spędziłaś z nią większość życia.
Zauważyłem jak jej oczy zaczynają się szklić. 
-Sam nie mogę jeszcze do końca w to uwierzyć. Jeszcze to do mnie nie dotarło.
Przysunąłem się do niej powoli. Pozwoliłem jej oprzeć głowę na moim ramieniu. I dopiero teraz poczułem falę bólu ,która zalała mnie od środka. Violetta rozpłakała się. Sam nie wiedziałem co mam robić. Chwyciłem tylko jej dłoń i pogłaskałem. Kilka łez spłynęło mi po twarzy. Nie wiem ile czasu tak siedzieliśmy ale herbata ,którą zaparzyła Francesca, zdążyła całkiem wystygnąć.


W następnym rozdziale... 


Od: Diego
Cześć śliczna ;)
Dawno się nie widzieliśmy.
Wyskoczysz z nami do klubu?

***

-Leon, zawsze się nią interesowałam...
-To dlaczego odeszłaś?... Przestałaś mnie kochać?...

***

1 września, godzina 13:00