wtorek, 29 listopada 2016

Rozdział 26,5 + NOTKA

 ~~~~~Francesca~~~~~


Kolejny dzień zaczął się tak samo i prawdopodobnie też się tak skończy. Nie żeby mi to przeszkadzało. Wręcz przeciwnie. Kocham moją rutynę. A Melanie jest tak słodka ,że to sama przyjemność się nią zajmować. Jednakże coraz częściej kręci się tutaj Ludmiła. Nowa dziewczyna Leona niekoniecznie przypadła mi do gustu. Tak naprawdę jest całkiem w porządku ale dla zasady, wolę się z nią zbytnio nie spoufalać. Mimo wszystko nadal wierzę w jego miłość do Violetty.
Przedpołudnie minęło doprawdy z zawrotną prędkością. Służba u Leona, wizyta u Violetty i obiad w jednej z moich ulubionych restauracji. Zajęłam stolik w dalszej części sali i rozłożyłam na zielono-białej serwetce swój laptop. Postanowiłam trochę popracować. Moje ulubione spaghetti plus miejsce przy oknie równa się dobrze napisany artykuł. Pracuję na pół etatu w jednej z redakcji internetowych. Mimo ,że rzadko bywam na miejscu, sumienie wykonuje swoją pracę. Zanim zdążyłam napisać choćby jedno zdanie, moja komórka wydała charakterystyczny dźwięk. Przyszedł SMS. 

Od: Marco
Co robisz słońce? 

Uśmiechnęłam się.

Do: Marco
Myślę o tobie. 

Odpisałam śmiejąc się. Odpowiedź przyszły niemal natychmiast.

Od: Marco
Chcąc nie chcąc będziesz musiała wyrwać
się ze mną dziś na spacer.

Do: Marco
Może znajdę chwilę :) O której? 

Od: Marco
17:30 jestem po ciebie. Beż żadnego ale :)

Do:Marco
 Będę czekać


Odłożyłam telefon i wróciłam do pracy. Jednakże myślami byłam już na spacerze z Marco. 

W drodze z restauracji wstąpiłam na chwilkę do Leona ale, że była tam Ludmiła, szybko się ewakuowałam. Wróciłam do domu i zaparzyłam herbatkę. Miałam jeszcze niecałą godzinkę do spaceru. Jednakże bardzo szybko ona zleciała. Zdążyłam zmienić bluzkę i poprawić fryzurę, a Marco już dzwonił do drzwi. Ucieszył mnie jego widok. Oraz cudowny bukiet róż jaki od niego dostałam. Od razu wstawiłam je do wazonu a następnie wyszliśmy. Chłopak zasypywał mnie komplementami a ja rumieniłam się niczym kilkunastoletnia dziewczyna. Spacerowaliśmy alejkami pobliskiego parku trzymając się za ręce. Choć pogoda nie była najładniejsza i tak wewnątrz mnie świeciło słońce. Mieć takiego chłopaka to skarb. Tak powinien wyglądać idealny związek. A przynajmniej ja na razie jest idealnie. Długie spacery, czułe pocałunki, trzymanie za ręce, rozmowy o bzdurach. Bezsensowne kłótnie trwające co najwyżej dziesięć minut oraz stuprocentowe zaufanie i szczerość. W pewnym momencie poczułam na nosie coś mokrego. Podniosłam głowę do góry i znowu coś na mnie skapnęły. Zaczynało kropić. Marco zaśmiał się i doprawdy nie wiem skąd ale wyciągnął duży parasol. Rozłożył go i objął mnie w pasie przyciągając do siebie abyśmy oboje zmieścili się pod parasolką. Z każdą chwilą padało coraz mocniej. Mimo to dalej szliśmy tym samym wolnym tempem. Deszcz nie mógł przerwać nam tego cudownego spotkania. Zatrzymaliśmy się na białym mostku i patrzyliśmy jak deszcz uderza o taflę wody. Po chwili Marco złączył nasze usta w czułym pocałunku.
-Pocałunek w deszczu. Jak w filmach - uśmiechnęłam się.
-Racja - odwzajemnił uśmiech i skradł mi jeszcze jednego buziaka - A żeby życie naprawdę przypominało film i to romantyczny, brakuje tego.
Zdziwiłam się kiedy podał mi parasolkę a sam uklęknął na jedno kolano i wyciągnął granatowe pudełeczko z tylnej kieszeni spodni. Zasłoniłam usta dłonią.
-Francesco, czy uczynisz mi ten zaszczyt i zechcesz zostać moją żoną? - wyrecytował patrząc mi w oczy.
-Marco wstań przecież tu jest mokro - wydusiłam po chwili nie mogąc powstrzymać wzruszenia.
-Będę tak klęczał dopóki nie powiesz tak - rzekł z poważną miną jednak widziałam wesołe iskierki w jego oczach - A jeżeli powiesz nie, to będę tak trwać do końca świata.
Zaśmiałam się. Okręciłam parasolkę i krzyknęłam na cały głos "TAK".  Nie wierząc we własne szczęście rzuciłam mu się na szyję. W końcu go puściłam a on wstał i założył mi na palec mój jedyny, wymarzony pierścionek zaręczynowy. Stanowiący obietnicę ,że od teraz i na zawsze jestem tylko jego. A on tylko mój. 


**********************************************************************************
Moi kochani!
Wiem, wiem.
Poległam na całej linii.
Nie będę się tłumaczyć bo to i tak nie wynagrodzi wam prawie miesiąca przerwy.
Jakoś tak wyszło, po prostu. 
Przepraszam was i obiecuję poprawę :)
Mimo to jeden komentarz pewnego anonima dał mi trochę do myślenia.
To nieprawda ,że o was zapominam.
I nieprawda ,że przestałam trzymać się terminów bo blog stał się bardziej popularny. Nie mam nikmu za złe ,że napisał taki komentarz bo po to one są żeby wyrazić swoje zdanie.
Niemniej żeby nie było niedomówień, przestaję od przyszłego rozdziału ustalać terminy następnego. Bo potem są takie niepotrzebne sytuacje gdzie czasem nie uda mi się wstawić rozdziału na czas.
Następny rozdział z perspektywy Leona. Być może pojawi się w tym tygodniu. Sama nie wiem.
Do zobaczenia!

poniedziałek, 28 listopada 2016

A gdzie rozdział?

Moi kochani!

Przepraszam, przepraszam, przepraszam.
Nawaliłam i to na całego ale cóż... Dużo się ostatnio działo.
Rozdział napisany od dwóch tygodni czeka na poprawkę. A ,że jutro mam trochę czasu, obiecuję wam go wstawić.
Nie gniewajcie się i do jutra!

wtorek, 8 listopada 2016

Rozdział 26

 ~~~~~Violetta~~~~~


Ludmiła. Ludmiła Ferro. Wiele o niej słyszałam. Leon wspominał mi o ich przyjaźni. Nigdy jednak nie było dane mi jej poznać osobiście, aż do tego wigilijnego wieczora. Zobaczyłam ją w ślicznej bordowej sukience ze spływającymi na ramiona blond lokami. Złapała Leona za rękę. I tym razem nie była tylko jego przyjaciółką.
Ja i Leon nie jesteśmy razem już dosyć długo. Sama pozwoliłam na to aby żył własnym życiem. I to głupie, ale nie spodziewałam się tego. Albo może właśnie spodziewałam. Jednakże pojęcie ,że Leon sobie kogoś znajdzie było takie abstrakcyjne. Nie wyobrażam sobie ,że ja mogłabym się teraz z kimś związać. I myślałam o Leonie tak samo. A jednak się myliłam. On zaczął już układać sobie życie. Z moją córką, nie ze mną.
Siedziałam w moim przestrzennym salonie, na białej sofie, przykryta kocem. Jak byłam mała, ten pokój był taki radosny. Niby nic się nie zmieniło od czasu kiedy babcia zmarła. Może zniknęło tylko kilka zdjęć z komody. Lecz kiedy ja się tu wprowadziłam, życie z tego miejsca uciekło. Ze mnie też już powoli ucieka. Z przemyśleń wyrwał mnie dźwięk otwieranych drzwi. Nie zdziwiłam się ani trochę kiedy w wejściu po chwili stanęła Francesca.
-Ciągle siedzisz i nic nie robisz? - założyła ręce na piersi - Violetta wstawaj i chodź do kuchni. Przyniosłam coś ciepłego.
Powoli zwlokłam się z sofy i ruszyłam za Fran. Kiedy weszłam do pomieszczenia, na blacie stały już jakieś pojemniczki i talerzyki a moja przyjaciółka krzątała się w tę i z powrotem. Usiadłam przy stole i wsparłam głowę na ręce. Obserwowałam Włoszkę zastanawiając się nad jej trybem życia. Żyje w ciągłym biegu. Raz jest u mnie, raz zajmuje się Mel, wieczorami pracuje nad swoimi felietonami. Zastanawiam się kiedy ona ma czas na życie towarzyskie. Chociaż może ja nie powinnam się na ten temat wypowiadać. Mimo wszystko wydaje się być szczęśliwa.
-Proszę - postawiła przede mną talerz z gorącym ryżem i sosem.
-Dzięki - mruknęłam a ona usiadła obok mnie ze swoją pracą.
-Violu, muszę z tobą porozmawiać o czymś ważnym - zaczęła a ja mimo woli przewróciłam oczami. Nie miałam ochoty na rozmowy. Zwłaszcza te poważne.
-Więc słucham.
-Obie wiemy ,że nie radzisz sobie ze swoim nałogiem...
-To nie jest nałóg - oburzyłam się.
-Dobrze. Nie radzisz sobie z alkoholem. Ze swoim uzależnieniem. I myślę ,że znalazłam dobre wyjście - zaczęła z ta swoją nutką podekscytowania w głosie.
-Jakie wyjście? - zapytałam trochę znudzona.
-Terapia. I to bardzo dobra terapia. Moja daleka kuzynka z niej skorzystała i bardzo jej to pomogło. Sprawdziłam dokładnie ich stronę internetową. To zamknięty ośrodek w Rosario. Terapia trwa w zależności od sześciu do ośmiu tygodni - tłumaczyła ale ja pokręciłam głową.
-Dziękuję ale niepotrzebnie się wysilałaś. Nie mam zamiaru nigdzie jechać.
-Violetta.
-Żadna Violetta. Nie, nie potrzebuję żadnej terapii.
-Nie sądzisz ,że to mogłoby być dobre rozwiązanie? - spojrzała na mnie wyczekując odpowiedzi.
-Nie - powiedziałam stanowczo.
-Zastanów się. To może zmienić twoje życie - uśmiechnęła się lekko - Na lepsze.
-Nie chcę niczego zmieniać.
-Dlaczego? Nie chciałabyś znowu przejąć opieki nad córką? Nie chcesz znowu być szczęśliwa, z rodziną?
-Fran, Leon już sobie kogoś znalazł na moje miejsce.
-A dziwisz mu się? - zabolało mnie to pytanie.
-Nie. Powinien być szczęśliwy- przełknęła ślinę.
-I tak jeszcze nie wszystko stracone.


W następnym rozdziale...

-Kocham cię 
-Kocham cię

***

13 listopada, godzina 19:00

*********************************************************************************
Cześć kochani!
Jak wam się podoba rozdział?  
Kolejny dopiero w niedzielę ale zapraszam was na sobotę na rozdział połówkowy. 
Tak więc do jutra!
Buziaki :* 

niedziela, 6 listopada 2016

Rozdział 25

 ~~~~~Leon~~~~~


Nawet nie zauważyłem ,a święta dobiegły końca. W tym roku spędziłem je bardzo miło. Co prawda zabrakło przy stole ojca ale i tak panowała przyjemna atmosfera. Poznałem rodziców Ludmiły, ona poznała moją mamę. Wszyscy się polubiliśmy. Wczoraj w nocy śnieg spadł i przysypał drogi. Co za tym idzie, na drogach zrobiły się jeszcze większe korki. Ech, zwariuję kiedyś z tymi korkami.W radiu już huczą o licznych wypadkach i poślizgach. I pomyśleć ,że większość z nich spowodowana jest brakiem zmienionych opon na zimowe. Kiedy zatrzymałem się w kolejnym korku, rozdzwoniła się moja komórka. Nie lubię odbierać kiedy prowadzę ale tym razem zrobiłem wyjątek. Tak jak myślałem, dzwonił Fede. Jak już kiedyś mówiłem, dobry z niego kumpel. Umówiliśmy się a ja znowu się spóźniam.

-Tak, wiem Fede, zabijesz mnie.
-Bez przesady. Tylko zanim przyjedziesz to zdążę tutaj zakwitnąć. 
-Może uda mi się jakoś wyminąć te korki. Zaraz będę, na razie. 

Szanse ,że uda mi się pojechać jakimiś bocznymi drogami były naprawdę znikome. Z każdą minutą czułem się coraz bardziej senny. Zmęczyły mnie te świąteczne przygotowania choć w gruncie rzeczy uwielbiam ten czas. Dodatkowo Melka miała ostatnio gorsze noce. W tym momencie po raz kolejny zadzwonił mój telefon.

-Fede wybacz. Mam nadzieję ,że zaraz coś się ruszy.
-A co się ruszy kochanie? 
-Lu, cześć. Stoję w korku i znów jestem spóźniony. 
-Ty i to twoje szczęście do wpadania w korki. Zobaczymy się wieczorem? 
-Mam nadzieję. 19:00? Przyjechać po ciebie? 
-Przyjadę swoim, muszę jeszcze coś załatwić na mieście. W takim razie do zobaczenia. 
-Do zobaczenia słońce. 

 Kiedy wreszcie udało mi się dojechać na miejsce, Federico kończył już drugą kawę i studiował coś na swoim smartfonie.
-Spóźniłeś się dokładnie trzydzieści siedem minut. Nie, czekaj. Trzydzieści osiem - uśmiechnął się głupio patrząc na swój zegarek.
-Pogadamy kiedy to ja będę na ciebie czekał - usiadłem na brązowym krześle przy stoliku ,który zajął Federico.
Spojrzałem w okno. Śnieg znowu prószył i mimo ,że była dopiero 16:00 to zaczęło się już lekko ściemniać.
-Zanim przyjechałeś to tak siedziałem i obserwowałem wchodzących klientów - zaczął.
-Chyba klientki - zaśmiałem się, a on zareagował podobnie.
-No racja. I powiem ci ,że chyba nie ma w tym mieście ładnych dziewczyn - stwierdził.
-Nie mogę się niestety z tobą zgodzić.
-Masz jakąś? Czemu się nie chwalisz - zainteresował się.
-Bo nie spotykamy się długo. Niecałe dwa miesiące.
-Kumplowi tego nie powiedzieć to jest grzech ciężki - oburzył się - Ale jedno mnie zastanawia. Nie spotykacie się długo, a macie dziecko?
-Ty jesteś jasnowidzem czy co? Nigdy ci o tym nie mówiłem - zdziwiłem się.
-Kiedyś wspomniałeś ale spieszyłeś się i nie zdążyłem zapytać. Więc jak to jest - wyjaśnił.
-To nie dziecko Ludmiły. Długa historia, kiedyś ci opowiem.

Punkt 19:00 byłem w domu. A minutę później przyjechała Ludmiła. Choć raz w tym dniu nigdzie się nie spóźniłem. Razem zajęliśmy się Melką a potem zjedliśmy kolację. Kolejny wieczór mogłem zaliczyć do udanych.

W następnym rozdziale...

-Nie sądzisz ,że to mogłoby być dobre rozwiązanie? 
-Nie...
-Zastanów się. To może zmienić twoje życie... Na lepsze...

8 listopada, godzina 19:00

***********************************************************************************
Witajcie kochani!
Przychodzę dzisiaj do Was z 25 rozdziałem.
I to po dość długim urlopie. Mam nadzieję ,że mi wybaczycie.
Zorientowałam się ,że zbliża się 100 tyś wyświetleń. Nie wiem kiedy tyle tego przybyło.
Z tej okazji coś dla Was wymyślę. Może konkurs? Zobaczymy.
Zdecydowałam ,że nie będę zajmować miejsc pod rozdziałami.
Jeśli chcecie to zostawiajcie po sobie ślad, będzie mi bardzo miło :)
Jednakże z tymi miejscami zawsze jest problem dlatego rezygnuję choć było mi bardzo miło ,że ktoś chciał mieć stałe miejsce :)
Dziękuję Wam za wszystko i do następnego razu :*